Wychowuje 15 dzieci. I rodzina jest dla nich najważniejsza
Barbara Szewc sama wychowuje 15 dzieci, sześcioro z nich jest już dorosłych i nie mieszka w rodzinnym domu, zaś dwoje niepełnosprawnych. Żyją z zasiłków i alimentów. Bywa ciężko, ale rodzina jest ze sobą bardzo zżyta.
Najstarsza córka ma 33 lata, najmłodsza - 8. W sumie cała gromadka liczy 15 rodzeństwa. Dzieci pomagają mamie jak tylko potrafią. Dziewczyny gotują obiady, a starsi chłopcy przejęli obowiązki ojca, którego zabrakło sześć lat temu, kiedy to zostawił swoją liczną rodzinę.
A jak wygląda ich zwykły dzień? Mama pobudkę ma już o 7. rano. Musi przygotować dzieciom śniadanie, po czym zaprowadzić ich do szkoły. Dzieli się tym ze starszą córką 22-letnią Patrycją. - Chodzą do różnych szkół, czworo jeszcze do podstawówki, dwójka do gimnazjum, samej byłoby mi trudno ich przypilnować. Przed wyjściem staramy się jeszcze uporządkować pościele – wyjaśnia Barbara Szewc.
Następnie drobne zakupy w drodze powrotnej, sprzątanie w domu, gotowanie i...już trzeba ze szkoły dzieci odebrać. Jest godz. 14. Czas na obiad. A po nim dłuższa chwila, która łączy rodzinę najbardziej – wspólna herbata i rozmowy o tym, jak każdemu z nich minął dzień. - Jak już porozmawiamy - a to trochę trwa, odpoczniemy, to starsi zabierają się za pomoc młodszym w zadaniach. Musimy się nawzajem wspierać – mówi Patrycja Szewc. Wieczór po kolacji kończą dosyć wcześnie z racji tego, że najmłodsze dzieci muszą się położyć spać i trzeba zgasić w pokoju światło. Telewizor jest w kuchni – dla tych, którzy chcą jeszcze obejrzeć ulubiony film czy program.
W sobotę rodzina nadrabia zaległości, czyli to, czego nie udało się zrobić w tygodniu – większe sprzątanie, nauka, a przy dobrej pogodzie rodzinny spacer. Wyjątkowym dniem jest niedziela. Wtedy do Barbary Szewc zjeżdżają się najstarsze dzieci ze swoimi rodzinami i wszyscy są w komplecie. - Żyjemy skromnie. Ledwo starcza przy naszej licznej rodzinie. A czasem nawet zabraknie środków do życia. Przychodzą różne problemy, ale jest miłość między nami i dlatego lżej to wszystko znieść.
Rodziną Szewc w ostatnim czasie zainteresował się Jacek Caliński, właściciel Bricomarche w Piekarach Śląskich, należący do niezależnego zrzeszenia przedsiębiorców „Muszkieterowie”, podejmującego różne inicjatywy dobroczynne. Postanowił pomóc w remoncie domu. Największym problemem jest wilgoć, z powodu której dzieci chorują, a także zbyt mało miejsca do nauki. Zamiast dwóch biurek można postawić cztery. - Nie mogłam uwierzyć w to, że ktoś chce nam w taki ogromny sposób pomóc. Jestem zaskoczona i jednocześnie szczęśliwa. Będzie nam się znacznie lepiej żyło, a i do nauki będą lepsze warunki, a to ważne – cieszy się 18-letnia Martyna Szewc.
Warto pomagać. Zwłaszcza tym, którym ta pomoc jest niezbędna i którzy ją doceniają. - Ta rodzina z każdej pomocy się cieszy. Nie rości sobie do niej praw, że jej się należy, nie upomina się o nią, jak wielu innych ludzi. Wręcz przeciwnie – próbuje sobie radzić sama – tłumaczy Katarzyna Shuheber z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Piekarach Śląskich.