Wycinka lasu w Gdyni. Lex Szyszko "poprawia" krajobraz Trójmiasta
Cztery hektary lasu wycięto w Gdyni Grabówku, na działce leżącej na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Pod topór poszło kilkaset zdrowych drzew.
Jeśli jednak nie okaże się, że w koronach wyciętych drzew były gniazdowiska ptaków, wycinka najprawdopodobniej ujdzie jej właścicielowi płazem.
Lex Szyszko nie zostało złamane
Urzędnicy gdyńskiego magistratu i strażnicy miejscy poprosili Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Gdańsku o sprawdzenie, czy przeprowadzona w ostatnich tygodniach wycinka drzew na terenie dawnej jednostki wojskowej przy ul. Dembińskiego na Grabówku, w granicach Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, odbyła się zgodnie z prawem. Na obszarze niemal czterech hektarów prywatny właściciel usunął kilkaset zdrowych drzew. W środę na tym terenie pojawili się strażnicy miejscy i specjaliści z Wydziału Środowiska Urzędu Miasta Gdyni.
- Funkcjonariusze z naszego ekopatrolu potwierdzili, że wycinki dokonano w granicach Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego - mówi Danuta Wołk-Karaczewska, rzecznik Straży Miejskiej w Gdyni. - Wobec tego zawiadomiona została Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska i pracownicy RDOŚ będą podejmować dalsze czynności.
Według wiceprezydenta Gdyni Michała Gucia, dla oceny działania prywatnego właściciela terenu przy ul. Dembińskiego duże znaczenie będzie miało to, czy na wykarczowanej działce znajdowały się chronione gatunki. Na dziś jednak niewiele na to wskazuje.
Według okolicznych mieszkańców, na terenie po dawnym Węźle Łączności Dowództwa Marynarki Wojennej rosły głównie buki, świerki i brzozy. Żaden z tych gatunków nie jest w Polsce pod ochroną. Wiadomo natomiast, że w przypadku tak dużej wycinki właściciel działki miał obowiązek sprawdzić, czy na jej terenie nie bytują chronione gatunki zwierząt. Chodzi przede wszystkim o ptaki, które mogły gniazdować w koronach drzew. Jeśli nie zasięgnął w tej sprawie opinii specjalistów, teoretycznie może zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej.
Urzędnicy są za to zgodni co do tego, że na podstawie zapisów znowelizowanej ustawy o ochronie przyrody, nazywanej „lex Szyszko”, właściciel prywatnej nieruchomości nie miał obowiązku zgłaszania ani Urzędowi Miasta Gdyni, ani RDOŚ i TPK zamiaru usunięcia drzew. Wykorzystał też jeden z ostatnich momentów obowiązywania zliberalizowanych przepisów. W kwietniu parlament przywrócił obowiązek ubiegania się o wycinkę drzew, jednak ustawa nie weszła jeszcze w życie, bo czeka na podpis prezydenta Andrzeja Dudy.
Po co mu to było?
Z Krzysztofem O., właścicielem dawnej jednostki wojskowej, nie udało nam się skontaktować. Nie są jasne intencje, jakie mu przyświecały, gdy zdecydował się wyciąć kilkaset drzew. Dla terenu przy ul. Dembińskiego 131 nie został uchwalony plan zagospodarowania przestrzennego. - Nie wystąpiono też o pozwolenie na budowę na tym gruncie - wyjaśnia Sebastian Drausal, rzecznik Urzędu Miasta Gdyni.
Jest mało prawdopodobne, aby właściciel terenu uzyskał w przyszłości zgodę na wybudowanie jakichkolwiek obiektów w granicach TPK. Musiałby wcześniej wystąpić o odlesienie i zmianę kwalifikacji gruntu. Jest to skomplikowana procedura i w niektórych wypadkach musi zostać pozytywnie zaopiniowana przez ministra środowiska.
Termin wycinki ma znaczenie
- Trójmiejski Park Krajobrazowy nie podlega pod naszą jurysdykcję. Właściciel działki nie miał więc obowiązku zgłoszenia nam planowanej wycinki. Musiałby to zrobić tylko w jednym przypadku, a mianowicie - gdyby na terenie przeznaczonym pod wycinkę znajdowały się gatunki drzew, krzewów, zwierząt czy ptaków pod ochroną. Wynika to z artykułu 51 ustawy o ochronie przyrody - mówi Sławomir Sowula, rzecznik Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Gdańsku. - Jeśli na terenie przeznaczonym pod wycinkę znajdują się gatunki chronione, właściciel musi wystąpić do nas z wnioskiem o odstępstwo od zakazów. Po otrzymaniu takiego wniosku oceniamy sytuację i albo zgodę wydajemy, albo nie. W tej sprawie nikt się z takim wnioskiem do nas nie zgłosił. Nasz pracownik pojechał w czwartek skontrolować sytuację na miejscu. Jeszcze nie dotarły do mnie wyniki tej kontroli.
Była wieloletnia szefowa Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska dodaje, że kluczowy w tej sprawie może być termin, w jakim doszło do wycinki.
- Jeśli wycinka została przeprowadzona po 1 marca, to już w okresie lęgowym ptaków. W tym czasie drzew się nie wycina, bo istnieje ryzyko zniszczenia siedlisk. Uważam, że właściciel działki mógł działać na granicy prawa - mówi Hanna Dzikowska, była wieloletnia szefowa RDOŚ. - Jestem pewna, że wszystko się odbyło w tempie ekspresowym w związku z wizją nowelizacji przepisów. Po ich zmianie zamiar wycinki przynajmniej trzeba będzie zgłosić do urzędu gminy. Na razie lex Szyszko widać gołym okiem już w całym kraju. Minister środowiska odcisnął w całej Polsce niechlubne piętno i z tego zostanie zapamiętany - dodaje.
Lex Szyszko widać gołym okiem już w całym kraju. Minister środowiska odcisnął w całej Polsce niechlubne piętno i z tego zostanie zapamiętany.
Urząd ubolewa
Wycinka kilkuset drzew w gdyńskiej części Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego oburzyła także mec. Romana Nowosielskiego, który przed laty walczył o zmianę przepisów w imię obrony praw przyrody.
- Trójmiejski Park Krajobrazowy powinien podlegać szczególnej ochronie. Od lat postuluję zmianę przepisów w taki sposób, aby wycinka jakichkolwiek drzew na jego terenie była możliwa wyłącznie za zgodą lokalnego samorządu. To brutalne morderstwo drzew - stwierdza oburzony mec. Roman Nowosielski, znany gdański adwokat. - Lasy prywatne znajdują się pod nadzorem Lasów Państwowych. Właściciel nie może działać całkowicie samowolnie. Przed dokonaniem wycinki powinien był się ubiegać o zgodę Lasów Państwowych. Trzeba to podkreślić - lasy są naszym bogactwem narodowym. A my wszyscy jesteśmy jego współwłaścicielami. Wycinanie wszystkiego w pień jest dla mnie po prostu niezrozumiałe - dodaje.
Lasy są naszym bogactwem narodowym. A my wszyscy jesteśmy jego współwłaścicielami. Wycinanie wszystkiego w pień jest dla mnie po prostu niezrozumiałe.
O komentarz do sprawy poprosiliśmy przedstawicieli Lasów Państwowych. Odesłały nas one jednak do Urzędu Marszałkowskiego w Gdańsku.
- Trójmiejski Park Krajobrazowy podlega pod jurysdykcję Urzędu Marszałkowskiego w Gdańsku. W tym przypadku prywatny właściciel w sprawach dotyczących działki powinien się zgłaszać do Urzędu Marszałkowskiego oraz do zarządu Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Właścicielem działki, który ją sprzedał obecnemu właścicielowi, nie były Lasy Państwowe. Jest to teren byłej jednostki wojskowej - wyjaśnia Łukasz Plonus, rzecznik Nadleśnictwa Gdańsk w Lasach Państwowych.
Urząd Marszałkowski, choć ubolewa, rozkłada ręce.
- Przedstawiciele, podlegającego nam, Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego spotkali się na miejscu wykarczowanego lasu z przedstawicielami miasta Gdyni i Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska i niestety, to smutne, ale wszyscy mamy związane ręce. Zadziałało tu lex Szyszko. Właściciel nieruchomości, osoba fizyczna, mogła wyciąć te drzewa i nie złamała przy tym żadnych przepisów prawa - mówi Małgorzata Pisarewicz, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego w Gdańsku.
Do zamknięcia wydania gazety nie udało nam się skontaktować z władzami Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego.
Były skargi i interwencje
Na terenie przy ul. Dembińskiego 131 przez lata stacjonowali żołnierze, a konkretnie pracownicy założonego w 1953 roku Węzła Łączności Dowództwa Marynarki Wojennej. Po rozformowaniu tej jednostki w czerwcu 2007 roku nieruchomość na podstawie protokołu zdawczo-odbiorczego przekazana została, jako zbędna dla Ministerstwa Obrony Narodowej, do Agencji Mienia Wojskowego.
We wrześniu 2010 roku nabył ją Krzysztof O. Okoliczni mieszkańcy wielokrotnie skarżyli się w ostatnich latach, że teren dawnej jednostki wojskowej nie jest ogrodzony, zabudowania popadają w ruinę, co zagraża bezpieczeństwu dzieci, a na obszar przy ul. Dembińskiego ktoś wywozi śmieci. Pisaliśmy o tym w „Dzienniku Bałtyckim” w 2013 roku.
- Jest tam bardzo niebezpiecznie - mówił wtedy Sławomir Durajewski, mieszkaniec Grabówka. - Przecież te zabudowania w każdej chwili mogą się zawalić. Jeśli akurat w momencie katastrofy w środku będą przebywały jakieś osoby, ktoś może zginąć. Tego typu obiekt na obrzeżu dzielnicy budzi też zainteresowanie dzieci. Jeśli jakiś nastolatek wpadnie w niezabezpieczoną studzienkę kanalizacyjną, trzeba będzie znowu dzwonić po strażaków, którzy w tym miejscu pojawiali się już kilka razy, aby gasić wzniecane przez młodzież pożary. Widać zresztą ślady po tych wydarzeniach. W okolicy jest mnóstwo spalonych bądź osmolonych dymem drzew.
W sprawie tej interweniowały Straż Miejska i urzędnicy z Wydziału Środowiska UMG, nakazując uprzątnięcie działki. - W ostatnim okresie nie mieliśmy już jednak interwencji przy ulicy Dembińskiego - mówi Danuta Wołk-Karaczewska.
***
Pracownicy TPK zapowiedzieli już, że fakt wycinki zgłoszą policji. Warto sobie jednak uświadomić, że usuwanie drzew na terenie parku nie jest zakazane. Rocznie w granicach TPK wycinane jest średnio aż 50 hektarów lasu. Przedstawiciele Nadleśnictwa Gdańsk tłumaczą, że dzieje się to w ramach prowadzenia gospodarki leśnej.
ewa.anruszkiewicz@polskapress.pl
szymon.szadurski@polskapress.pl