Mieszkańcy os. Śląskiego domagają się ścięcia drzewa, które rośnie przy placu zabaw dla dzieci. Oberwane konary drzewa w czerwcu zraniły pięć osób. Kolejne gałęzie upadły w minioną sobotę.
Afera wybuchła 10 czerwca br. około godzinie 18.00 na placu zabaw przy ul. Os. Śląskie 12C w Zielonej Górze. Na bawiące się tam dzieci spadł ogromny konar.
W chwili oberwania konaru na placu zabaw przebywała trójka dzieci w wieku około 2 lat i ich dwie mamy. Nie wiadomo do dziś dlaczego ciężki konar oderwał się od drzewa. Na miejsce przyjechały dwie karetki, straż pożarna i policja. Na ciele dzieci i kobiet lekarze stwierdzili liczne zasinienia. Dwójka dzieci i kobiety trafiły do zielonogórskiego szpitala. Straż pożarna zabezpieczyła plac zabaw. Na szczęście konar nie spadł bezpośrednio na dzieci. Gdyby tak się stało, obrażenia mogłyby być dużo poważniejsze.
- Ale i tak dwie osoby nadal są na zwolnieniach lekarskich, nie doszły do siebie po tym wydarzeniu - mówi pani Anna (imię fikcyjne, dane do wiadomości red.). - Teraz okazuje się, że niebezpiecznego drzewa nie można ściąć. Ono nadal nam zagraża. Jak to możliwe!
Pani Anna zaalarmowała ,,GL’’ po tym, gdy konary drzewa ponownie upadły na plac zabaw, ogrodzenie i chodnik. Tym razem, na szczęście nikogo nie raniąc.
Ale po kolei. Jak się okazuje feralne drzewo chciano ściąć już dawno.
- Ono rośnie na granicy dwóch działek, wspólnoty i prywatnego właściciela - opowiada pani Anna. - Jednak właściciel drugiej parceli nie chciał się zgodzić na wycięcie drzewa.
,,Ono jest jedyną barierą utrzymującą naszą prywatność oraz dającą względny komfort mieszkania i użytkowania naszej działki wobec nowego bloku wielorodzinnego, którego okna i balkony wychodzą wprost na nasze podwórze i obejście’’ - czytamy w mailu sprzed blisko 3 lat od właściciela sąsiadującej ze wspólnotą nieruchomości. Sąsiad zmienił jednak swoje zdanie po ostatnim wypadku.
- Urząd miasta zapewniał nas w czerwcu, że pozwolenie na wycinkę będzie wydane bardzo szybko, jeśli dwoje właścicieli zgodzi się pozbyć drzewa - opowiada nasza Czytelniczka. - Zgoda była. Szybko złożyliśmy wniosek o wycinkę.
Magistrat zawiesił postępowanie do czasu uzyskania opinii Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, gdyż drzewo miało być usunięte w okresie lęgowym ptaków.
- Wspólnota uzyskała decyzję warunkową - powiedział zarządca wspólnoty Tomasz Wojtyniak.
- Tym warunkiem było wynajęcie ornitologa i wydanie jego opinii. Trzeba go było podsadzić dźwigiem do korony drzewa - dodaje pani Anna.
,, Wnioskowane do usunięcia drzewo to w rzeczywistości topola kanadyjska o obwodzie pnia 382 cm, która pomimo nieznacznego suszu w koronie oraz zachwianej statyki spowodowanej cięciami pielęgnacyjnymi jest w dobrej kondycji zdrowotnej. Jednakże w trakcie oględzin stwierdzono obecność w jej koronie ptasiego gniazda’’ - czytamy w postanowieniu magistratu.
Tymczasem w minioną sobotę nad Zieloną Górą przeszła niespotykana ulewa i burza. Na chodnik i plac zabaw ponownie poleciały grube konary. Wspólnota chciałaby natychmiast pozbyć się niebezpiecznej topoli. Niestety.
- Ornitolog przyjechał w środę. Spojrzał do gniazda sroki. Okazało się, że są w nim jajka. Nie zgodził się na wycinkę. Będziemy mogli pozbyć się topoli pewnie dopiero we wrześniu - powiedział T. Wojtyniak.
- Teraz każą nam czekać. A pogodę mamy niespokojną. To drzewo się kruszy, co mocniejszy wiatr czy deszcz może je powalić - mówi mieszkanka os. Śląskiego 12C. - Mamy nagrania, jak padają grube gałęzie przy małym podmuchu. Jeżeli ta topola runie, przywali nam całą klatkę schodową. A jeśli spadnie na ludzi znowu? Może zabić. Dopiero wtedy urzędnicy się obudzą. Przecież to drzewo z gniazdem sroki w koronie ta zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi.