- Komentowano, że płyniemy po złoto. Bieg układał się po naszej myśli, ale Niemki i Węgierki o wiele szybciej finiszowały - przyznała Karolina Naja
Takie powitanie, jak to na przystani w Gorzowie, to coś fajnego?
Bardzo miłe. Cieszę się, że kajakarstwo zyskuje tylu sympatyków, tym bardziej, że nasza dyscyplina nie jest popularna. W Gorzowie sporty wodne górą! Aczkolwiek sport jest zazdrosny. Każdy ma to, na co sobie zasłużył, sam sobie wypracował.
Czymś różni się od siebie medal z Londynu od tego z Rio?
Obydwa są okrągłe i brązowe. Zdobyte na 500 metrów w K-2 z Beatą Mikołajczyk. Przypuszczam, że cięższy jest ten z Rio, choć nie ważyłam go.
Obejrzała pani w telewizji swój finał?
Raz. Dziennikarze komentowali, że płyniemy po złoto. Faktycznie, ten bieg układał się po naszej myśli, ale Niemki i Węgierki o wiele szybciej finiszowały. Tego dnia były od nas lepsze. Aczkolwiek wydaję mi się, że to był nasz najlepszy wyścig w całej karierze. W przedbiegach bawiłyśmy się z Węgierkami, one miały niezłego stracha, musiały się spiąć, żeby wejść do finału jako pierwsza osada. Sama podjęłam decyzję, by nie cisnąć do końca, bo mogłyśmy przegrać o centymetry awans, a godzinę po eliminacjach był półfinał. Puściłyśmy ostatnie 100 metrów. Po tym wyścigu wiedziałam, że jest moc w naszej dwójce i że w finał może się dla nas świetnie skończyć.
Mimo że były panie w życiowej formie, to Niemki i Węgierki odpłynęły wam dość sporo. Czego zabrakło?
To prawda, ale spójrzmy na całą reprezentację niemiecką i węgierską. W kadrze Polski jedynie kobiety zdobywały medale. Być może brakuje nam systemu. On dopiero się rozwija. Strategia przyjęta przez trenera Tomasza Kryka sprawdziła się, bo z dwóch kolejnych igrzysk przywozimy medale. Jeśli szkoleniowcy zaczną ze sobą współpracować, grupy się połączą, to być może dogonimy Niemców i Węgrów. Niemiecka ekipa jest profesjonalna, wręcz perfekcyjna, to coś niebywałego. Nawet męska czwórka na 1.000 metrów zrobiła: „Wow!”, choć siedzieli w niej 200-metrowcy.
W ubiegłym roku nie było medalu na mistrzostwach świata, dziś jest olimpijski. Tak miało być?
Nie było, ale tak też było zapowiadane. Z Beatą zajęliśmy czwarte miejsce, choć ona sama dopiero wracała do treningów po kontuzji. W tym okresie ciężko pracowałyśmy i chciałyśmy atakować z dalszych pozycji. Medal od dwóch, trzech lat cały czas zabierały nam Serbki, srebrny czy też złoty, a w Rio nie istniały.
Może właśnie dlatego, że były tym razem lepiej kontrolowane?
Jako sportowiec nie chcę wypowiadać się na temat dopingu. Nie chciałabym kogoś skrzywdzić. Dopóki ktoś nie jest złapany, to jest czysty. A inni mogą sobie mówić. Sama w tym roku byłam skontrolowana z piętnaście razy, czasami zdarzało się to tydzień po tygodniu, choćby o szóstej rano. Jest to męczące, ale jeśli chcemy nie mieć brudnego sportu, niech to się tak odbywa.
Co zawiodło w czwórce?
Trudno mi to ocenić. Poniosłyśmy porażkę, bo nie wyobrażałam sobie, braku awansu do w kajakowej czwórce, przecież od lat byłyśmy w finałach. Cóż, to jest tylko sport, on jest nieprzewidywalny. To są też igrzyskach, choć jestem zdania - gdyby nie ta czwórka - że są to najłatwiejsze dla mnie zawody, bo z najmniejszym stresem staję w blokach startowych. Może też i dlatego, że ufałam w stuprocentowe przygotowanie do tych startów. A co za tym idzie, w dwójce podchodziłyśmy do igrzysk olimpijskich ze spokojem, co się od dawna nie zdarzało.
Za cztery lata wystartuje pani w igrzyskach olimpijskich?
Ceremonia zamknięcia wywarła na mnie takie wrażenie, że, podjęłam decyzję, iż chcę pojechać do Tokio.
Po przylocie z Rio pojechała pani na mistrzostwa Polski w Poznaniu, gdzie między innymi z klubową koleżanką Anną Puławską zdobyła pani złoto w dwójce. Jest przed nią przyszłość?
Od sześciu lat, kiedy kadrę Polski objął Tomasz Kryk, nie było takiej młodszej ode mnie dziewczyny, która zrobiłaby na mnie takie wrażenie jak Ania Puławska. Jest bardzo dojrzałą emocjonalnie osobą. Jako sportowiec nie boi się pytać. Jest normalna. Ma talent i bardzo poukładane w głowie. Nie trzeba jej zachęcać do pracy. Większość przygotowań marcowych, kwietniowych, majowych pływałam razem z nią. Trener trochę patrzył na to spod byka, że młoda za mocno trenuje. Szybko okazało się, że to jest dziewczyna, na którą czeka cały Polski Związek Kajakowy. Z całą pewnością w kolejnych latach wspomoże osadę kobiet.
To w Tokio w dwójce z Anią czy z Beatą?
To trudne pytanie, nie było żadnej deklaracji ze strony Beaty. Ona skończyła 31 rok życia, w treningu seniorskim jest od wielu lat. Może jest dłużej w tym treningu niż Justyna Kowalczyk. Ona w juniorkach też się nie obijała, od początku z grubej rury, nie to co ja. W tym okresie była gówniarą. Wydaję mi się, że przydałaby się jej przerwę, ale to są jej decyzje i każdą uszanuje. Dla mnie jest zasłużonym sportowcem. Trzy medale olimpijskie, to nie jest byle co, a powtarzać je co cztery lata, to jest niesamowity osiągnięcie. Śmiało mogę powiedzieć, że to moja idolka.