Wydał 20 tys. zł na lekarzy. Hipochondryk? Nie, ma boreliozę
38-letni Marek Matyszczak z Katowic, po 1,5 roku intensywnej diagnostyki, wizyt lekarskich i badań, dowiedział się, że choruje na zaawansowaną boreliozę. - W Polsce chorzy jak ja są zostawieni sami sobie. Brakuje lekarzy, którzy są w stanie wykryć i skutecznie leczyć tę groźną chorobę. NFZ refunduje tylko podstawowe badanie, które jest niedokładne, a zlecić je może tylko lekarz chorób zakaźnych. Czas oczekiwania na wizytę do niego wynosi pół roku. Dlatego wizyty i badania trzeba wykonywać prywatnie - mówi.
Bezustanny, niepozwalający zasnąć szum w uszach, do tego bóle głowy, zębów czy mocniejsze bicie serca. - Przez rok chodziłem do laryngologa, miałem nawet zastrzyki w błonę bębenkową. Kilka razy wylądowałem na ostrym dyżurze z silnymi zawrotami głowy - opowiada Marek Matyszczak z Katowic, handlowiec w branży logistycznej.
- Największe ataki zawrotów głowy i bólu głowy dopadły mnie w Hamburgu w trzecim dniu szkolenia w nowej pracy, w październiku 2017. W nocy zawieziono mnie do szpitala, gdzie stwierdzono zapalenie ucha. Jednak po powrocie do domu ból był silniejszy, więc podjąłem intensywną diagnostykę. Z szefem doszliśmy do wniosku, że zdrowie jest ważniejsze, więc pół roku temu zamieniłem pracę przedstawiciela handlowego na stanowisko... pełnoetatowego pacjenta - opowiada.
Pielgrzymka po gabinetach
Wkrótce nie było tygodnia, żeby nie odwiedził lekarza specjalisty. Neurologa, bo cierpiał na silne bóle głowy; okulisty, bo nagle pogorszył mu się wzrok, choć wcześniej świetnie widział; ortopedę, który diagnozował bolące kolano; gastrologa, który leczył go z dolegliwości żołądkowych. Każdy zlecał rozmaite badania.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień