Wygrali z MGOPS-em. Mogą wrócić do pracy
To możliwe, o ile wczorajszy wyrok z Człuchowa się uprawomocni.
Pełnomocników MGOPS-u na sali rozpraw nie było, ale apelacja jest murowana, z czym Lipska i Sikorski się liczą. Jak prorokował wczoraj na gorąco ich pełnomocnik Marek Pawłowski, za dwa miesiące orzeczenie powinno być już prawomocne.
Jolancie Lipskiej poleciały łzy, a po rozprawie wyznała, że cieszy się na samą myśl, że wróci do pracy na swoje stanowisko - bo takie jest orzeczenie sądu. Śmiała się, że to już problem burmistrz, co zrobić z obecną dyrektorką MGOPS-u. Bo przecież dwóch szefów być nie może. Sąd wytknął, że Jolantę Lipską zwolniono sześć miesięcy przed zakończoną kontrolą. I do tego dyscyplinarnie, a w takim przypadku to pracodawca musi udowodnić rażące naruszenie obowiązków. W ocenie sądu nie ma dowodów na postawienie takiej tezy. W uzasadnieniu przewodniczący składu orzekającego sędzia Marek Osowicki zauważył, że rozwiązanie umowy z Lipską mogło być przecież z wypowiedzeniem, co zwalniałoby urząd z udowodnienia jej winy. - Najważniejsze dla mnie jest to, że sąd uznał, że nie naruszyłam obowiązków pracowniczych - komentowała wyrok Lipska.
Stawka duża - bo idzie nie tylko o pracę, ale i o dobre imię. Zarzuty dotyczyły niegospodarności i wyłudzenia dużej sumy pieniędzy. Śledztwa formalnie nadal nie zakończono, decyzję o jego umorzeniu rozpatrzy jeszcze chojnicki sąd. A Lipska i Sikorski mogą złożyć pozwy o naruszenie dobrego imienia. - Gdy sprawa się uprawomocni, usiądziemy przy kawie i także nad tym się zastanowimy - mówi Lipska.
Lipskiej i Sikorskiemu należy się utracone wynagrodzenie. Gdy gmina sama nie wypłaci, na pewno złożą pozew. Słony wydatek, może aż 300 - 400 tys. zł. Jutro więcej na ten temat.