Wygrywają pani Michalina oraz... nasze Lubniewice!
Zdzisław Haczek o filmie „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej”
Najkrócej? Po seansie ręce rwą się do braw dla dzielnej pani seksuolog. I nabiera się apetytu, by jechać nad jezioro Lubiąż, gdzie tak wiele dla Michaliny Wisłockiej się zaczęło...
Film „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej” to hołd złożony kobiecie, która zrewolucjonizowała życie seksualne Polaków (jej „Sztuka kochania” rozeszła się w nakładzie 7 mln egzemplarzy, nie licząc wydań pirackich). Wbrew władzom PRL-u, bo to różnej maści sekretarze Komitetu Centralnego PZPR (Arkadiusz Jakubik, Wojciech Mecwaldowski) wraz z urzędnikami cenzury (Artur Barciś) i szacownymi profesorami są głównymi antagonistami pani doktor w filmie Marii Sadowskiej. Wszak „seks” bywa przez obywateli ludowej ojczyzny uprawiany, ale po co o tym gadać? Kościół - na ekranie w osobie biskupa Józefa - wobec prośby o wsparcie wydania książki Wisłockiej - umywa ręce. Nie chce władzy drażnić.
Maria Sadowska (wcześniej nagradzana, m.in. Grand Prix na FilmFestival Cottbus za „Dzień kobiet” - dramat o walce o prawa pracownic dyskontów) nakręciła film... atrakcyjny. Tak - atrakcyjny pod wieloma względami.
Czytaj w piątek, 27 stycznia, w "Gazecie Lubuskiej" i w wydaniu plus.gazetalubuska.pl