Wypadek w mleczarni w Toruniu. Przy ul. Chrobrego maszyna zmasakrowała doświadczonego pracownika. "W końcu komuś coś się stanie" - mówił

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Olkowski
Małgorzata Oberlan

Wypadek w mleczarni w Toruniu. Przy ul. Chrobrego maszyna zmasakrowała doświadczonego pracownika. "W końcu komuś coś się stanie" - mówił

Małgorzata Oberlan

Prokuratura i PIP sprawdzają, jak doszło do ciężkiego wypadku przy pracy w mleczarni przy ul. Chrobrego w Toruniu. Pan Dariusz pracował tu od dziewięciu lat. Dlaczego w nocy z 16 na 17 sierpnia wszedł do maszyny „paleciarki”? Teraz walczy o życie i zdrowie w szpitalu.

Mąż jest po trzech operacjach, w stanie krytycznym. Leży na oddziale intensywnej terapii szpitala na Bielanach. Nadal jest w śpiączce farmakologicznej. Lekarz mówi, że coś go w maszynie przygniotło - relacjonuje pani Jolanta, żona pracownika mleczarni. - Miesiąc temu zapowiedział mi, że chce odejść z tej pracy. Narzekał na niskie zarobki, ogólne dziadowstwo i stare maszyny. „Zobaczysz, w końcu komuś coś się stanie” - powtarzał. I stało się...

Świadków dramatu brak?

Pan Dariusz, 50-letni pracownik z kwalifikacjami i doświadczeniem, ciężkiemu wypadkowi uległ w toruńskim zakładzie Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej Łowicz, przy ul. Chrobrego w Toruniu. Dramat wydarzył się w nocy, z 16 na 17 sierpnia. Do szpitala trafił ze zmiażdżoną szczęką i poważnymi obrażeniami brzucha (konieczne było m.in. rekonstruowanie żyły głównej).

Ze wstępnych ustaleń wynika, że mężczyzna ten wszedł do maszyny, tzw. paleciarki i został w niej przygnieciony. Naocznych świadków wypadku brak. Podczas przerwy na posiłek pracownicy zauważyli, że nie ma pana Dariusza. Zaczęli go szukać i znaleźli w maszynie - mówi inspektor Waldemar Adametz, wicedyrektor Okręgowego Inspektoratu Pracy w Bydgoszczy.

Inspektor od razu dodaje, że to bardzo wstępne ustalenia. PIP dopiero będzie rozmawiała z załogą mleczarni. Interesuje ją m.in. to, dlaczego mężczyzna wszedł do maszyny i jak to zrobił, skoro wstęp blokowały tzw. czujki. PIP nie wyklucza na razie żadnego scenariusza. Łącznie z tym, że zdejmowanie zabezpieczeń z urządzenia mogło być stałą praktyką w zakładzie. Równolegle swoje czynności wykonują policjanci komisariatu na Rubinkowie.

Dochodzenie w sprawie tego ciężkiego wypadku przy pracy objęte jest naszym nadzorem - zaznacza prokurator Marcin Licznerski, szef Prokuratury Rejonowej Toruń Wschód.

Maszyna stara czy sprawna?

Najbliżsi członkowie rodziny pana Dariusza są zszokowani nie tylko jego stanem, ale i nieoficjalnymi doniesieniami. - Od osób blisko związanych z mleczarnią dowiedzieliśmy się, że ta maszyna przyjechała do Torunia z Łowicza, gdzie dawno poszła w odstawkę. Była niefunkcjonalna i nie dało jej się podobno obsługiwać jak prawdziwego automatu - opowiadają.

Według krewnych, pan Dariusz musiał dostać polecenie wejścia do „paleciarki”. Była ona wówczas pozbawiona czujek. Zabezpieczenia przywrócono dopiero po wypadku. - Od policjanta usłyszałam, że mąż wszedł tam, gdzie wejść się nie dało - podkreśla żona.

Krzysztof Czajka, dyrektor toruńskiego zakładu OSM Łowicz, jest wstrząśnięty dramatem. - Nigdy nie zapomnę widoku swojego pracownika we krwi, niesionego do karetki - podkreśla. - Maszyna, o której mowa, to rocznik 2007. Była sprawna. Po wypadku, po sprawdzeniu jej przez inspektora pracy, została dopuszczona do dalszego użytkowania. Naprawdę nie mamy pojęcia, dlaczego pan Dariusz do niej wszedł. Na pewno nie dostał takiego polecenia.

Więcej o stanowisku dyrekcji mleczarni - we wtorek w "Nowościach".

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.