Wypadek w Zwierkach. Śmierć wjechała do domu
W Zwierkach co chwilę słychać, że jakiś samochód wylądował na płocie. I dobrze, kiedy kończy się na wygiętych przęsłach. Tym razem prędkość musiała być tak duża, że auto zatrzymało się w sypialni. Dwoje ludzi z forda nie żyje.
Straszna tragedia. Tak dużej to chyba jeszcze tu nie było. Ponoć auto zatrzymało się metr przed łóżkiem. To cud, że właściciel domu przeżył. Ci z samochodu zapłacili najwyższą cenę. Zapłacili życiem - mówi Wiesław Skowroński, mieszkaniec Zwierek.
Choć od wypadku minęło już pięć dni, ludzie ciągle o nim mówią. Skutki też widać gołym okiem. Zaraz przy wjeździe do Zwierek od strony Białegostoku, na poboczu płonie kilka zniczy. Widać, że ktoś odwiedza to miejsce. Kilkanaście metrów dalej stoi drewniany, uszkodzony dom. Rozwalona ściana została zabezpieczona folią. Właściciela budynku nie ma. - Ciągle jest w szpitalu. Podobno ma problemy z kręgosłupem, czeka go operacja ręki. Tak słyszałem od jego brata - opowiada Wiktor Aleksiejczuk, dalszy sąsiad poszkodowanego.
- Poszłam zobaczyć miejsce wypadku. I tak szkoda było mi psa, który nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Właściciel w szpitalu, on został sam - dodaje jedna z sąsiadek.
Samochód prosto w ścianę
Krajowa dziewiętnastka zaraz na początku Zwierek mocno zakręca. I trzeba zwolnić, żeby zmieścić się na drodze. 27-letniemu kierowcy spod Białegostoku to się nie udało. W nocy z soboty na niedzielę o godz. 2.55 jego auto zjechało na przeciwny pas, przeskoczyło krawężnik i przecinając ogród, uderzyło w dom. Siła uderzenia musiała być spora, bo podróżujące fordem dwie osoby poniosły śmierć na miejscu. Policja nadal ustala szczegóły wypadku.
Drewniany budynek, w który uderzył samochód, częściowo się zawalił. Ford focus, łamiąc zewnętrzną ścianę budynku, wjechał do kuchni i salonu.
Na miejscu pracowało pięć zastępów straży pożarnej, łącznie 18 strażaków. Przyjechało pogotowie ratunkowe, policja i dyżurny prokurator. Ostatni zastęp strażaków wrócił do jednostki przed godziną 6 rano.
Zaraz po wypadku wiele informacji pojawiło się w internecie, w tym wpis naszej internautki, pani Sylwii, która tuż przed wypadkiem w Zwierkach jechała z Zabłudowa w kierunku Białegostoku.
- Ten człowiek chwilę przed wypadkiem jechał w moją stronę na czołowe zderzenie. W porę zareagowałam i odbiłam na pobocze, na szczęście urwało mi tylko lusterko. Żeby nie moja czujność, to na pewno już tam jego droga by się skończyła. Jechał z tak dużą prędkością, że nie było sensu się zawracać i gonić człowieka za lusterko... - napisała.
- Prędkość faktycznie musiała być spora. Nie było widać śladów hamowania. Tak jakby ten samochód leciał. Inaczej pewnie zatrzymałby się na ogrodzie. Pewnie do tragedii przyczyniły się też trudne warunki pogodowe - uważa jeden z mieszkańców Zwierek.
Fatum nad wsią
Wiesław Skowroński o wypadku dowiedział się w niedzielę rano. - Słyszałem w nocy, że coś burczało, ale tu ciągle autobusy i tiry jeżdżą, więc nie miałem pojęcia, że taka tragedia. Rano, w radiu powiedzieli, że straszny wypadek był u nas - wspomina mężczyzna. Poszedł zobaczyć miejsce tragedii. Podobnie jak wielu innych mieszkańców Zwierek. - Z tym domem, to już ze cztery wypadki były, jak dobrze pamiętam. Płot jest uszkodzony, ale nie tylko tu - dodaje pan Wiesław.
Na dowód pokazuje ręką domy sąsiadów, którzy też ucierpieli przez pędzących kierowców.
- U nas co chwilę samochody uderzają w płoty. Na początku wioski jest taka posesja ze studnią. Ta studnia, to już kilka razy była uszkadzana. Teraz już nikt jej nawet nie naprawia - opowiadają ludzie.
Ta studnia znajduje się praktycznie naprzeciwko uszkodzonego domu. Lądują na niej samochody, którym zarzuca tył, gdy próbują hamować. Ale i w środku miejscowości nie brakuje uszkodzonych płotów. Wygięte metalowe przęsła są na posesji Mikołaja Skowrońskiego. Ogrodzenie zostało uszkodzone w ubiegłym roku. Wpadł na nie kierowca z Topolan, jadąc w stronę Zabłudowa.
- To była pierwsza w nocy. Był taki łomot, że pół wioski się zleciało. Kierowcę zabrało pogotowie - opowiada pan Mikołaj. Teraz czeka na wiosnę, żeby płot naprawić.
- U mnie dwa lata temu też samochód w płot uderzył. Trzy przęsła zostały zniszczone - dodaje Wiktor Aleksiejczuk.
Co to za fatum krąży nad jego wsią? Teoretycznie obowiązuje tu ograniczenie prędkości do 50 km/h. Ale przez środek miejscowości biegnie krajowa dziewiętnastka. Dziennie przejeżdża tędy tysiące samochodów, w tym setki tirów. Czasem trzeba poczekać dobrych kilka minut, żeby przejść na drugą stronę ulicy.
I jest jeszcze odcinkowy pomiar prędkości. Ale nie w Zwierkach, choć mieszkańcy mocno o niego zabiegali. Pierwsza bramka została ustawiona zaraz za tą miejscowością, druga tuż przed Zabłudowem. Na całej objętej monitoringiem trasie obowiązuje 90 km/h.
- Wygląda to tak, że na terenie niezabudowanym ludzie jeżdżą zgodnie z przepisami, a nawet wolniej, bo obawiają się mandatu. Za to u nas nadrabiają stracony czas. Niech pani zobaczy, ile samochodów jeździ tu 50 km/h. Większość na pewno ma więcej na liczniku. Żeby chociaż jakiś fotoradar tu postawili, jakiś straszak - mówi mieszkaniec Zwierek.
Teoretycznie jest też druga szansa na spokój. To budowa ekspresowej dziewiętnastki, która ma przebiegać z dala od Zwierek. Przygotowywana jest dokumentacja dla tej trasy, prowadzone są konsultacje społeczne. Jest nawet nieśmiało wskazywana data rozpoczęcia prac budowlanych - 2019 rok. Ale niektórzy mówią, że jak nie zobaczą, to nie uwierzą.