Wypuśćmy dzieci z rowerami na ulice
Na wiosnę mógłby rozpocząć się w Łodzi pilotażowy program nauki jazdy na rowerze w ruchu ulicznym dla uczniów zdających na kartę rowerową. Takie plany ogłosił w czwartek wicedyrektor WORD Tomasz Kacprzak. Jeśli by się to udało, byłaby to prawdziwa rewolucja.
Zajęcia prowadzone byłyby na spokojnych, osiedlowych uliczkach i tylko dla tych, których rodzice wyraziliby na to zgodę. To kolejne już łódzkie podejście do takich zajęć. Środowiska rowerowe postulowały je już cztery lata temu. Wszystko było na dobrej drodze, ale się nie udało.
Wcale nie wiadomo, czy tym razem będzie lepiej. Gdybym miała dziecko w wieku szkolnym, błagałabym nauczycieli o takie zajęcia. Nikt z nas nie wyjechałby na ulicę po kursie prawa jazdy prowadzonym na parkingu hipermarketu. Więc dlaczego robimy to naszym dzieciom?
Wypuszczanie na ulice młodych cyklistów po przeszkoleniu jedynie w miasteczku ruchu drogowego jest pomysłem kuriozalnym. A wiadomo, że dzieciaki po ulicach jeździć będą także wtedy, gdy rodzice im na to nie pozwolą. Ja swoje pierwsze skrzyżowanie z drogą mającą pierwszeństwo przejazdu pokonałam samodzielnie w wieku przedszkolnym. Żyję tylko dlatego, że ruch na ulicach był wtedy mniejszy.
Tymczasem Łódź w polityce rowerowej względem dzieci i młodzieży zachowuje się dość schizofrenicznie. Z jednej strony coraz częściej funduje szkołom parkingi rowerowe, z drugiej oczekuje, że dzieciaki na własną rękę, metodą prób i błędów, nauczą się do nich dojeżdżać. Zajęcia doszkalające na rowerze, które dla osób z kartą rowerową prowadziła m.in. Fundacja Fenomen, nie załatwią sprawy.
Trzymam kciuki za powodzenie pilotażu, a potem za jego rozpowszechnienie. Dobrze wyszkoleni rowerzyści to więcej bezpieczeństwa na łódzkich drogach i... mniej konfliktów z kierowcami.