Krakowski Oddział IPN i "Dziennik Polski" przypominają. W czasie stanu wojennego za działalność w zawieszonych organizacjach, zrzeszeniach i związkach zawodowych groziła kara 3 lat, za udział w strajku 5 lat, a za drukowanie bibuły nawet 10 lat więzienia
3 lutego 1982 r. przed Sądem Marynarki Wojennej w Gdyni zapadły najwyższe wyroki stanu wojennego. Oskarżonych o zorganizowanie strajku w Wyższej Szkole Morskiej: Ewę Kubasiewicz skazano na 10 lat więzienia, Jerzego Kowalczyka i Władysława Trzcińskiego na 9 lat, pozostałym wymierzono kary od 3 do 6 lat pozbawienia wolności. Kilkanaście dni później, 25 lutego1982 r. w Krakowie Mieczysław Gil i Edward Nowak zostali skazani na 4 oraz 3,5 roku więzienia za kierowanie w grudniu 1981 r. strajkiem w Hucie im. Lenina. To nie jedyne wyroki, które zapadały w tym czasie.
Z całą surowością
Wymiar sprawiedliwości obok aparatu bezpieczeństwa był ważnym narzędziem represji stosowanym przez władze komunistyczne w okresie stanu wojennego. „Osoby winne działania przeciw interesom socjalistycznego państwa oraz ludzi pracy będą odtąd karane z całą surowością, z wykorzystaniem wszystkich środków i uprawnień wynikających ze stanu wojennego” - zapowiadano w odezwie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego.
Prokuratura, sądy powszechne i wojskowe działały na podstawie antydatowanych na 12 grudnia 1981 r. dekretów: o stanie wojennym, o postępowaniach szczególnych w sprawach o przestępstwa i wykroczenia w czasie obowiązywania stanu wojennego, o przekazaniu do właściwości sądów wojskowych spraw o niektóre przestępstwa oraz o zmianie ustroju sądów wojskowych i wojskowych jednostek organizacyjnych Prokuratury PRL w czasie obowiązywania stanu wojennego. Opierano się też na zapisach Kodeksu karnego. Sprawy prowadzone były w trybie doraźnym, co wiązało się z tym, że prokuratura miała obowiązek przeprowadzenia postępowania w ciągu 15 dni, a sąd miał na rozpoznanie sprawy 5 dni od otrzymania aktu oskarżenia. Wprowadzone ustawodawstwo było sprzeczne z zaaprobowanymi formalnie przez władze PRL międzynarodowymi aktami prawnymi, m.in. Międzynarodowym Paktem Praw Cywilnych i Politycznych oraz konwencją nr 87 i 98 Międzynarodowej Organizacji Pracy.
13 grudnia 1981 r. w prokuraturze cywilnej i wojskowej wprowadzono całodobowe dyżury, by na bieżąco otrzymywać informacje o sytuacji w kraju. Kilka dni później spływały pierwsze dane o wykonywaniu przepisów prawa stanu wojennego przez prokuratury powszechne i wojskowe. Mieczysław Rakowski, ówczesny wicepremier, 17 grudnia 1981 r. zapisał w swoich „Dziennikach”, że „Wojciech Jaruzelski każdego dnia naciska, żeby wreszcie zaczęły sypać się wyroki”.
Nawoływania do surowszego karania pojawiały się w kolejnych miesiącach stanu wojennego. Minister sprawiedliwości Sylwester Zawadzki podczas narady sędziów orzekających w sprawach karnych 6 października 1982 r. stwierdzał: „Nie można patrzeć na orzeczenia z punktu widzenia fachowca, specjalisty od prawa karnego - każdy wyrok przedstawiany jest społeczeństwu jako oręż walki. Wyroki łagodne traktowane są jako bojkot władzy. Jeżeli wyrok uniewinniający traktowany jest jako przejaw słabości władzy - trzeba to brać pod uwagę”.
Podczas obowiązywania stanu wojennego prokuratury powszechne i wojskowe wszczęły w trybie doraźnym 10 774 śledztwa przeciwko 13 634 osobom, w tym z dekretu o stanie wojennym przeciwko 2594 osobom. Za czyny z pobudek politycznych sądy powszechne skazały 1685 osób, w tym 979 osób na podstawie ustawodawstwa stanu wojennego. Natomiast sądy wojskowe skazały 10 191 osób, w tym 5681 za przestępstwa z dekretu o stanie wojennym.
Presja psychologiczna
Najsurowsze wyroki wymierzano wobec osób, które po wprowadzeniu stanu wojennego nie zaprzestały działalności związkowej, organizowały strajki i akcje protestacyjne w zakładach pracy. Za zorganizowanie lub kierowanie strajkiem na karę powyżej 3 lat pozbawienia wolności skazano 32 osoby, na karę 3 lat skazano 50 osób, zaś wobec 85 orzeczono kary do 3 lat. Jak już wspomniano, najcięższe wyroki zapadły w procesie organizatorów strajku w Wyższej Szkole Morskiej. Miał wówczas miejsce rzadki przypadek zasądzenia przez sąd kary wyższej niż żądał prokurator, który dla Ewy Kubasiewicz domagał się 9, a nie 10 lat więzienia.
Ewa Kubasiewicz pracowała w Bibliotece Główniej Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni. W sierpniu 1980 r. uczestniczyła w strajku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, następnie w swoim zakładzie pracy zorganizowała komisję zakładową, została wybrana do Zarządu Regionu Gdańskiego Solidarności, ale odeszła z niego w proteście przeciw metodom kierowania Związkiem przez Lecha Wałęsę. Wspominając po latach aresztowanie i proces, mówiła: „Przez pierwszych 14 godzin usiłowano mnie przesłuchiwać non stop na komendzie milicji. […] Odmawiałam jakichkolwiek tłumaczeń. […] Nigdy nie odpowiedziałam na żadne pytanie. I nigdy nie miałam dylematu, że coś powiedziałam nie tak albo za dużo. Po pewnym czasie esbecy zrozumieli, że niczego ze mnie nie wyciągną i po prostu dali mi spokój. […] Próbowali jednak wpłynąć na mnie inaczej, wywrzeć presję psychologiczną. Sugerowali, że coś może się stać mojemu synowi. W którymś momencie w czasie przesłuchania wyprowadzili mnie na korytarz i zobaczyłam, jak przeprowadzano mojego syna, Marka Czachora, w kajdankach. A po pewnym czasie, podczas dalszego przesłuchiwania mnie, wszedł nagle jakiś funkcjonariusz i rzucił jakby od niechcenia: »Twardy ten Marek, my z nim tak ostro, a on nic«. Było to dla mnie bardzo ciężkie przeżycie, zwłaszcza, kiedy zobaczyłam syna w kajdankach. Ale cóż mogłam zrobić? I tak nie mogłam zmienić swego położenia, więc nadal milczałam. Powtarzałam sobie tylko, że takie próby zastraszenia są w repertuarze SB na porządku dziennym. […] Jedynym dowodem rzeczowym w mojej sprawie była ulotka podpisana nazwiskami przeze mnie i Jurka Kowalczyka. Ulotka z protestem przeciwko stanowi wojennemu. Nasza pierwsza i jedyna działalność w podziemiu. […] Sędziowie, zdawało się, nic sobie nie robili z argumentów obrony. Nie słuchali ich, rozmawiali między sobą, śmiali się, zdawało się, że w ogóle nie byli tym zainteresowani”.
Kubasiewicz w więzieniu napisała list otwarty „Do moich przyjaciół”, w którym zabroniła komukolwiek występować do przewodniczącego Rady Państwa o łaskę dla niej, bo tej nie przyjmie. Swą decyzję uzasadnia: „To oprawcy powinni prosić o łaskę”. Na wolność wyszła w maju 1983 r.
„Nie będziemy się bawić w ceregiele”
Krakowskie procesy polityczne w okresie stanu wojennego toczyły się przed Sądem Warszawskiego Okręgu Wojskowego w siedzibie Wojskowego Sądu Garnizonowego w Krakowie. Łącznie osądzono 106 osób, z czego tylko 6 uniewinniono. 34 osoby skazano na kary od 4 do 5 lat więzienia, 23 otrzymało wyroki od roku do 3 lat pozbawienia wolności, a 7 otrzymało kary mniejsze niż rok więzienia.
W dniach 23–25 lutego 1982 r. w Krakowie toczył się proces przewodniczącego Komisji Robotniczej Hutników Mieczysława Gila i członka KRH Edwarda Nowaka. Oskarżono ich o kierowanie strajkiem w Hucie im. Lenina (13–16 grudnia 1981 r.), zorganizowanie Regionalnego Komitetu Strajkowego i pełnienie w nim funkcji kierowniczych. Prokurator Marek Gąciarz żądał dla nich odpowiednio 10 i 8 lat więzienia.
Przed sądami stawali głównie ludzie młodzi, czasem nawet nieletni. Na przykład w maju 1982 r. Wojskowy Sąd Garnizonowy w Krakowie za druk wydawnictw podziemnych, skazał licealistów Andrzeja Fischera na rok więzienia z zawieszeniem na 3 lata, a Tomasza Strutyńskiego na półtora roku więzienia z zawieszeniem na 3 lata. Ponadto oddano ich pod dozór kuratora i zobowiązano do kontynuowania nauki lub podjęcia pracy oraz obciążono kosztami postępowania sądowego.
Często prokurator domagał się wymierzenia surowszej kary, a nawet wnosił rewizje wyroku, gdy kara wydawała mu się zbyt łagodna.
Zdarzało się, że sądy nie ustalały nawet czy doszło do zarzucanego oskarżonym przestępstwa, a czasem wprost przyznawały, że wyroki mają charakter polityczny. Sędzia Marian Mizio, podczas procesu „Solidarności Dolnośląskiej” stwierdził: „Nie będziemy się bawić w ceregiele - nie te czasy. Konstytucja konstytucją, a jak władza nie pozwala, to nie wolno”. Niewątpliwie wymiar sprawiedliwości w stanie wojennym, poza nielicznymi wyjątkami, służył do zwalczania niepokornych i zastraszania społeczeństwa, a o sprawiedliwość tu nie chodziło. Orzekanie mniejszych kar niż żądał prokurator było zasługą adwokatów.