Wystarczy w niedzielny wieczór przejechać koło cmentarza, aby zobaczyć, ile pali się zniczy
Rozmowa „Głosu Pomorza” ze Zbigniewem Ingielewiczem, szefem słupskich cmentarzy komunalnych
Jak donoszą media centralne, na południu Polski rozwija się zjawisko prywatnego handlu grobami. Chodzi o miejsca rezerwowane pod przyszłe pochówki oraz groby, które mają być likwidowane. To zjawisko ma dotyczyć cmentarzy, na których zaczyna brakować miejsc pochówku. Czy u nas podobne zjawisko także występuje?
Staramy się nie dopuszczać do tego. Na razie nic nie wiem o tym, aby coś takiego się działo. Jeśli ktoś u nas ma rodzinne groby, to ma oczywiście prawo do dochówku. Oczywiście są także dysponenci zarezerwowanych miejsc pochówków. To oni decydują, kto jest tam chowany. Nie praktykujemy jednak przepisywania miejsc zarezerwowanych na kogoś innego.
Niedawno, wchodząc na stary cmentarz przy ul. Kaszubskiej w Słupsku od strony ulicy Hołdu Pruskiego, zauważyłem kilka wyznaczonych miejsc pochówków jakby na zapas. Jak to należy rozumieć?
Tam budujemy murowane w ziemi grobowce, które sprzedajemy. Jest duże zainteresowanie taką usługą.
Co roku przybywa także pogrzebów, podczas których chowa się urny z prochami.
Owszem. Mamy już trzy kolumbaria. W tym roku będziemy budować czwarte. Poza tym rodziny mogą chować urny z prochami najbliższych w tradycyjnych grobach i część z nich z tego chętnie korzysta. Od czasu, gdy w Słupsku działa spalarnia zwłok, liczba pochówków z urnami wzrasta.
W przypadku starego cmentarza w Słupsku jego zamknięcie nie wchodzi w grę?
Na razie nie. Nie odmawiamy pochówków na starym cmentarzu, bo ludzie robią dochówki, dysponują sporą liczbą miejsc zarezerwowanych, a my systematycznie likwidujemy groby, których przedłużenie nie zostało opłacone. W perspektywie mamy jeszcze niewielką możliwość poszerzenia cmentarza. W ten sposób przybędą nowe miejsca pochówkowe, choć nie będzie ich za dużo, bo jednak poruszamy się po już zamkniętym terenie i jego granic raczej nie zmienimy.
Jak długo w naszym kraju grób ma prawnie zagwarantowane istnienie?
Dwadzieścia lat od momentu pochówku. Potem trzeba wnieść opłatę przedłużającą. Rodziny na ogół dbają o to, aby przedłużenie nastąpiło. Wyraźnie widać, że rodziny są zwykle przywiązane do grobów swoich krewnych. Wystarczy w niedzielny wieczór przejechać się koło starego cmentarza, aby zobaczyć, ile zniczy pali się na nagrobkach. To oznacza, że wiele rodzin systematycznie przychodzi na cmentarz, a nie tylko w czasie świąt listopadowych. Oczywiście są wyjątki. To zwykle widać, bo wtedy groby z różnych powodów bywają zaniedbane. W każdym razie na ogrodzeniu cmentarza umieściliśmy tablice o konieczności przedłużenia istnienia grobu.