Wystarczył im rok, aby zrobić biznes życia
Mają po 19 lat i stworzyli grę, którą ściągnęło ponad 4 mln ludzi na świecie - Jakub Pokorski i Adam Kawecki mogą sobie już kupić domy. Jednak oni nie chcą.
Znają się od podstawówki. Razem robili szkolne projekty i odkrywali świat gier komputerowych. Pochłonął ich i zainspirował. Na początku gimnazjum stwierdzili, że stworzą własną grę. Obaj pochodzą z Torunia, studiują w Gdańsku, mają po 19 lat i już takie doświadczenie biznesowe, którego może im pozazdrościć niejeden ciułacz. Historia ich sukcesu jest prosta i ma swoją kolejność: pasja, przyjaźń, wiedza, praca, pamięć o tym, co ważne i wartościowe.
Jakub, student informatyki: - Gdy grałem, widziałem niedociągnięcia w grach, np. źle zrobiony gameplay, jakieś irytujące drobiazgi. Od razu chciałem je poprawiać, więc nauczyłem się programować. Szukałem informacji w internecie. O pieniądzach na początku w ogóle nie myślałem, najbardziej podobała mi się możliwość tworzenia własnego świata, to że mogę zbudować coś kompletnie od zera.
Adam, student Akademii Sztuk Pięknych: - Dbam o szatę graficzną gry. Zajmowałem się tym, aby gra była przetłumaczona (na francuski i angielski). Najpierw wykorzystywaliśmy znajomość języków obcych w rodzinie, wszyscy chętnie pomagali, ale patrzyli podejrzliwie.
Świat u stóp
Narzędzia deweloperskie z Googla pozwalają zobaczyć, z których krajów gra Jakuba i Adama jest najczęściej pobierana. Ma już ponad 4 mln ściągnięć, głównie z Rosji, Stanów Zjednoczonych i Polski, ale też z Salwadoru, Korei Południowej, Argentyny, Brazylii, Turcji czy Australii.
Jakub: - Pierwsza gra nie była zbyt udana. Nazywała się Robotica Ball. Była prosta. Wystarczyło doprowadzić piłkę do celu, poprzestawiać odpowiednio ścianki, ustawić labirynt w taki sposób, aby dostać się na kolejny poziom, wykorzystując zasady fizyki, m.in. zachowanie pędu. Napotkanie problemu nie angażowało w grę, ale frustrowało - gracz chciał ją wyłączyć, skasować i zapomnieć.
Adam: - Ta gra średnio się przyjęła, brakowało w niej psychicznego podejścia do gracza - żeby chciał wrócić. Są gry, w których jesteśmy skupieni na tym, aby przejść poziom dalej i będziemy bardzo długo próbowali, aż zdobędziemy nagrodę. Taką grę chcieliśmy stworzyć.
Co o tym decyduje, że gracz nie może oderwać się od zabawy? Aspekt grywalności to oddzielna dziedzina w badaniach gier komputerowych. Są mechanizmy, które działają na psychikę: osiągnięcia, system nagród, system rywalizacji ze znajomymi, aby można było porównać wyniki z tymi, z którymi się zna i gra w to samo. Chodzi o wykorzystanie natury człowieka, która pod pewnymi względami nie zmienia się.
W ten punkt celowali Jakub i Adam. Stworzyli drugą grę o nazwie Case Opener. Powstawała cztery miesiące. Działa od roku, a proces udoskonalania trwa do dziś.
Gra nawiązuje do popularności gier-strzelanek, szczególnie jednej z nich - Counter Strike. Istnieje na rynku ponad 10 lat. Teraz przeżywa swoją drugą młodość, ale nie można w nią zagrać w dowolnym miejscu, np. przy użyciu smartfona.
Jakub: - W naszą grę można zagrać na iPhonie, na smartfonie, gdy jesteś w pociągu, autobusie, w poczekalni do lekarza. To wymagało dużo pracy grup badawczych, które wyszukiwały błędy w grze w początkowej fazie jej powstawania. I znów zatrudniliśmy do tego przyjaciół i rodzinę.
Adam: - Gra polega na tym, że gracz losuje karty z wirtualną bronią. Każda z kart ma określoną wartość, która odpowiada konkretnej sile. Kartami gracz może obstawiać swoje odpowiedzi. Jeśli odpowiedzi są poprawne - dostaje więcej kart. Jedne karty warte są kilka centów, inne - kilka tysięcy. Im droższa karta, tym rzadsza i ludzie chcą je zbierać. Trochę to przypomina zbieranie kart z piłkarzami, które wkleja się do albumów.
Gra jest darmowa
Na czym wobec tego można zarobić? Zarobki biorą się z reklam i mikropłatności. Gracz może kupić zabawkę w grze lub dodatkową funkcję, jak np. usunięcie reklam (co kosztuje 2 euro).
Adam: - Większość twórców gier mobilnych zarabia w ten sposób, że w ich grach są wyświetlane reklamy. Gracze wolą ściągnąć grę za darmo i co kilkanaście minut poświęcić trochę nerwów, aby zamknąć reklamę. Żyjemy w czasach, gdzie ludzie chcą mieć wszystko „za darmo”.
Gra odniosła taki sukces, że Jakub musiał założyć firmę. W przeciwnym razie wpadliby w kłopoty z urzędem skarbowym. Jakub, który oficjalnie został prezesem, zatrudnił Adama w charakterze community managera i szefa grafiki. I pomyśleć, że zaczynali dla zabawy.
- Żeby sprawdzić siebie, wyrobić ciekawe CV - śmieje się Adam.
Zatrudnili też programistę z Politechniki Warszawskiej i czasem na zlecenie angażują grafików. Teraz mogą już sobie kupić dom. A prawdę mówiąc - nie jeden. Mimo to nie rzucili studiów.
Adam: - Rodzina nie dopuszczała myśli, że syn nie będzie studiował. Na początku bali się, że to będzie oszustwo, że nie da się zarabiać pieniędzy w internecie. Doradzali nam zajęcie się maturą, bo wtedy, gdy tak mocno wystartowaliśmy, jeszcze byliśmy maturzystami.
Jakub: - Nie mogli uwierzyć w pierwszą wypłatę. Studia chcemy skończyć, bo to zawsze daje możliwość rozwoju.
Adam: - Przez wiele lat gry komputerowe były uważane za podkulturę, coś, co jest dla pryszczatych nerdów (nerd to pochodzące z języka angielskiego negatywne określenie osoby nieprzystosowanej do życia w grupie. Nerdowie nie utrzymują stosunków towarzyskich i nie dbają o formę fizyczną. Są obiektem przemocy szkolnej, gdyż nie potrafią odpowiednio reagować na zaczepki. Bardziej uspołecznioną wersją nerda jest geek - przyp. red.) Obecnie gry zyskują lepszą reputację. Są często inteligentniejsze niż niektóre filmy.
Mieć to, co inni
Młodym biznesmenom pomogły media społecznościowe. Jakub: - Wystarczy, że jakieś dziecko w klasie ma tę grę i pochwali się innym, wtedy oni też chcą ją mieć i dzielić się wrażeniami. To również leży w ludzkiej naturze - mieć to, co inni.
Czy Jakub i Adam, którzy w tak młodym wieku już odnieśli sukces zawodowy i finansowy mają też życie rówieśnicze i czas na dziewczyny?
Adam: - Zanim zacząłem pracować na poważnie z Jakubem, parałem się też mało wysublimowanymi pracami. Byłem ochroniarzem, stałem na ulicy Szerokiej w Toruniu z wielkim znakiem na kiju i zapraszałem na pizzę. To wszystko były roboty płatne 4 zł na godzinę. Wracałem do domu i pracowaliśmy nad grą.
Jakub jest przekonany, że ambicja nie może się zmienić w butę: - Gdy tworzę grę, nie jestem pewien sukcesu - przyznaje. - Zawsze zakładam, że to może być porażka. Dzięki temu staram się jeszcze bardziej, aby mechanika gry była bardzo przemyślana. Cieszę się, że udało nam się odpalić tę grę na każdą istniejącą platformę mobilną. Nawet gracze w Indiach i Pakistanie mogą w nią grać, bo wydaliśmy ją też na mało popularny system tizen, który jest obecny w tamtej części świata.
Pieniądze nie poróżniły ich w przyjaźni. Są zżyci jak bracia.
Adam: - Najbardziej cenię w naszej przyjaźni to, że możemy porozmawiać na każdy temat, nikt się nie obraża, możemy być szczerzy. Trafiliśmy na siebie.
Jakub: - A ja jestem dumny, że możemy łączyć pracę z przyjaźnią, choć przecież mówi się, że te dwie sprawy nigdy nie idą ze sobą w parze. A my nie mamy siebie dosyć.
Adam: - To przełomowy moment dla kultury i internetu. Starsi mówią, że żyli bez gier i było dobrze, ale nowe pokolenie dorasta z grami i popyt na nie jest coraz większy. Ludzie nie znoszą pustki. Wciąż silnie działa na nas kultura horror vacui (lęk przed pustką). Arystoteles udowadniał, że osiągnięcie próżni nie jest możliwe, bo przyroda w sposób naturalny temu przeciwdziała. W sztuce, m.in Celtów, Indian, islamu czy baroku przejawiało się to w tworzeniu dekoracji zapełniających całą powierzchnię obiektu, bez pozostawiania pustego tła. W przeciwieństwie do tzw. amor vacui - u-miłowania pustej przestrzeni, (obecnego m.in. w sztuce japońskiej).
Jakub: - W autobusie prawie wszyscy siedzą z nosem w smartfonach. Czasem widzimy, jak ktoś gra w naszą grę. To surrealistyczne uczucie. Przykre jest to, że młodzi przedsiębiorcy mają w Polsce pod górkę. Szkoła uczy rzeczy oderwanych od rzeczywistości. Uczyłem się z internetu, jak założyć firmę. Nauczyciele nas bardziej zniechęcali do biznesu, kazali skupiać się na nauce. Lekcje przedsiębiorczości to stary model gospodarczy. Teraz gospodarka będzie oparta na start’upach. Estonia bardzo inwestuje w młodych, połowa oprogramowania, które wykorzystujemy, pochodzi stamtąd. W Estonii można założyć firmę w parę minut przez internet. Tutaj zakładaliśmy ją miesiąc biegając od urzędu do urzędu. Nic się nie zmieniło, a teraz jeszcze ma być tylko większy podatek dla bogatych.