Z ich wieloletniego doświadczenia państwo nie korzysta, nie zagospodarowuje ludzkiego potencjału tkwiącego w emerytowanych policjantach, wojskowych czy strażakach, chociaż w ich wyszkolenie włożyło grube miliony.
W sile wieku, świetnie wyszkoleni, z ogromną wiedzą i doświadczeniem - ale już na emeryturze. Setki tysięcy byłych funkcjonariuszy służb mundurowych, nie tylko policjantów, ale wojskowych, strażników więziennych, strażaków, pograniczników - choć pewnie chciałoby, nie ma możliwości pracy na rzecz państwa. Brak jest rozwiązań systemowych w tej kwestii i trzeba to jak najszybciej zmienić.
- To problem, o którym mówimy bardzo dużo od bardzo, bardzo dawna - zauważa ppłk Krzysztof Przepiórka, oficer jednostki specjalnej „GROM”, uczestnik wielu misji na świecie, prezes Fundacji Byłych Żołnierzu GROM-u. Chociaż byli gromowcy doskonale sobie na emeryturach radzą, znajdują zajęcie głównie w firmach szkoleniowych, bo ich umiejętności są bezcenne. - Tyle że kraj z nich nie korzysta, ale prywatny biznes - wzrusza ramionami ppłk Przepiórka.
Gen. Adam Rapacki nie ma wątpliwości, że niezagospodarowanie takiej rzeszy wyszkolonych, wykształcony i często chętnych do pracy ludzi, to mało racjonalne z punktu widzenia państwa. Czasami wręcz dla niego niebezpieczne.
Szkoda fachowców? Szkoda!
- Niektórzy odnajdują się poza służbą, inni zaczynają współpracę z przestępcami, jeszcze inni sięgają po pilota albo piwo - mówi gen. Rapacki. On świetnie radzi sobie w prywatnym biznesie, ale, co przyznaje, instytucje państwa z jego wiedzy i doświadczenia nie korzystają. A Rapacki całe życie zajmował się problematyką przestępczości zorganizowanej, przestępczością gospodarczą i narkotykową, kierował Biurem do Walki z Przestępczością Zorganizowaną Komendy Głównej Policji, tworzył Biuro do spraw Narkotyków Komendy Głównej Policji, wreszcie - Centralne Biuro Śledcze. W rządzie Donalda Tuska był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji odpowiedzialnym za nadzór nad policją, strażą graniczną i BOR-em. Podziękowano mu za pracę jeszcze za rządów Platformy Obywatelskiej, dzisiaj jest cenionym fachowcem w sektorze prywatnym. Szkoda? Szkoda. Tym bardziej że o problemie dyskutuje się do kilkunastu lat.
Już w 2010 roku najmłodsi polscy emeryci zjednoczyli się i stworzyli Federację Stowarzyszeń Służb Mundurowych RP.
- Chcemy zainteresować problemami emerytów służb mundurowych obywateli, a zwłaszcza parlamentarzystów oraz przedstawicieli administracji państwowej i organizacji pozarządowych. Wskazać możliwości wykorzystania wiedzy emerytów służb mundurowych w działalności na rzecz obronności, bezpieczeństwa państwa i porządku publicznego - mówi Zdzisław Czarnecki, prezes federacji.
Czarnecki przeszedł na emeryturę w wieku 48 lat, był policjantem, dyrektorem biura w MSW, wcześniej naczelnikiem wydziału do walki z przestępczością zorganizowaną. Kiedy w 2001 roku Sojusz Leciwy Demokratycznej wygrał wybory, okazało się, że nie ma dla niego miejsca w ministerstwie, a właściwie najlepiej, gdyby przeszedł na emeryturę. Roman Kurnik powiedział mu wtedy: „Jakbyś był zastępcą, to byś przeżył, ale tak - nie da rady”.
Każda zmiana ekipy rządzącej, niezależnie od tego, czy do władzy dochodzi prawica czy lewica, uruchamia lawinę zwolnień w służbach mundurowych. Polityczna miotła porządki robi błyskawicznie, oczywiście najszybciej pracę tracą dowódcy, kierownictwo, ale także szeregowi funkcjonariusze.
Perfekcyjny pan domu
Tomasz, 50-latek, 28 lat pracy w policji. Dobra zmiana kilka miesięcy temu zmiotła ze stanowiska jego szefa, odszedł razem z nim. Wiedział, że jeśli zostanie i tak go wyrzucą, więc wolał postąpić honorowo. Przez prawie 30 lat biegania za przestępcami był w ciągłym napięciu. Cały czas coś się działo, czegoś się uczył. Szkolenia, wyjazdy, akcje - rzadko bywał w domu.
- Teraz nadrabiam straty, bo okradałem rodzinę z czasu, który powinien spędzić właśnie z nią - opowiada. Rodzina do jego ciągłej obecności w domu musiała się przyzwyczaić, nie było łatwo - ani bliskim, ani jemu. Dzisiaj jakoś się dotarli. - Gotuję, sprzątam, jestem właściwie taką panią domu - przyznaje ze śmiechem. Odnajduje się w nowej roli, ale nie wszyscy potrafią.
- Koledzy znajdują robotę w firmach ochroniarskich, w firmach detektywistycznych, ale oczywiście nie wszystkim się to udaje. Niektórzy się załamują, bo wychodzi na to, że nikomu nie są już potrzebni. Poza tym, kiedy tyle lat żyje się na takiej adrenalinie, trudno odnaleźć się w pozapolicyjnej codzienności - opowiada. I dodaje, że większość z nich, młodych policyjnych emerytów, chciałoby dalej służyć ojczyźnie, jak bardzo patetycznie by to nie brzmiało.
To samo zdanie usłyszałam od Pawła Wojtunika, kiedy żegnał się z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym.
- Nie przygotowywałem się do przejścia na emeryturę. I rozumiem osoby, które chcą pracować do końca życia. Zresztą, myślałem, że kiedyś umrę albo zginę na służbie. Więc to dla mnie nowe wyzwanie. Ubolewam nie tyle nad sobą, co nad wieloma osobami w moim wieku, które z różnych, często absurdalnych powodów, musiały odejść i mają pewnie podobne dylematy, jak ja. Służyliśmy jednemu państwu, a teraz jesteśmy w swoistej pustce - mówił mi w ostatnim wywiadzie. I jeszcze: - Mam pewien problem z myśleniem o tym, co będę robił. Do tej pory cały czas pracowałem dla Państwa, byłem funkcjonariuszem państwowym. Odejście ze służby jest dla mnie trudne. Nie byłem i nie jestem alkoholikiem, nie byłem na odwyku, ale przypuszczam, że tak właśnie to wygląda. Ta praca była dla mnie jak nałóg.
Wojtunik znalazł pracę - został zatrudniony na stanowisku doradcy premiera Mołdawii z ramienia Unii Europejskiej, nieoficjalnie mówi się, że chętnie widzieli go u siebie Ukraińcy, chcieli, by uczył ich służby walki z korupcją. Wojtunik uchodzi za profesjonalistę, świetnie wyszkolonego, ale też wydaliśmy na jego zawodowy rozwój, my wszyscy, czyli podatnicy, sporo pieniędzy, naprawdę dużo.
Były szef CBA zaczynał pracę w policji już w wolne Polsce, szybko trafił do osławionych „pezetów”, czyli wydziałów do walki z przestępczością zorganizowaną, potem do tzw. operacji specjalnych, czyli wydziału, w którym pracowali policjanci działający pod przykryciem. Będąc w Centralnym Biurze Śledczym, zrezygnował z polskiej policji tylko raz i to na chwilę - wyjechał do Londynu do pracy w Scotland Yardzie. Po powrocie został dyrektorem Biura Kryminalnego, a zaraz potem dyrektorem CBŚ, wreszcie szefem CBA. Ile Wojtunik mógł kosztować państwo? Miliony złotych.
- Antyterroryści w wieku 45-46 lat mają pełną wysługę emerytalną, odchodzą ze służby i nikt się nimi nie interesuje. Wyszkolenie każdego z nich, to także miliony złotych - zauważa gen. Rapacki.
A warto wiedziec, że funkcjonariusze SPAP (Samodzielny Pododdział Antyterrorystyczny Policji), BOA Komendy Głównej Policji biorą udział w akcjach o najwyższym stopniu ryzyka, są świetnie do tego przygotowani. W czasie treningów do perfekcji opanowują taktykę działań, sztuki walki wręcz, strzelanie, nurkowanie, skoki spadochronowe, ratownictwo wysokościowe, ochronę osób, działania z materiałami i urządzeniami wybuchowymi. Podnoszą swoje kwalifikacje i doskonalą umiejętności, także pod okiem specjalistów amerykańskich, angielskich, francuskich, izraelskich. Nie inaczej jest z gromowcami. To świetnie wyszkoleni fachowcy, cenieni przez swoich kolegów na całym świecie.
System się zmienia
Wprawdzie policyjny system emerytalny niedawno zmieniono. Wcześniej policjant mógł odejść na emeryturę po przepracowaniu 15 lat, teraz po 25 latach (ale po osiągnięciu 55 roku życia). To i tak oznacza, że policjanci, którzy dzisiaj zostaną zatrudnieni, emeryturę dostaną 12,5 roku wcześniej niż kobiety i mężczyźni z innych grup zawodowych. A jeszcze przez wiele lat z policji będą mogły odchodzić osoby w wieku nawet 35 lat. Wystarczy, że przepracują w mundurze lat 15. Będą pobierać 40 proc. ostatniej pensji i podejmować cywilną pracę w pełnym wymiarze.
Oprócz policjantów młodymi emerytami zostają pracownicy służb specjalnych. Jedni odchodzą na emerytury, bo sami tego chcą, inni muszą, z podobnych, jak policjanci względów, najczęściej politycznych. Ale też każda nowa władza, to czystki w szeregach służb specjalnych.
Wszędzie na świecie praca w służbach specjalnych - definiowanych przez pryzmat wywiadu i kontrwywiadu - to zaszczyt. W krajach zachodnich czy Stanach Zjednoczonych to także dobry start do tego, żeby później zaistnieć w biznesie. Ludzie z przeszłością w służbach bardzo dobrze się w nim odnajdują, we wszystkich zresztą zawodach związanych z szeroko pojętą ekonomią. U nas kwestia służb specjalnych jest kojarzona historycznie - komuna, SB, agent konfident. I pewnie trudno to będzie zmienić. Tymczasem ludzie służb specjalnych, nawet na emeryturze, to zazwyczaj osoby sprawne fizycznie, posiadające umiejętność radzenia sobie ze stresem, umiejętność logicznego myślenia, analizowania, bo to często świetni analitycy.
Tak naprawdę swoją wiedzę, umiejętności, doświadczenie mogą sprzedać wszędzie za całkiem spore pieniądze, nie zawsze z korzyścią dla państwa.
Autor: Dorota Kowalska