Wzór na życie Janoscha to powrót do Zabrza (duchem) WIDEO
Wczoraj Janosch, pisarz i rysownik urodzony w Zabrzu, mieszkający od 30 lat na Teneryfie, obchodził 84. urodziny. Z tej okazji ukazała się pierwsza biografia artysty. Rozmawiamy z jej autorką, Angelą Bajorek
Czy pamięta pani, od czego zaczęła się pani fascynacja twórczością Janoscha?
Cztery lata temu, przygotowując się do konferencji na uczelni, gdzie pracuję, zaczęłam pisać artykuł o Janoschu, kontrowersyjnym pisarzu, który mieszkał niegdyś zaledwie 100 kilometrów od Krakowa. Trudno wówczas było mi mówić o fascynacji konkretnym utworem. To było po prostu zadanie badawcze, które rozwinęło się do niebotycznego i nieoczekiwanego rozmiaru, wówczas nieprzewidzianego. Pierwszym krokiem w mojej kwerendzie był wyjazd do Zabrza, gdzie w 1931 roku, w familoku przy ulicy Ciupkaweg 6, urodził się niejaki Horst Eckert, późniejszy Janosch. Sięgnęłam do źródeł: odwiedziłam miejskie archiwa, biblioteki, kościoły, w których ochrzczono i bierzmowano "pobożnego heretyka" (jak sam lubi siebie nazywać). Stopniowo pozyskiwałam materiały biograficzne dzięki współpracy z historykami z Zabrza, p. Piotrem Hnatyszynem oraz Dariuszem Walerjańskim, którzy zabrali mnie w podróż po mapie miasta i jej ciekawej historii. Dowiedziałam się o sprawach, których sam Janosch nie był do końca świadom. Znałam jego negatywne nastawienie do mediów i niechęć do zwierzania się biografom. W opowiadaniu "Magiczny życiorys" (Magischer Lebenslauf) wspominał, że ludzkie życie składa się ze spisywania co pewien czas pobieżnych biogramów: urodzony dnia, w miejscowości, uczęszczał do szkoły. "Ale takie życiorysy są nudne jak stary chleb", pisał. Z wielkim niedowierzaniem, że odpisze, wysłałam zatem e-maila z krótką historią rodziny Eckertów i Godnych z prośbą o "mały znak życia". Tym przygotowaniem do wspólnej konwersacji musiałam go zaintrygować. Błyskawicznie otrzymałam propozycję, abym zadawała mu pytania, na które postara się odpowiedzieć, jeśli tylko pamięć go nie zawiedzie, tłumacząc się przy tym: "U każdego wiek zmienia pamięć, również u mnie". I tak rozpoczęły się nasze "rozmowanki", które trwają do dziś.
Kiedy okazało się, że książka, którą przygotowywała pani jako pracę naukową, po niemiecku, będzie popularną biografią pisarza? Czy musiała pani inaczej ją pisać?
Rzeczywiście, punktem wyjścia była moja praca nad książką habilitacyjną, którą pisałam z racji zawodu po niemiecku. Po nieoczekiwanej propozycji ze strony wydawnictwa Znak, jej forma i treść - wzbogacona o narratora przezroczystego - przerodziła się w biograficzny portret artysty.
Przez ile lat wymieniała pani korespondencję z Janoschem? Czy ona ciągle trwa?
Gdy Janosch napisał mi "Nie widzę sensu w tym, żeby opowiadać wszystkim, co myślę albo jak żyję. Dlatego od początku jestem trudnym rozmówcą", pomyślałam, że nie będzie łatwo nawiązać rozmowy ze sztukmistrzem skrytości. Jednak każdy dzień przynosił nowe opowieści "od Jotku". Pierwszy mail od Janoscha zatytułowany "Glück" (szczęście) otrzymałam we wrześniu 2011 roku. Zaledwie wczoraj pisaliśmy do siebie. Czasami przy intrygującym pytaniu mogę liczyć na falę odpowiedzi wraz z dowcipnym komentarzem i licznymi załącznikami obrazkowymi, począwszy od Marii i Józefa płynących łodzią, poprzez magiczne ikony, rysunek korpulentnej pani Kiszki na pływalni, zdjęcia z prywatnego archiwum, a skończywszy na popularnym dzisiaj Janoschowym selfie. Janosch przerywał kontakt tylko wtedy, gdy szwankowało mu zdrowie. "Psiakrew, muszę jechać szybko do kliniki", pisał do mnie, gdy zawodził rozrusznik w sercu lub skakało ciśnienie i musiano podłączyć go do kroplówki.
Jaki jest Janosch w tych listach do pani? Czy chciał odpowiadać na wszystkie pytania?
Jego wylewność i otwartość zaskakiwały mnie. Nigdy nie napisał, że jakieś pytanie wydaje mu się zbyt osobiste. Nie czułam bariery komunikacyjnej, pytałam o wszystko, a Janosch opowiadał o sztucznej szczęce, w której rozliczeniu odda swój obraz, czy też o tym, że w duszy czuje się Polakiem. Zdjęcia i sprawozdanie ze ślubu z Ines dostałam jako nieliczna.
Czemu, pani zdaniem, Janosch tak nie lubi mediów, dziennikarzy?
W jednej z autobiograficznych książek pisał: "Dziennikarze! Wypisują rzeczy, które nigdy nie zostały powiedziane. Przekręcają kwestie; wystarczy opuścić jedno słowo, a wypowiedź może nabrać przeciwnego sensu. Pytają cię tylko po to, żeby natychmiast zapomnieć odpowiedź. Albo czegoś nie rozumieją. A potem idą do redakcji i przepisują ze starych artykułów w archiwum, gdzie wszystko już z tych samych powodów było albo jest od dwudziestu lat nieprawdą". Dlatego woli spotkać się ze Skralem, fikcyjnym dziennikarzem, którym jest on sam. Zwyczajem Janoscha stanie się wpuszczanie dziennikarzy w maliny, nawet próbował przekonywać reportera "Bilda", że jego IQ wynosi zaledwie 56.
Jaki jest Janosch w bezpośrednim kontakcie? Była pani u niego na Teneryfie...
Z Janoschem miałam okazję spotkać się dwukrotnie przez parę dni na Teneryfie. Nasz spacer po Los Abrigos nad oceanem i wspólna biesiada przy hiszpańskiej paelli z owocami morza i podbieraniem bez zbędnych konwenansów sałaty z mojego talerza, pozostaną na długo w mojej pamięci. Miałam okazję obserwować Janoscha przy malowaniu obrazów, podczas rozmowy po hiszpańsku z restauratorem, bujającego się bezczynnie na hamaku, sączącego wino czy pomagającego żonie w kuchni. To podglądanie jego codzienności i wiecznie uśmiechniętych oczu Jotka tworzyło niezapomniany klimat.
Zabrze jest ciągle w jego sercu, choć przeżył tu najgorsze chwile w dzieciństwie. Czemu, pani zdaniem, ciągle darzy to miejsce sentymentem?
Zabrze to dla Janoscha miejsce magiczne, które przywołuje skrajne wspomnienia. To pamięć o ukochanym Pawle i Marii, ich ceglastym familoku, gdzie mieszał się zapach chleba, śniegu w zimie, mydlin, kapusty i ichtiolu. Pewnego dnia Janosch napisał mi, że często zdarza mu się budzić z przekonaniem, że znów jest w domu dziadków przy Piekarskiej. "Dzisiaj w nocy obudziłem się i wiedziałem już, jaki jest wzór na moje życie. Każdy człowiek ma taki wzór, który udaje mu się odnaleźć lub nie. Mój wzór to: POWRÓT DO ZABRZA (duchem). Zabrze oznacza również: za brzegiem. Za rzeką. Za rzeką - to mój dawny wzór na życie. Woda to mój dawny wzór na życie. W mojej egzystencji zawsze chodziło o rzekę i wodę. Zawsze musiałem żyć nad wodą: nad jeziorem Ammersee i teraz nad oceanem. Wracam do Zabrza (duchem) na ulicę Ciupki 3 [chodzi oczywiście o numer 6 - przyp. red.]. I wtedy moje życie zatoczy krąg. Nie będę musiał się odradzać".
Czy pani jest Ślązaczką? Z Zabrza? Czy stąd zainteresowanie Janoschem?
Paradoks polega na tym, że pomiędzy mną - germanistką z Dolnego Śląska - a Jano-schem jest tak dużo rozbieżności: wieku, miejsca, pochodzenia, płci, doświadczeń życiowych, bariery języka czy też religii, że to niezwykłe, iż los pozwolił nas oboje połączyć na wspólnym górnośląskim szlaku. Mam nadzieję, że tym samym zapisane zostało na trwałe świadectwo kultury i historii lat współczesnych pisarzowi, które poprzez biografię Janoscha możemy dotknąć, poznać i przeżyć każdy na swój sposób.