„Yamato” - smutny koniec kolosa
16 grudnia 1941 r. Do służby wchodzi superpancernik "Yamato". To największy okręt liniowy, jaki kiedykolwiek zbudowano. Czas gigantów jednak już minął.
Gdy w latach 30. XX w. Japonia przygotowywała się do wojny ze Stanami Zjednoczonymi tamtejsi planiści doszli do wniosku, że japoński przemysł stoczniowy nigdy nie dorówna amerykańskiemu pod względem wielkości produkcji.
Aby jakoś wyrównać tę różnicę zdecydowano się na zbudowanie mniejszej liczby okrętów, ale za to przewyższających jakością i parametrami wszystkie dotychczasowe. Wielkie okręty liniowe, nazwane superpancernikami, miały być niezatapialne.
Do ich zbudowania specjalnie przebudowano dwie stocznie, zbudowano też specjalny statek do przewiezienia dział i wież okrętów. Planowano stworzenie pięciu superpancerników, ostatecznie ukończono tylko dwa - „Yamato” i „Musashi”, a prace nad pozostałymi przerwano. Jako pierwszy do służby wszedł 16 grudnia 1941 r. „Yamato” (nazwa pochodziła od historycznej japońskiej prowincji Yamato).
Jego standardowa wyporność wynosiła 65 tys. ton, a pełna 72,8 tys. Był długi na 263 m, szeroki na 36,9 m i zanurzał się na 8,9 m. Artylerię główną „Yamato” tworzyło dziewięć dział kalibru 460 mm. W tym czasie największe działa okrętowe państw zachodnich miały kaliber najwyżej 406 mm. „Yamato” mógł wystrzelić pociski na odległość 42 km. Ważyły one 1460 kg.
Do dział głównych opracowano także pociski przeciwlotnicze wystrzeliwujące szrapnele z zapalnikiem czasowym. Pozwalało to prowadzić ogień zaporowy. Jedna tylko wieża ważyła 2774 tony, czyli więcej niż duży niszczyciel.
Dla porównania: słynny niemiecki pancernik „Bismarck” - również gigant - miał pełną wyporność 53 tys. ton, był długi na 251 m, a jego artyleria główna miała kaliber 380 mm.
Niestety, podczas działań II wojny światowej okazało się, że pancerne giganty są taktycznie przestarzałe. Wprawdzie żaden amerykański pancernik nie jest w stanie im sprostać w walce, ale śmiertelne zagrożenie stanowią dla nich samoloty startujące z lotniskowców. Mimo silnego uzbrojenia przeciwlotniczego te nieruchawe kolosy nie mogły się skutecznie obronić przed bombami i torpedami lotniczymi.
Jako pierwszy poległ „Musashi”, zatopiony 24 października 1944 r. podczas bitwy w zatoce Leyte. Pół roku później przyszedł czas na „Yamato”. W 1945 r. jasne już było, że japońska flota jest w głębokiej defensywie, a w powietrzu panuje amerykańskie lotnictwo. W obawie przed nim „Yamato” spędził 1943 i 1944 r. przemieszczając się między japońskimi bazami morskimi Truk i Kure.
Teraz - w kwietniu 1945 r. - okręt miał zostać wysłany na Okinawę, by próbować tam zniszczyć amerykańską flotę desantową. Z innych okrętów w bazie przepompowano paliwo do „Yamato”, ale okazało się, że wystarczy go tylko na rejs w jedną stronę. Misja miała więc mieć de facto charakter samobójczy...
Zespół, w którym był „Yamato”, składał się jeszcze z lekkiego krążownika i ośmiu niszczycieli. 7 kwietnia grupa została wykryta przez lotnictwo amerykańskie w odległości 450 km od Okinawy. Wysłano przeciw niej 386 samolotów bombowych i torpedowych, które rozpoczęły atak. „Yamato” otworzył do nich ogień z całej swojej artylerii, zaczął też manewrować, by uniknąć trafień.
Amerykanie ponawiali naloty kolejnymi falami, w efekcie superpancernik został trafiony wieloma bombami i 10 torpedami. Do środka dostawała się woda, a okręt stracił sterowność. By wyrównać przechył dowódca, kontradm. Ariga, kazał zalać razem z załogą część maszynowni po drugiej stornie. Niewiele to jednak pomogło.
Następnie przechylił się zupełnie na bok, a następnie zatonął z większością liczącej około 2,5 tys. osób załogi. Uratowało się tylko 280 marynarzy. Kontradm. Ariga kazał się przywiązać do mostka i poszedł na dno z okrętem.
„Yamato” był ostatnim pancernikiem w historii zniszczonym w walce. Amerykańskie liniowce typu „Iowa” zbudowane podczas II wojny światowej pozostawały w służbie US Navy do końca lat 90. XX w. i wzięły udział w I wojnie w Zatoce. Z Rejestru Okrętów Marynarki Wojennej wykreślono je dopiero w 2006 r.