Z „500+” od roku łatwiej im się żyje
- „500+” to dla nas bardzo duża pomoc. Oby tylko nam jej nie zabrali! - mówi pani Anetta z Bydgoszczy, mama czwórki dzieci. Inni rodzice z regionu też mają nadzieję, że nadal będą dostawać te pieniądze.
Pani Anetta samotnie wychowuje 21-letniego Kamila, 14-letnią Wiktorię, 11-letnią Paulinę i 9-letniego Michała. Nie pracuje zawodowo. Zajmuje się domem i dziećmi. Co miesiąc z rządowego programu otrzymuje 1500 zł. Najstarszy syn jest już pełnoletni, na niego pomoc się nie należy. - Nauczyłam się sobie radzić, bo wiem, że wszystko jest tylko na mojej głowie. Teraz, dzięki dodatkowym pieniądzom, jest mi znacznie łatwiej. Nie ma już sytuacji, że córka czy syn jako jedyni z klasy nie pojadą na szkolną wycieczkę, bo mnie na to nie stać. To zawsze były bardzo przykre sytuacje. Nie muszę już też pożyczać pieniędzy od rodziców - opowiada pani Anetta.
Gdy na jej konto wpłynęła pierwsza wpłata, to było wielkie święto w rodzinie. I to dosłownie. Akurat zbiegło się to z komunią dwojga najmłodszych dzieci. Pani Anetta wyprawiała im wspólną uroczystość. Kolejne wypłaty „500+” bydgosz czanka przeznaczyła na kilkudniowy wyjazd wakacyjny. Dzieci były zachwycone! W tym roku również planuje gdzieś zabrać swoje pociechy. Plany już ma, ale nie chce mówić, by nie zapeszyć.
Na co jeszcze przeznaczyła pieniądze? Przede wszystkim na codzienne wydatki. Dużą część tej kwoty pochłania opłata za wynajem mieszkania. - Jeszcze zanim otrzymałam „500+” postanowiłam, że będę dzieciom dawać kieszonkowe. Zdecydowałam, że nie będzie ono duże, ale chcę, by dzieci nauczyły się oszczędnego gospodarowania pieniędzmi. Każdego dnia daję im po 2-5 złotych. Mogą je wydać np. na drożdżówkę czy ciastka w szkolnym sklepiku albo odłożyć, by z czasem uzbierać na wymarzoną książkę czy zabawkę. Nie chodzi o to, by dawać dzieciom na wszystko, o co tylko poproszą. One muszą zrozumieć, że pieniądze trzeba szanować - słyszymy.
Pani Anetta przyznaje, że często była szykanowana z racji tego, że dostaje pieniądze z rządowego programu. - Najbardziej złośliwe były osoby, które mają jedno dziec ko i im się pomoc nie należy. Przecież to nie moja wina, że wprowadzono takie zasady przyznawania pomocy. Oczywiście, że uważam, że bardziej sprawiedliwie byłoby, gdyby pieniądze były przyznawane na każde dziecko w rodzinie. Na razie to bardzo cieszę się, że „500+” jest i mogę z niego korzystać. Oby nam tylko tej pomocy nie zabrali - podsumowuje bydgoszczanka.
Zainwestowali w przyszłość swoich dzieci
Pieniądze z „500+” dostaje także pan Marek, przedsiębiorca z Grudziądza. Prowadzi własną firmę i zarabia prawie 20 tys. zł miesięcznie. Żona nie musi pracować. Mają czworo dzieci. Najstarszy syn Bartek ma 17 lat, więc teoretycznie pomoc należy się im na trójkę.
Gdy rozmawialiśmy w czerwcu ubiegłego roku, grudziądzanin opowiadał, że te pieniądze kolą w oczy jego podwładnych. Już na początku ubiegłego roku, gdy program jeszcze nie wszedł w życie, słyszał, jak jego pracownicy szeptali w kuchni w firmie, że są ciekawi, czy pan prezes wyciągnie do państwa rękę po jałmużnę, którą jego żona wyda na waciki. Już wtedy zdecydował, że weźmie pieniądze, skoro dają. Poza tym wszyscy jego znajomi, przy których - jak to określa - on jest biedakiem, złożyli wnioski o 500 zł na dzieci. I to zaraz w pierwszych dniach kwietnia ubiegłego roku. Tłumaczyli, że wezmą pieniądze i je odpowiednio ulokują. Dzieci będą miały do nich dostęp dopiero, gdy skończą osiemnaście lat. Teraz dostają kieszonkowe, więc na wszelkie wydatki im wystarcza.
- Powiem szczerze, że zastanawialiśmy się z żoną, czy nie pójść w ślady znajomych i nie ulokować tych pieniędzy. Uznaliśmy jednak, że przeznaczymy je na wakacyjne wyjazdy dzieci. Wysłaliśmy je na obozy językowe za granicą. Nie były tanie, ale wiemy, że to inwestycja w przyszłość naszych dzieci. Dzieciaki wyjechały w sierpniu, więc dopłaciliśmy im do wyjazdów. Każdy obóz kosztował ponad 7 tysięcy złotych. Oprócz tego synowie i córka dostali niemałe kieszonkowe. Wiedzą, że skoro wyłożyliśmy tyle pieniędzy, to teraz „500+” bierzemy z żoną „dla siebie”. W tym roku umówiliśmy się, że dzieci również wyjadą na obóz językowy za granicę. Podobnie jak w ubiegłym roku, najpierw wyłożymy pieniądze na wyjazd, a potem sobie je odbierzemy z „500+” - opowiada pan Marek.
Wakacje jak tydzień w bajce
- Nawet pani nie ma pojęcia, jak ludzie nam zazdroszczą tych pieniędzy na dzieci. Dla nich te 1500 złotych, które dostajemy, to majątek. Ironicznie nazywają nas „bogaczami” - tymi słowami rozmowę zaczyna pani Marzena z Bydgoszczy.
Z mężem mają troje dzieci: 10-letnią Patrycję, 8-letniego Patryka i 6-letnią Zuzię. Pani Marzena pracuje w sklepie na 3/4 etatu. „Na rękę” ma 1300 zł. Jej mąż jest ochroniarzem. „Wyciąga” co miesiąc maksymalnie 1700 zł netto. Nie korzystają z pomocy społecznej. Ponieważ dochód na osobę w rodzinie jest niższy niż 800 zł, dostają 500 zł na każde dziecko.
Ich dwupokojowe mieszkanie na Szwederowie w Bydgoszczy jest urządzone bardzo skromnie, ale czysto. - Te dwa łóżka kupiliśmy od razu, gdy tylko dos taliśmy pierwsze pieniądze z „500+”. Poprzednie łóżka były zarwane, dzieciaki prawie z nich spadały. Pani zobaczy, jaki jest kontrast z pozostałymi meblami. Niestety, na ich wymianę na razie nas nie stać - mówi pani Marzena.
Dodaje, że dwie raty pieniędzy z rządowego programu przeznaczyli na wakacje. Całą rodziną pojechali nad morze. Spędzili tydzień we Władysławowie. Dzieci były zachwycone, bo pierwszy raz w życiu widziały morze. - Zabraliśmy je także na Hel, pokazaliśmy fokarium. Byliśmy też w Gdańsku, Gdyni i Sopocie. To było niesamowite uczucie, gdy podczas wyjazdu nie musiałam dokładnie oglądać każdej złotówki. Stać nas było, by dzieciom kupić lody, gofry czy zapłacić za rejs stateczkiem. W tym roku również pojedziemy na tydzień nad morze. Takie wakacje to dla nas tydzień jak w bajce, odskocznia od codziennego, niełatwego życia - słyszymy.
- Nie jest państwu łatwiej, skoro od ponad roku co miesiąc w domowym budżecie macie dodatkowe 1500 złotych? - dopytuję.
- Oczywiście, że jest. Nie musimy już od rodziny czy znajomych pożyczać pieniędzy, bo wystarczy nam do pierwszego. To ogromny luksus. Poza tym stać nas, by w końcu jednocześnie kupić dzieciom nowe buty czy kurtki na zimę. Wcześniej co miesiąc któreś szło z nami do sklepu i wiedziało, że musi mu się podobać to, co jest najtańsze. Teraz żyje nam się o wiele łat wiej, ale naprawdę nie jesteśmy „bogaczami”, jak niektórzy o nas myślą. Ludzie uwielbiają liczyć pieniądze u innych, a nie u siebie - mówi pani Marzena.
Tym, którzy zazdroszczą jej pieniędzy, wylicza comiesięczne wydatki jej rodziny. Łącznie mają ok. 4500 zł, a stałe wydatki to: czynsz - 650 zł, telefony - 150 zł, kablówka - 99 zł, gaz i prąd płacą co prawda co dwa miesiące, ale miesięcznie wychodzi ok. 170 zł, obiady dzieci w szkole - 170 zł, rata kredytu konsumpcyjnego zaciągniętego na zakup pralki i lodówki - 200 zł miesięcznie, miesięczne bilety komunikacji miejskiej - prawie 250 zł. Daje to łącznie 1689 zł.
- Tak naprawdę „500+” dokładamy do codziennego życia. Staramy się kupować lepszą, droższą żywność, więcej owoców. Zabieramy dzieci do kina, spełniamy ich mniejsze czy większe marzenia. W ciągu ostatniego roku tylko raz zaszaleliśmy. Daliśmy się namówić dzieciom na zakup laptopa. Uznaliśmy, że przyda im się w szkole. Poza tym można na nim obejrzeć filmy, a telewizor nam powoli odmawia posłuszeństwa. Mam nadzieję, że jak najdłużej będziemy dostawać „500+” - podsumowuje bydgoszczanka.
„500+” wydajemy głównie na ubrania i żywność
Program „Rodzina 500+” obowiązuje od 1 kwietnia ubiegłego roku. Z badania przeprowadzonego przez Agencję Badań Rynku i Opinii SW Research wynika, że to dodatkowe wsparcie jest przeznaczane głównie na ubrania i żywność.
W dalszej kolejności pieniądze idą m.in. na kieszonkowe dla dzieci, książki i pomoce edukacyjne, sprzęt sportowy, zabawki, korepetycje oraz przyjemności takie jak np. wyjście do kina czy teatru.
W ubiegłym roku z „500+” zdecydowana większość rodzin wielodzietnych sfinansowała wakacyjny wyjazd. Wiele z nich na wczasy wyjechało z biurami podróży. - W ubiegłym roku rezerwacje założone od maja, gdy ruszyły pierwsze wypłaty z programu „500+”, do początku lipca nie wskazywały na mocny wpływ programu na turystykę. Jednak we wrześniu okazało się, że efekt był bardzo wyraźny, a na wakacje z biurami podróży wyjechało wówczas około 14 proc dzieci i młodzieży więcej niż w 2015 roku. Było to dwukrotnie więcej niż wskazywały na to rezerwacje dokonane do momentu rozpoczęcia wakacji szkolnych - mówi Jarosław Kałucki, rzecznik Travelplanet.pl, największego multiagenta turystycznego.
Jak dodaje, w tym roku wyjazdy z biurami podróży w wakacje (od końca czerwca do końca sierpnia) zarezerwowało już o 54 proc. turystów więcej niż w analogicznym okresie w ubiegłym roku.
- Na tym tle rezerwacja wyjazdów dla dzieci nie wygląda imponująco. Jest również wzrost, ale wynosi już tylko 10,5 proc. - podsumowuje Jarosław Kałucki.