Z Azji, przez Włochy po Amerykę... Takie rzeczy na Jeżycach
Tu chce się bywać mieszkać i pracować - mówią coraz częściej poznaniacy, którzy zapuszczają się na Jeżyce. To, że dzielnica tętni życiem, to zasługa m.in. lokalnych przedsiębiorców. Większość włączyła się do akcji „I love Jeżyce”.
Kiedyś na odcinku ul. Kraszewskiego, od Szamarzewskiego do rynku Jeżyckiego, można było stracić nowe adidasy. I nie tylko. Jak nie było się stąd, istniało ryzyko, że dostanie się po głowie. Tak przynajmniej wspominają ci, którzy z Jeżycami związani są kilkanaście lub kilkadziesiąt lat. Ale od tego czasu wiele się zmieniło. Dziś w tej dzielnicy chce się bywać, mieszkać i pracować. Pewnie dlatego, że jak grzyby po deszczu wyrastają tu nowe sklepy, knajpki i restauracje. Nie brakuje też lokalnych przedsiębiorców, którzy działają w tym samym miejscu od wielu lat. Jak mówią osoby, które związały swój los z Jeżycami, wszyscy dobrze się znają i wspierają.
Stoją po lody, dostają o wiele więcej
Wielu poznaniaków pamięta niedowierzanie, gdy okazało się, że po lody z ulicy Kościelnej ustawiają się kilkudziesięciometrowe kolejki. Był rok 2013, a do Wytwórni Lodów Tradycyjnych przyjeżdżali ludzie z całego miasta - zresztą nadal to robią. Ale dziś to niejedyny lokal, który przyciąga na tę ulicę tłumy.
Na ul. Kościelnej można spróbować smaków z Azji, nie chodzi jednak o orientalną kuchnię, lecz... tajskie lody. Dagmara Georgopulu - mieszkanka Jeżyc, która wraz z mężem otworzyła lodziarnię Ku Szi, przywiozła ten pomysł z Tajlandii. Lody można tam nie tylko zjeść, ale też zobaczyć, jak deser powstaje.
- Na Jeżycach żyje się jak w małej miejscowości, tu nie czuje się dużego miasta. Stworzyliśmy w tej dzielnicy małą społeczność. Pewne rzeczy nie zmieniają się, mimo upływu lat. Na Jeżycach mogę wszystko załatwić i kupić regionalne produkty. Jest tam pan Stasiu, do którego idę po świeży chleb i pan Darek, który sprzeda mi najlepszą szynkę. Często zaglądam też na rynek Jeżycki - wylicza Dagmara Georgopulu.
- Ci, co lubią tę dzielnicę, czują klimat. Na Jeżycach można poczuć się swojsko, jak u cioci Basi na herbatce
- żartuje. - Mam nadzieję, że to się nie zmieni.
Na ulicy Kościelnej można też dobrze zjeść, np. sytego burgera
- Gdy nadarzyła się okazja, by pojawić się na Jeżycach, nie zastanawialiśmy się. Wiedzieliśmy, że to fajny rejon - mówi Krzysztof Pełczyński, menadżer Food Patrolu. To on, jego wspólnik i pracownicy jako pierwsi w Poznaniu wpadli na pomysł, by otworzyć mobilną knajpkę, w której można zjeść oryginalne burgery. Dziś działają w punkcie stałym, przy ulicy Kościelnej (a oprócz tego też na Piekarach, Franowie - w sąsiedztwie Ikei i Starołęce - niedaleko sklepu Selgros). - Menu z czasem ewoluowało. Dziś mamy 11 stałych burgerów. Do tego dochodzi burger miesiąca, który się zmienia - tłumaczy Krzysztof Pełczyński. Jak mówi, nie żałuje, że na miejsce działalności wybrał Jeżyce.
- Kościelna ożyła. Szczególnie widać to w niedzielę, kiedy przychodzą rodziny z dziećmi. Chcą zjeść lody, ale zostają na dłużej. Obok jest mała strefa z food truckami, a po drugiej stronie ulicy bardzo dobre, według mnie najlepsze w Poznaniu, zapiekanki. Osobiście polecam
- mówi Krzysztof Pełczyński.
Jeśli ktoś nie ma ochoty na burgera, tuż obok może zjeść jedyną w swoim rodzaju włoską pizzę.
- Po urodzeniu córki postanowiłam coś zmienić w swoim życiu - mówi Daria Pilarska, która prowadzi BuffBus Pizza. Od tego czasu minęły dwa lata. Wcześniej właścicielka food trucka z Kościelnej zajmowała się m.in. realizacją i rozliczaniem projektów unijnych. - BuffBus Pizza powstał z miłości do dobrego, włoskiego jedzenia. Wtedy nie było w Poznaniu tak dobrej pizzy - Neapolitany, zrobionej w oparciu o prawdziwe włoskie składniki. Mamy klientów, którzy przychodzą do nas od samego początku i uważają, że nic się nie zmieniło. I to jest największy komplement - zauważa Daria Pilarska. Jak przyznaje, od ponad 12 lat jest związana z Jeżycami i nie wyobraża sobie innego miejsca na biznes. - Ta dzielnica zawsze bardzo mi się podobała. Nie uważam ją za niebezpieczną - dodaje Daria Pilarska. - Fajne jest też to, że w tym rejonie działa wiele biznesów zakładanych z serca. Małych lokali, gdzie właściciele sprawują pieczę nad wszystkim i pilnują jakości. To przyciąga nie tylko mieszkańców Jeżyc, ale ludzi z całego Poznania - wyjaśnia właścicielka BuffBus Pizza.
Wszyscy się wspieramy
Swojego interesu „pilnuje” na co dzień m.in. Przemysław Jaśkowski, który postanowił założyć cukiernię w amerykańskim stylu. W PJay Cake, przy ul. Szamarzewskiego, można zjeść kolorową babeczkę, cake popy (kulki z ciasta biszkoptowego z kremem, oblane na zewnątrz czekoladą) oraz zamówić oryginalny urodzinowy tort. Pracownicy sklepu do każdego klienta podchodzą bardzo indywidualnie. - Mieszkając na Jeżycach stwierdziłem, że jest zapotrzebowanie na coś innego niż zwykła cukiernia, która jest praktycznie co 100 metrów - mówi Przemysław Jaśkowski. Jak przyznaje, dużo podróżuje. Jeszcze jako student wyjeżdżał do pracy do Stanów Zjednoczonych. Pracował w różnych miejscach, także serwujących słodkości.
- Tam jest wiele tego rodzaju cukierni. Bardzo mi się to spodobało. Stwierdziłem, że fajnie byłoby przenieść coś takiego na nasz rodzinny rynek. Wcześniej mieliśmy zwykłe cukiernie z typowymi sernikami i makowcami, wuzetkami i tradycyjnymi tortami. Postanowiliśmy zrobić małą rewolucję kolorystyczną i smakową - żartuje właściciel PJay Cake. Dziś na Szamarzewskiego zachodzą zarówno stali klienci, jak osoby, które korzystają z innych punktów gastronomicznych i zaglądają tam z ciekawości.
- Wszyscy się tutaj wspieramy. Cała okoliczna gastronomia przychodzi do mnie na coś słodkiego, a ja odwiedzam innych w czasie obiadów i kolacji - opowiada Przemysław Jaśkowski. - Mieszkałem w różnych częściach miasta, tutaj żyje mi się zdecydowanie najlepiej. Do pracy chodzę pieszo, zajmuje mi to 15 minut. Po drodze zaglądam na rynek Jeżycki. U lokalnych przedsiębiorców kupuję codzienne świeże owoce i inne produkty. Ten rejon bardzo się zmienił. Powstało wiele knajpek, jest tu dużo fajnych młodych ludzi - wylicza młody przedsiębiorca.
Wychodząc z PJay Cake można przejść na drugą stronę ulicy i napić się soku ze świeżo wyciskanych owoców i warzyw, a w okresie jesienno-zimowym nawet „sokoleków” - np. imbirex, buralgina czy anapap, pietruszon. Jest też smoothies - czyli sok z blendowanych, a nie wyciskanych owoców. - Odwiedzają nas ludzie w każdym wieku, choć bardziej trafiamy do młodych i tych, którym zależy na zdrowym odżywianiu. Co jest hitem? Na pewno soki z buraków. Dużo ludzi pije je ze względu na właściwości antyrakowe, dobrze wpływają też na krew - mówi Wiktoria Ciepłucha z SOcheck.
Podążając tą samą ulicą, można zajść na obiad do Pyra Baru, by skosztować ziemniaka podanego na wszystkie możliwe sposoby. - Jeżyce to bardzo przyjazna dzielnica, bardzo zielona. Podoba mi się też staromiejska zabudowa. To fajne miejsce do życia - mówi Mikołaj Janowski, właściciel Pyra Baru. Choć sam mieszka na Starym Mieście, ma na Jeżycach znajomych, którzy bardzo je sobie cenią, praktycznie się stąd nie ruszają. - Dzielnica spełnia wszystkie ich potrzeby. Mają kino Rialto, prężnie działający rynek, dużo sklepów i lokali gastronomicznych. Kiedy pojawia się propozycja spotkania, często umawiamy się właśnie na Jeżycach, a nie na Starym Runku - dodaje Mikołaj Janowski.
Dzielnica przeszła metamorfozę
Prawdziwa Jeżycka Pyra - tak mówi o sobie Wojciech Grudziński, który od dziecka związany jest z tą dzielnicą. W 2000 r. w lokalu przy ul. Kraszewskiego otworzył salonik ERA GSM, sześć lat temu zmienił branżę, dziś - wspólnie z bratem - prowadzi w tym miejscu Kraszkebab. Mieszka w tej samej kamienicy.
- Doszliśmy do wniosku, że w Poznaniu nie ma dobrego kebabu. Otworzyliśmy lokal z myślą o sobie i swoich znajomych
- wspomina Wojciech Grudziński. Jak podkreśla, wraz z bratem, wychodzą z założenie, że jedzenie powinno być przyjemnością. W Kraszkebabie każdy klient może skomponować swoje własne danie. - Sami robimy sosy. Ręcznie wykonany jest też lawasz (tradycyjny ormiański chleb, przyp. red.). Nie brakuje również opcji dla wegetarian. Serwujemy np. tortillę z falafelem - wylicza mieszkaniec Jeżyc.
Przyznaje, że początkowo nie było łatwo. - Sytuacja na fyrtlu sporo różniła się od dzisiejszej. Na odcinku od Szamarzewskiego do rynku Jeżyckiego można było stracić nowe adidasy. I nie tylko... Teraz jest o niebo spokojniej. Dużo się pozmieniało - przyznaje Wojciech Grudziński. - Na przestrzeni lat pojawiło się wiele hosteli, ciekawych punktów gastronomicznych, pubów, sklepów, kawiarni, winiarni. Widać masę studentów, wielu obcokrajowców. Mniejsze ulice zaczęły tętnić życiem. Kiedyś ten przywilej miały głównie ulice Dąbrowskiego i Kraszewskiego. Osobiście dobrze się tu czuję. Jako mieszkaniec wszędzie mam blisko - Teatr Nowy, kino Rialto, urzędy, rynek Jeżycki, pralnia i miejsca, gdzie mogę miło spędzić czas ze znajomymi.
Jak podkreśla, dobrze też przyjął się Kraszkebab, w którym przez cały tydzień ustawiają się kolejki fanów ich jedzenia, osób w pełnym przedziale wiekowym i wszystkich klas społecznych.
- A co najważniejsze, nie tylko dla nas, ale całej „dzielni”, przyjeżdżają tutaj ludzie z innych rejonów Poznania. Ba, z całej Wielkopolski
- mówi Wojciech Grudziński.
Jeżyce to też Sołacz, choć otoczony parkami może wydawać się być trochę na uboczu. To właśnie tam od 17 lat działa Restauracja Milano i jej właściciel Mariusz Słucki.
- Pod koniec lat 90. nie było łatwo o lokal. Na Sołaczu znaleźliśmy się przypadkowo, choć znałem ten rejon miasta jeszcze z młodych lat - wspomina właściciel restauracji. - Na rynku jesteśmy od 99 r. W międzyczasie powiększyliśmy lokal, otworzyliśmy tratorię. Sam nie jestem kucharzem. Zatrudniłem specjalistów, m.in. kucharza Włocha Marko, który przez 7 lat uczył pracowników włoskiej kuchni.
Jak mówi Mariusz Słucki, lokalizacja restauracji bywa problemem. W tej okolicy nie ma firm i biurowców. Są jednak stali klienci, którzy przychodzą tam codziennie, od wielu lat. Pracownicy też są tam od samego początku, więc znają każdego gościa osobiście.
Nie tylko kuchnia
Jednak Jeżyce to nie tylko gastronomia. Od 1998 r. w bramie, przy ul. Dąbrowskiego schowana jest m.in. Księgarnia Arsenał.
- Mamy stałych klientów, ale prawie codziennie ktoś dokonuje odkrycia, że tutaj jesteśmy - opowiada Jakub Marciniak, właściciel księgarni. - Kiedyś mieliśmy firmę na Górczynie, ale panował tam zupełnie inny klimat. Na Jeżycach jest bardzo kameralnie. Wszyscy się znają, na ulicy mówią sobie dzień dobry, często wywiązuje się z tego rozmowa. Ci ciekawe, jestem związany z Jeżycami nie tylko zawodowo. Wszystkie moje dzieci urodziły się w szpitalu przy ul. Mickiewicza.
Od 25 lat na Jeżycach mieszka i pracuje Ewa Bronikowska-Dębek, właścicielka Drukarni Cyfrowej i Pracowni Reklamowej Ewand przy ul. Jeżyckiej. Jak mówi, czuje tę dzielnicę.
- Moja rodzina zawsze była związana z tym rejonem miasta. Spodobała się już mojemu pradziadkowi. Wiele lat temu kupił kamienicę, w której działa moja firma. Nie wyobrażam już sobie zmiany miejsca pracy i zamieszkania, choć przez lata było ich wiele. Pamiętam jak w miejscu Zagrody Bamberskiej było gospodarstwo - wspomina Ewa Bronikowska-Dębek.
Na Jeżycach można też zażyć trochę kultury. Działa tam m.in. „Mój Teatr” oraz Jeżyckie Centrum Kultury. Docierają tam poznaniacy nie tylko z Jeżyc, ale też całego Poznania, a nawet Wielkopolski. Jak zauważają osoby, które prowadzą działalność kulturalną na Jeżycach, byłoby ich jeszcze więcej, gdyby nie problemy z dojazdem i parkowaniem.