Z bagażem intencji i przewin poszli swą Drogą Krzyżową
W nocy w lesie przy fatalnej pogodzie przeszli 40 kilometów w milczeniu, niosąc z sobą intencje. W Ekstremalnej Drodze Krzyżowej ze Słupska do Ustki wzięło udział ponad 140 pątników.
Nieprzemakalne kurtki, wysokie buty, latarki i plecaki z prowiantem. Kościół pw. Najświętszego Serca Jezusowego w Słupsku w piątkowy wieczór 8 kwietnia wypełnił się ludźmi, którzy sprawiali wrażenie, jakby zeszli dopiero co z górskiego szlaku. W górskie wędrówki nie chodzi się jednak w nocy, a do plecaka nie przypina się krzyża. Nie zabiera się też intencji. Ze Słupska i z okolicznych miejscowości. Z Trójmiasta, a nawet z Londynu. W sumie ponad 140 osób zebrało się w kościele na górce, aby wyruszyć w którąś z trzech tras Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.
Zanim ruszyli ogarniętym nocą szlakiem, była msza święta. Zaraz po niej i po przekroczeniu progu bezpiecznego kościoła, na zewnątrz był deszcz i porywisty wiatr. Już sam start mógł zniechęcić, a co dopiero obliczona na 10 godzin pieszej wędrówki droga.
- Taka noc daje dużo przemyśleń - tłumaczyła na chwilę przed wyruszeniem Michalina, zarzucając pospiesznie na siebie chroniącą przed deszczem pelerynę. - Na temat życia, planów i w ogóle tego, co chce się osiągnąć. Moje intencje? Są panu Bogu wiadome.
Inni szli za nawrócenie, o łaski dla rodzin, o zdrowie dla 7-letniego chłopca chorego na mukowiscydozę. Również za małżeństwo, bliskich zmarłych, dialog i wspólnotę chrześcijan. Do tego za pokój na ogarniętej wojną Ukrainie. Prośby i powody były różne. Część zostało wyartykułowanych podczas mszy.
- Myślę, że każdy ma własne - przyznała Sylwia, która na EDK była po raz pierwszy. - Idzie się po to, aby przemyśleć swoje sprawy. Uspokoić rozedrganą duszę i przygotować do świąt Wielkiej Nocy, które są przecież dla nas najważniejsze. To czas, kiedy można się zmierzyć ze swoimi słabościami, nie tylko tymi fizycznymi.
Większość pątników wybrała trasę ze Słupska do Ustki, gdzie na ponad 40-kilometrowym dystansie pierwszą stacją był Słupsk, a kolejną niecałe sześć kilometrów dalej Niewierowo. Postoje wyznaczono też w Machowinie, gdzie zorganizowano czuwanie, przystrojono kościół, a mieszkańcy przygotowali dla wędrowców gorącą herbatę. Podobnie było w Wytownie, gdzie uczestnicy EDK dotarli około godz. 1 w nocy. Na miejscu witał ich miejscowy proboszcz w otwartym na oścież kościele. Kolejne stacje wyznaczono w Machowinku, Objeździe, Bałamątku, Poddąbiu, Orzechowie i w Ustce.
Cała droga została tak zaplanowana, aby pątnicy wędrowali przez najpiękniejsze części regionu. Najpierw była dolina Słupi i lasy. O świcie swoje uroki pokazały klify, czyli wysoki brzeg i morze. Taki też był zamysł, aby trasa od ciemności, przez trud, kończyła się jutrzenką zwiastującą nadzieję. Światło to w końcu symbol zmartwychwstania Chrystusa.
Poszczególne stacje kontemplowano w ciszy, skupieniu i na podstawie specjalnie przygotowanych na to wydarzenie rozważań.
„Po klifie z Serca do Zbawiciela”, czyli droga ze słupskiego kościoła pw. Najświętszego Serca Jezusowego do kościoła pw. Najświętszego Zbawiciela w Ustce nie była jedyną z możliwych do przejścia w nocy z piątku na sobotę. Organizatorzy przygotowali też 45-kilometrową pętlę „Ku Bogu i Bliźniemu” sprzed kościoła NSJ w Słupsku przez Lasek Północny, Jezierzyce, Grąsino, Rogawica, Kukowo, Wiklino, Bukowo, Dominek i dalej przez Kępno, Karzcino i Niewierowo do Słupska. Była też trzecia, krótsza trasa o długości około 20 km. To nią szli najmłodsi uczestnicy w wieku 12-14 lat, którzy wyruszyli razem z opiekunami.
Większość wybrała jednak drogę na klif. Czterdzieści kilometrów ze Słupska do Ustki za sobą ma 17-letni Szymon, dla którego udział w EDK to przedsionek do wstąpienia już za chwilę w dorosłość.
- Droga wyszła pięknie, a pogoda tak naprawdę była każda - relacjonował Wiktor Janusz z komitetu organizacyjnego. - Od piękniej, księżycowej i gwiaździstej nocy po grad, wichurę i totalną zawieruchę. Momentami trzeba było się zastanawiać, jak to dalej pójdzie. Oczywiście kryzysy też były.
- Było ciężko - przyznała pani Izabela. - To jedna z najtrudniejszych tras jak do tej pory, a w EDK biorę udział od czterech lat. Jeśli chodzi o stronę fizyczną, to nie ma chyba kawałka ciała, który by nie bolał. Duchowo jest za to oczyszczenie. Trasa była wymagająca, ale podobno im cięższa intencja, tym trudniejsza droga.
Ekstremalna Droga Krzyżowa nie jest pielgrzymką. Nie ma zabezpieczeń, a każdy walczy sam o wytrwanie. Uczestnik bierze udział w EDK na własną odpowiedzialność, a organizatorzy nie zapewniają ubezpieczenia ani opieki medycznej. W tym roku Ekstremalna Droga Krzyżowa odbyła się w prawie 500 miejscowościach w całej Polsce.