Z bocznej nawy: Ogród padł ofiarą własnego sukcesu
W majówkę przed ogrodem botanicznym powtórzyła się ta sama sytuacja, która pojawia się co roku: tłumy ludzi, które zjeżdżają się oglądać kwitnące tulipany, a przy okazji zastawiają i niszczą samochodami trawniki w całej okolicy.
Ogród botaniczny padł ofiarą własnego sukcesu. W ostatni weekend kwietnia odwiedziło go 478 osób. Za to od 1 do 3 maja zwiedzających było ich ponad 16 tys. To oznacza, że każdego dnia zwiedzających było 22 razy więcej niż zwykle.
Ogród na takie tłumy nie jest przygotowany. 32 miejsca parkingowe jakie posiada od strony ul. Retkińskiej oraz zatoczka na Zdrowiu, która zwyczajowo służy do parkowania, nie zapewnią miejsc na tyle samochodów.
Pomysł przyjeżdżania samochodem do ogrodu botanicznego można krytykować, ale łodzianie i tak będą to robić. Część przyjeżdża przecież z dziećmi, przywozi seniorów, albo jedzie z daleka. Chcą podjechać samochodem.
Ogród botaniczny ewidentnie nie jest przygotowany na taką liczbę gości. A po planowanym otwarciu Orientarium będzie jeszcze gorzej. Rocznie ma odwiedzać go 1,6 mln osób, co daje około 4,4 tys. dziennie. To niemal tyle samo, ile było w majówkę w botaniku.
Tymczasem dla Orientarium też nie przygotowano znajdujących się przy nim parkingów. Zakłada się, że goście zaparkują na wyznaczonych miejscach wzdłuż al. Unii Lubelskiej (mają tam powstać parkingi na terenach po działkach rekreacyjnych), a następnie przejdą jeden przystanek do Orientarium.
Chciałabym wierzyć, że do tego zamysłu się dostosują. Po ostatniej majówce mam jednak wątpliwości. Zwiedzający ogród botaniczny też mogli parkować przy al. Unii, jednak woleli rozjeżdżać trawniki pod ogrodem botanicznym. Działania wzywanej regularnie straży miejskiej niewiele pomogły. To samo będzie się działo po otwarciu Orientarium. Tylko przez cały rok.