Z broni z Las Vegas zabił w Raciborzu
Śledczy zbadali rodzinną tragedię w Raciborzu. To tu Marian K. zabił zięcia i chciał zabić córkę. Wiadomo też, skąd 76-letni mężczyzna miał broń, z której strzelił sobie w głowę.
Zegar nie wskazywał jeszcze godz. 10, gdy ktoś zapukał do drzwi domu przy ulicy Skłodowskiej-Curie w Ra-ciborzu. Otworzył 52-letni Jarosław S. Chwilę potem, po krótkiej szarpaninie, padł strzał. Kula trafiła S. w okolice klatki piersiowej i przeszła na wylot. Rana okazała się śmiertelna. Marian K. po tym, jak zabił zięcia, wycelował lufę pistoletu w swoją 53-letnią córkę Elżbietę S. Kobieta uciekła do sypialni na pierwszym piętrze. K. strzelił przez drzwi i trafił córkę w dłoń. Gdy wszedł do sypialni, doszło do szarpaniny. K. celował w głowę kobiety, a ta próbowała ściągnąć jego rękę w dół. Wtedy padły kolejne strzały, a kule trafiły w udo i kolano mieszkanki Raciborza. Pomimo ran, kobieta zdołała wypchnąć ojca z pomieszczenia, a po chwili oboje spadli ze schodów. Gdy K. podniósł się jeszcze i wycelował broń w jej kierunku, Elżbieta S. udawała, że nie oddycha i nieruchomo leżała na podłodze. Marian K. uznał, że zabił zarówno zięcia, jak i córkę.
Wyszedł z domu przez drzwi, prowadzące na taras. W sąsiednim budynku przystawił sobie pistolet do skroni, po czym pociągnął za spust.
Ta rodzinna tragedia rozegrała się 15 lutego tego roku. Dzisiaj wiadomo już więcej na temat okoliczności tego zdarzenia.
Podpalił dwa domy
W 1994 roku Marian K. i jego żona wrócili z USA. Przy ulicy Skłodowskiej-Curie zamieszkali wówczas razem z córką Elżbietą i jej mężem Jarosławem. Starsze małżeństwo w mniejszym domu, a młodsze - w większym budynku.
Początkowo nic nie zapowiadało konfliktu, ale z roku na rok relacje w rodzinie były coraz gorsze. W 2013 roku członkowie rodziny praktycznie ze sobą nie rozmawiali, a rok później Marian K. podpalił oba budynki.
Po tym incydencie trafił do Państwowego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Rybniku. Kiedy z niego wyszedł, wyjechał do siostry, która mieszka w Las Vegas. Do 15 lutego tego roku w ogóle nie kontaktował się z córką i jej mężem.
Konflikt miał podłoże finansowe. Członkowie rodziny zeznali, że K. w przeszłości nie tylko przesyłał córce pieniądze z USA, ale podżyrował jej także kredyt na samochód. Gdy S. nie spłacała zobowiązań, Marian K. miał powiedzieć jednej ze swoich sióstr, że czuje się oszukany przez córkę. K. miał skarżyć się na Elżbietę S. także po śmierci żony w 2010 roku. Rodzinie opowiadał, że zakręca kaloryfery, a on musi dogrzewać swoje mieszkanie piekarnikiem. Podkreślał, że to za jego pieniądze wybudowano dwa domy przy ulicy Skłodowskiej-Curie, a on nie ma do nich żadnych praw. Był rozgoryczony, ponieważ chciał sprzedać córce budynki, a wtedy okazało się, że Elżbieta S. - bez wiedzy ojca - miała przepisać swojemu synowi przynajmniej jeden z domów.
Broń kupiona za oceanem
Siostra 76-letniego mężczyzny, ta, która mieszka w USA, zeznała, że w rozmowie z bratem powiedziała, że w stanie Nevada każdy może kupić broń. Nie potrafiła jednak odpowiedzieć na pytanie, czy Marian K. faktycznie zaopatrzył się w pistolet podczas pobytu za oceanem. To już jednak ustalił Interpol. Okazało się, że K. rzeczywiście kupił pistolet (kaliber 9 milimetrów), a na takie zakupy pojechał do Las Vegas.
Marian K. w rozmowie z członkami rodziny nigdy nie wspominał o tym, że chce zrobić krzywdę Elżbiecie i Jarosławowi. Wspominał tylko, że „chce spojrzeć córce w oczy”. Według drugiej wersji, przedstawionej przez pozostałych członków rodziny, konfliktu pomiędzy Marianem K. a Elżbietą S. nigdy nie było, ale jak w każdej rodzinie „były jakieś drobne nieporozumienia”. Mało tego, Elżbieta S. miała nawet wspomóc finansowo ojca przy okazji dwóch operacji kolan.
Zabójstwo w urodziny
Śledztwo w sprawie zabójstwa Jarosława S. i próby zabójstwa Elżbiety S. oraz posiadania przez Mariana K. broni bez wymaganego zezwolenia zostało umorzone ze względu na śmierć sprawcy.
W przeddzień zabójstwa, K. odwiedził grób swojej żony. Później spotkał się ze znajomą w jednej z raciborskich restauracji. Był zadowolony i uśmiechnięty. Nie wspominał o broni, nie mówił, że chce zabić córkę i jej męża. Stwierdził tylko, że „obawia się prowokacji”.
Nie wytłumaczył, o co dokładnie mu chodzi. Już wcześniej mówił jednak znajomej, że czuje się rozgoryczony i upokorzony. Już po spotkaniu wrócił do mieszkania przy ulicy Warszawskiej, w którym przebywał po powrocie z USA, i napisał list pożegnalny.
Dokładnie 15 lutego obchodził urodziny. Badania wykazały, że był trzeźwy w chwili, gdy wchodził do domu przy ulicy Skłodowskiej-Curie i kiedy strzelał najpierw do zięcia, a później do córki.
Po podpaleniu budynków
Prokuratura Rejonowa w Raciborzu skierowała przeciwko 76-letniemu mężczyźnie akt oskarżenia w tej sprawie. Proces miał ruszyć przed sądem w Raciborzu. Marian K. został zatrzymany w pobliżu pożaru, ale nie przyznał się do winy. Próbował się zabić.