Marek Twaróg

Z cyklu „Śląsk się śmieje”. Tym razem wojenka z IPN-em

Z cyklu „Śląsk się śmieje”. Tym razem wojenka z IPN-em
Marek Twaróg

Najnowsza odsłona wojny polsko-polskiej to uderzenie prawicowych aktywistów w katowicki IPN. Nie przesłyszeli się Państwo - katowicki Instytut Pamięci Narodowej, który patriotyzm i pamięć historyczną ma wypisane na sztandarach, już jest za mało prawy dla radykalnej prawicy. Ponoć za mało dba o polską rację stanu i nie spluwa za siebie trzy razy, gdy widzi Gorzelika.

W związku z tym na jednym z prawicowych portali pojawiają się co jakiś czas małe donosiki na szefa katowickiego IPN. A grande finale miał miejsce całkiem niedawno - gdy szef portalu porozmawiał z prezesem całego IPN-u Jarosławem Szarkiem i podzielił się z nim swoimi obsesjami na temat Śląska.

Z rzeczy poważnych w całej tej quasi-dziennikarskiej szopce mamy więc rzucone niby to mimochodem oskarżenie o niewspieranie przez katowicki IPN polskiej racji stanu, co - wyobrażam sobie - historyków z tej akurat instytucji boli podwójnie. Z rzeczy poważnych, a właściwie smutnych, mieliśmy też widok pracowników katowickiego IPN-u, każdego z dorobkiem zawodowym, którzy na niedawnej konferencji prasowej musieli tłumaczyć się światu, że nie są wielbłądami, a zarzuty im postawione są bezpodstawne. Z rzeczy poważnych mamy jeszcze pewnie debatę nad rolą naukowców IPN-u. Kolejną debatę - dodajmy - jednak nigdy dość rozmawiać o roli Instytutu. IPN rozpięty jest bowiem między nauką (badaniami historycznymi, z całym naukowym aparatem) a polityką (oczekiwaniem przez polityków, że będzie dbał wyłącznie o polską rację stanu).

Lecz to tyle powagi, generalnie bowiem cała ta sytuacja jest zdecydowanie niepoważna. Publicystyczne wygibasy ze Śląskiem w tle powszechnie -i z prawej, i z lewej - zdiagno-zowano w Katowicach jako przejaw zawstydzającej niewiedzy o tym, co się u nas dzieje. Czego najlepszym przykładem był tekst Andrzeja Rozpłochow-skiego, legendy Solidarności (i odwiecznego krytyka RAŚ), który zamiast poprzeć, to wykpił i napisał do autora zarzutów: „Pan zdaje się nie rozumie tutejszej rzeczywistości i nonszalancko wrzuca wszystko i wszystkich do jednego worka. Proszę więc pamiętać, że tu, na Śląsku, ludzie sami «umią sie posprzątać w izbie i nie potrzebują nikogo, kto w szczewikach bydzie im tam właził». Niech pan nie włazi w buty komunistycznych władców PRL, którzy z Warszawy też mocno nam na Śląsku mieszali, o czym pamięć żyje nie tylko wśród działaczy RAŚ, ale wśród całej ludności”.

Wszyscy tu więc raczej zażenowani śmiejemy się pod nosem, niż złorzeczymy. Raczej życzliwie radzimy żurnalistom w stolicy, by każdorazowo zgłębiali temat, a nie tylko pisali, co im dyktują. (Zwłaszcza, jeśli dyktuje zawiedziony warszawski historyk, który po odrzuceniu na Śląsku, realizuje się już tylko w pisaniu).

Ostatnio Piotr Spyra, były wicewojewoda śląski, ostry krytyk RAŚ i aktywny publicysta śląski, martwił się o jedność Ślązaków w dobie tzw. tożsamości zamkniętej i wykluczającej. Spieszę go uspokoić, że jedności tej nie dadzą zginąć prawicowi publicyści. Za każdym bowiem razem, kiedy coś napiszą, na Śląsku jednoczymy się mocniej, niezależnie od tego, kto z prawej, a kto z lewej.

TWITTER @MAREKTWAROG

Marek Twaróg

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.