Z czego spowiadają się dziś Opolanie
Przy spowiedzi czasem trzeba o jakąś sprawę penitenta dopytać - mówi ks. profesor Tadeusz Dola - ale wolę zwykle zadać o jedno pytanie za mało niż o jedno za dużo.
Księża, zwłaszcza ci nieco starszej generacji, przyznają, że ludzi przy konfesjonałach przez ostatnie lata ubyło. Z drugiej strony, nie dalej jak w Niedzielę Palmową naliczyłem w kolejce do jednego tylko konfesjonału przed wieczorną mszą św. w opolskim kościele Jezuitów 32 osoby - od gimnazjalistów do emerytów. Więc może nie jest aż tak źle?
Wydaje się, że ubyło tradycyjnych i kiedyś rzeczywiście powszechnych comiesięcznych spowiedzi, zwykle w pierwszy piątek miesiąca. Ale jednocześnie na Boże Narodzenie, na Wielkanoc i przed dniem Wszystkich Świętych przed konfesjonałami nadal ustawiają się tłumy. Być może trochę mniejsze niż kiedyś. Nie prowadziłem obliczeń. Ale nie mam wątpliwości, że bardzo wielu z nich naprawdę głęboko ten sakrament pokuty przeżywa, robi głęboki, dający refleksję nad sobą rachunek sumienia. Więc jeśli nawet liczba trochę spadła, to świadomość, czym ten sakrament jest, raczej wzrosła.
Przykazania Boże czy grzechy główne się nie zmieniły. Ale okoliczności popełniania grzechów tak. Więc zapytam wprost: spowiadamy się ze zbyt szybkiej jazdy autem, z kierowania „po kielichu” albo z oszustw podatkowych?
Wszystkie te grzechy są podczas spowiedzi wyznawane i to zwłaszcza przez młodszych penitentów. W moim pokoleniu, które ks. Tischner nazwał generacją homo sovieticus, powszechne było choćby „organizowanie” jakichś materiałów czy sprzętów z pracy. Starano się nie nazywać tego kradzieżą i myślę, że wiele osób się wówczas z tego nie spowiadało. Dziś, zwłaszcza u młodszych ludzi, poczucie obowiązków wobec państwa jest chyba dość silne, więc różne kwestie finansowo-podatkowe mieszczą się w katalogu grzechów, które wyznają. I słusznie. Z tego, że ktoś jeździ za szybko, nieostrożnie albo po alkoholu, ludzie spowiadają się często. Pozytywny wpływ na poczucie, że to jest grzech, mają też media, bo pokazują tragiczne skutki takiej jazdy.
Zapytam jeszcze - oczywiście na dużym stopniu ogólności, przy zachowaniu tajemnicy spowiedzi - o inną triadę grzechów, których skutki obserwujemy wokół siebie. Myślę o zaniedbywaniu relacji z mężem, z żoną z powodu godzin spędzanych przy komputerze i w internecie, o internetowym hejcie oraz o grzechach przeciw ekologii, choćby wyrzucaniu śmieci gdzie popadnie.
Komputer i internet oraz to wszystko, co się z ich używaniem wiąże, często jest - i znowu przede wszystkim u młodych ludzi - treścią spowiedzi. Wierni oskarżają się z tego, że oglądali takie czy inne strony w sieci, ale mówią także o tym, że po prostu przez ileś godzin nie odchodzili od komputera, często do późnych godzin nocnych, i w ten sposób zaniedbywali rodzinę. Nazwany po imieniu hejt internetowy pojawia się w naszych wyznaniach rzadko, więc tej wrażliwości chyba nam jeszcze brakuje. Ale prawdopodobnie ta kategoria mieści się w szerszym wyznaniu, że obrzucałem swoich bliźnich niecenzuralnymi słowami, złościłem się na kogoś, odczuwałem wobec niego niechęć czy złość, mówiłem o innych negatywnie. Mówię „prawdopodobnie”, bo za radą papieża Franciszka staram się nie zadawać w konfesjonale zbyt wielu pytań. Chyba najrzadziej z tej grupy grzechów, które pan wymienił, spowiadamy się z wykroczeń związanych z ekologią. Ta świadomość, że niszczenie środowiska jest grzechem i sprzeciwia się pochodzącemu od Boga porządkowi w świecie, na pewno nie jest jeszcze powszechna.
Komputer i internet oraz wszystko, co się wiąże z ich używaniem, jest, zwłaszcza u młodych, treścią spowiedzi
Jak spowiednik radzi sobie ze sferą, w której stan powszechnej świadomości, zwłaszcza młodych ludzi, wyraźnie się „rozjechał” z kościelnym nauczaniem? Myślę choćby o seksie przedmałżeńskim. Formalnie niedozwolonym, ale w praktyce przez bardzo wielu młodych uprawianym. Zwłaszcza że wzorzec kulturowy, choćby płynący z kina czy wspomnianego już internetu, sprzyja takim postawom.
Z jednej strony ta świadomość przesunęła się także poza granicę młodości. Wspólne mieszkanie młodych przed ślubem z wszystkimi tego konsekwencjami coraz częściej zdają się akceptować także ich babcie, same przecież wychowane inaczej. Nie jest to na pewno łatwa sytuacja. Wiek, w którym ludzie zawierają małżeństwo, przesuwa się coraz dalej. Efekt jest taki, że często młodzi znają się długo. Co oznacza skracanie dystansu między nimi. A ślub odkładają z różnych powodów, najczęściej finansowych.
Jeszcze nie mamy takiej chrześcijańskiej świadomości, że sakrament małżeństwa, który aż takich kosztów nie generuje, jest ważniejszy od wesela, na które młodzi nie mają pieniędzy?
To wszystko nie jest takie proste. Sam nieraz mówię narzeczonym, że chętnie pobłogosławię ich małżeństwo i nie oczekuję od nich w związku z tym żadnej finansowej ofiary. Ale im nie jest łatwo taką decyzję o rezygnacji z wesela podjąć, bo przecież byli na wielkim weselu kuzynki, koleżanki itd. Presja środowiska jest czasem ogromna. Ci sami rodzice i krewni ubolewają, że młodzi są razem bez ślubu, ale nie wyobrażają sobie, że wesela mogłoby nie być. I to wielkiego, bo skromne na 20 osób nie przystoi.
Trochę tych młodych łamiących szóste przykazanie usprawiedliwiamy…
Nie usprawiedliwiam. Ani nie zaprzeczam, że to, co robią, jest grzechem. Oni sami mają takie poczucie, że to nie jest dobrze. Najlepszy dowód, że spowiadają się z tego. Ale jednocześnie próbuję zrozumieć ich sytuację. Nie jest łatwo dziś młodym ustabilizować życie, znaleźć dobrą pracę, zdobyć mieszkanie. Wszystkie te uwarunkowania im nie pomagają. Także w tym sensie, że rodzą wyrzuty sumienia. Często się mówi, nie bez racji, że seks przed ślubem jest zjawiskiem powszechnym (co oczywiście nie znaczy, że wszyscy to robią). Ale nie zawsze się pamięta, że powszechne jest także u młodych poczucie, że popełniają w ten sposób grzech. Chcę to jeszcze raz podkreślić, że wbrew stereotypowi wielu młodych ludzi spowiada się bardzo świadomie i szczerze. Nie z powodu tradycji, ale z przekonania.
Czym to ksiądz profesor tłumaczy?
Ich dojrzałością. Młode pokolenie jest dziś narażone na dużo więcej problemów niż generacja ich rodziców i dziadków. Ci, którzy do sakramentu pokuty przychodzą (oczywiście daleko nie wszyscy), pokazują przy tej okazji, że czują się odpowiedzialni za swoje życie. Mają większe poczucie wolności, ale i odpowiedzialność na tyle dużą, by się nad swoim życiem zastanawiać i by nie chcieć oszukiwać. Także samych siebie.
Młode pokolenie jest dziś narażone na dużo więcej problemów niż generacja ich rodziców i dziadków
Jak sobie radzić z tym, żeby wyznanie grzechów było szczere, ale jednocześnie nie przekraczało koniecznych granic intymności, za którymi nieswojo poczuje się nie tylko penitent, ale i spowiednik?
Wsparciem może być dobry rachunek sumienia. On nam pomoże znaleźć sposób na mówienie o naszych grzechach. Jedni korzystają tradycyjnie z tekstu w „Drodze do nieba”, który zresztą też jest w kolejnych wydaniach uwspółcześniany, tak by uwzględniał aktualny kontekst społeczny czy obyczajowy. Ale wielu zwłaszcza młodszych penitentów szuka właściwego dla siebie rachunku sumienia w internecie. Jest tych możliwości bardzo wiele.
Papież Franciszek radzi spowiednikom, by unikali zbędnych pytań. Tylko które są zbędne? Gdzie jest granica między niedobrą ciekawością księdza a niebezpieczeństwem, że spowiadający ukryje się za tak ogólnymi formułkami, że właściwie niczego nie powie?
Zdarzają się sytuacje, w których ksiądz musiałby dopytać. Nie tylko w przestrzeni szóstego przykazania. Jeśli ktoś mówi, że ukradł pieniądze, samo ciśnie się pytanie: Ile i komu? Od tego do pewnego stopnia zależy waga tego grzechu. Jak ktoś ukradł sto złotych staruszce, która ma kilkaset zł renty, to popełnił inny grzech, niż gdy tę samą sumę ukradł milionerowi. Choć zgrzeszył i za pierwszym, i za drugim razem. Ale osobiście stosuję zasadę, że lepiej o jedno pytanie za mało niż o jedno za dużo.
Często patrzymy na grzech przede wszystkim w kategoriach prawniczych jako na przekroczenie doktryny. To wystarczy?
Zdecydowanie nie. Musimy pamiętać, że nie stajemy przed abstrakcyjnym sądem, tylko przed Bogiem. Mój grzech narusza relację miłości z Nim. To jest problem grzechów wobec Boga i wobec ludzi, że ja nie tylko łamię prawo, ale ranię tych, którzy mnie kochają i których ja powinienem kochać. W sakramencie pokuty spowiadamy się z ciężkich grzechów, ale ta granica nie zawsze jest ostra. Jeśli komuś powiedziałem coś złego, bardzo przykrego, to często nawet nie zdaję sobie sprawy, jak bardzo go poraniłem, jak głęboko to słowo zapadło, a więc jak bardzo zgrzeszyłem. Potrzebna jest wrażliwość. Zwłaszcza wobec bliskich. Bo obcych często przed naszą agresją słowną chroni warstwa kultury, dobrego wychowania, czasem poza. Powinniśmy wrócić do podjętego wyżej problemu hejtu. Musimy ciągle sobie uświadamiać na nowo, jak bardzo słowo może drugiego zaboleć. Sam kodeks, kazuistyka nie wystarczy.
Mówi się, że współcześnie maleje w ludziach poczucie grzechu…
Coś w tym jest. Przyczyniają się do tego niektóre nurty psychologii, kiedy radzą: nie szarp się, jesteś jaki jesteś, zaakceptuj siebie i nie walcz. To niebezpieczne myślenie. Sakrament pokuty przypomina nam: owszem, jesteś, jaki jesteś, ale to nie wyklucza, żebyś się zastanawiał, co jest złego w twoich relacjach z Bogiem i z ludźmi i żebyś to próbował zmienić.
Jak wybierać spowiednika? Pytam, bo wielu z nas, jak idzie leczyć ciało, to pyta o dobrego kardiologa, chirurga czy dentystę. A jak idziemy do spowiedzi, zdajemy się na przypadek: idziemy tam, gdzie krótsza kolejka.
Trzeba próbować znaleźć tego, do kogo mamy albo zyskamy zaufanie.
Ksiądz profesor ma wybranego stałego spowiednika?
Tak, to jest najlepszy sposób i bardzo ułatwia korzystanie z sakramentu pokuty. Jako penitent oczekuję, że nie tylko ja spowiednikowi ufam, ale i on mnie. Papież Franciszek przyrównuje spowiednika do dobrego ojca z przypowieści, który wychodzi na drogę i czeka na powrót syna. Wyciąga do niego ręce, nie czekając, aż syn upadnie na kolana i przeprosi. Człowiekowi, który na takiego spowiednika trafi, łatwiej do spowiedzi przyjść powtórnie. I odwrotnie, jak został poraniony, często będzie się zbierał bardzo długo. Warto szukać spowiednika, który pomoże nam się zmieniać na lepsze w atmosferze zaufania, bez - jak to określił papież Franciszek - sali tortur. A jak kogoś takiego znajdziemy, warto się go trzymać. Jak on mnie zna, wie, jak jest ze mną, obu stronom jest w konfesjonale łatwiej.
Wielu z nas zniechęca do spowiedzi to, że nawet jak przychodzimy co miesiąc, to i tak przynosimy z sobą z grubsza te same grzechy.
To prawda, takie zniechęcenie może mieć miejsce. Warto pamiętać, że naprawdę bardzo się liczy moja dobra wola. To, że chcę się poprawić. I często się udaje coś w naszym życiu zmienić, nawet jeśli z czasem znów do dawnego grzechu wrócimy. Nasz wysiłek, by się zmieniać na lepsze, jest bardzo ważny, nawet jeśli sądzimy, że się nam nie bardzo udaje. Ale nie tylko to. Istota sakramentu pokuty leży nie tylko w wyznaniu grzechów i w otrzymaniu rozgrzeszenia. Bóg nie tylko przebacza grzechy, ale i wspiera nas przy spowiedzi swoją łaską, by było nam w życiu łatwiej sobie ze swoimi problemami poradzić. Często z perspektywy konfesjonału widzimy Boga jako sędziego, a zapominamy, że jest on także lekarzem naszej duszy.
Gdybyśmy umieli tak patrzeć, nakaz spowiedzi raz w roku byłby niepotrzebny…
Ta świadomość, że spowiedź to jest nadprzyrodzony dar, jest w ludziach. Wiedzą, że częstsza spowiedź pomaga po chrześcijańsku żyć. Mobilizuje do poprawy relacji z Bogiem i z otoczeniem. Wydaje mi się, że stosunkowo niewiele osób przychodzi do spowiedzi rzeczywiście tylko raz w roku. Oczywiście, dobrze że przychodzą, ale wtedy wcale nie tak łatwo uświadomić sobie, jak z tym moim życiem chrześcijańskim jest. Na pewno warto to zrobić kolejny raz szybciej niż za rok.