Z czeluści garażu rozjaśnia domowy krąg
Co zrobić, gdy chcesz urządzić mieszkanie ze smakiem, a w sklepach nie ma tego, co sobie wymarzyłeś? Grzegorz Puchłowski nie miał wątpliwości: trzeba zakasać rękawy i zamknąć się w garażu. Lampy, które tam stworzył, podbiły serca najpierw jego znajomych, a potem klientów z całej Polski. - Ale to jeszcze nie koniec - zapowiada
O, jaka fajna lampa - myślę sobie czasem, gdy wejdę do jakiegoś pomieszczenia. I zaraz łapię się na tym, że to przecież moja, ja ją zrobiłem! - śmieje Grzegorz Puchłowski, młody białostocki projektant-samouk, właściciel firmy Spółka Lampa i Półka.
Opowiada też, jak zadzwoniła do niego klientka. Zapytał, skąd dowiedziała się, że produkuje lampy. Odpowiedziała, że weszła do sklepu z odzieżą. Nic ciekawego tam nie było. Oprócz właśnie lampy - elementu wystroju. Zamówiła więc ją - zupełnie przez przypadek.
Tak jak i przez przypadek kilka miesięcy temu powstała jego firma. - Bo na co dzień jestem przeciętnym chłopakiem, który pracuje w korporacji. Ale od dłuższego czasu chodził mi po głowie pomysł, żeby stworzyć coś samemu, żeby pracować na własną rękę - mówi. I przyznaje, że jednak nie miał pomysłu, co takiego mógłby robić. Szukał więc, myślał, a pomysł... przyszedł sam. W czasie remontu. A właściwie niemal już po jego zakończeniu.
- Urządzaliśmy swoje mieszkanie. Remont kończyliśmy w grudniu, a w styczniu przyszły kolejne plany na taką kosmetykę. Chcieliśmy kupić lampy, parę mebli... Ale to, co widzieliśmy w sklepach, nie do końca spełniało nasze oczekiwania - opowiada pan Grzegorz.
No, ale od czego wyobraźnia?! I umiejętności wyuczone w szkole?!
- Jestem mechanikiem precyzyjnym, tokarzem. Pomyślałem - przecież potrafię zrobić lampę sam.
Jak pomyślał, tak zrobił. - Starałem się zaprojektować produkt, który byłby w miarę łatwy w wykonaniu. Ale żeby mi się podobał. Zdecydowałem się na drewno. Drewno zwyczajnie jest przyjemne, daje ciepło, jest uniwersalne przede wszystkim i łatwo się je obrabia - nie ma z nim większego problemu - tłumaczy. - Więc postawiliśmy na drewno, na trójnóg. Bo trójnóg to tak naprawdę klasyka. 50-60 lat temu w domach stały lampy ze statywem - i to się nie zmienia do dziś.
Dziś przyznaje, że ta pierwsza lampa nie do końca wyglądała tak, jak sobie to zaplanował. - Ale te kolejne zaczęły spełniać moje oczekiwania - zapewnia Grzegorz Puchłowski. Na dowód mówi, że jedna z samodzielnie wykonanych lamp stoi w salonie, kolejna wstawił do pokoju syna. Obok nich - pasujące stylem stoliki.
I na tym skończyłaby się przygoda z majsterkowaniem, meblami i oświetleniem, gdyby nie... znajomi! Przychodzili i się zachwycali. Nie było osoby, która nie zwróciłaby uwagi na nietuzinkowe, oryginalne oświetlenie. - Pomyśleliśmy więc z narzeczoną: przecież możemy im takie też zrobić.
Znajomi się cieszyli. I kolejno w ich domach stawały wysokie lampy na trójnogach: - Prostych drewnianych albo metalowych w kształcie szpilek do włosów - pan Grzegorz mówi, że pomysły ewoluowały.
Pomagała w tym narzeczona. Bo ona też ma głowę pełną pomysłów. - I ma chyba lepsze wyczucie stylu... - uśmiecha się pan Grzegorz.
Przyznaje, że materiały, kolorystyka, wykończenie... - to wszystko jej pomysły. - Zawsze wybierze coś ze smakiem. Ja bym pewnie robił tylko czarne lampy, typowo męskie. A tu jednak jest pomoc z jej strony, sugestie, które bardzo się przydają.
Sugestie przydają się tym bardziej, że lampy dziś muszą trafić nie tylko w gust rodziny pana Grzegorza i ich znajomych. Zachęcony powodzeniem swoich wyrobów - postanowił spełnić swoje największe marzenie - założył firmę. Co prawda nadal pracuje w korporacji, ale to w niczym nie przeszkadza. - Uwielbiam po godzinach pracować w garażu. Mogę siedzieć do drugiej czy trzeciej w nocy - zapewnia.
Bo właśnie w garażu mieści się warsztat firmy. Najpierw go wynajmował, potem przeniósł się do tego w nowym domu teściowej. - Mieszka niedaleko nas, Tak jest bardzo wygodnie - mówi Grzegorz Puchłowski. Elementy drewniane wykonuje na zlecenia stolarz. Elementy metalowe - ślusarz. - Po mojej stronie jest wyszlifowanie ich, wyolejowanie, skręcenie całej lampy, czyli postawienie jej na nogi. Abażury projektujemy sami, wykonywane są ręcznie, również przez człowieka z dużym doświadczeniem - opowiada.
Jednak żeby produkcja nie była tylko hobby - muszą znaleźć się klienci. Tylko na znajomych przy takiej skali produkcji - około 30 lampo tygodniowo - liczyć przecież nie można. Dlatego pan Grzegorz zainwestował w reklamę. Jak dziś przyznaje - nie były to do końca dobrze wydane pieniądze. Po prostu - nie trafił z grupą docelową. - Reklamę kierowałem do ludzi około trzydziestki. Okazało się, że niemal połowa urządzających mieszkanie ma ponad 40 lat. I przede wszystkim są to kobiety - uśmiecha się pan Grzegorz.
Dziś jest już lepiej - zamówienia spływają sukcesywnie - z całej Polski. A Spółka Lampa i Pólka - już szykuje się, by pokazać swoją ofertę na ogólnopolskich targach.