Z czterech lubelskich szpitali chcą stworzyć jeden
Urząd Marszałkowski rozważa połączenie Centrum Onkologii w Lublinie ze szpitalami: przy al. Kraśnickiej, ul. Abramowickiej i im. Jana Bożego. Co na to dyrektorzy tych placówek?
- To sieć szpitali wymusza na nas gotowość do podejmowania różnych decyzji. Jako organ założycielski nie możemy pozwolić sobie na to, aby nie mieć alternatywy - wyjaśnia Arkadiusz Bratkowski, członek Zarządu Województwa.
Przypomnijmy - fuzja szpitali to kolejny pomysł na ratowanie kondycji finansowej wojewódzkich placówek zdrowia. Jeszcze niedawno marszałek chciał połączyć COZL ze szpitalem Jana Bożego. Powodem był brak kontraktów Centrum Onkologii na niektóre oddziały, co spowodowało, że ma ono już 40 mln zł długów. Co w COZL sądzą o najnowszej koncepcji urzędników? - Dostosujemy się do każdego korzystnego rozwiązania, które zapewni nam pełną realizację świadczeń zdrowotnych. Chcemy, by Centrum Onkologii nadal przyjmowało pacjentów na najwyższym poziomie - odpowiada Wojciech Siomak, rzecznik COZL.
Szpital przy al. Kraśnickiej, który ma ponad 200 mln zadłużenia zaznacza, że trudno jeszcze jednoznacznie określić, czy fuzja to dobry krok. - Dla mnie to jedna z wielu koncepcji, takie „chodzenie po wodzie”. Na razie zrobiłem sobie taką listę argumentów za i przeciw. Muszę przyznać, że zapisy znajdują się po jednej i drugiej stronie - mówi Gabriel Maj, dyrektor szpitala przy al. Kraśnickiej.
Stanowczo przeciwny fuzji jest Szpital Neuropsychiatryczny. - Nie możemy poprzeć tej idei. Nic na tym nie zyskamy, a możemy dużo stracić. Przewrotność tego pomysłu polega na tym, że kosztem naszego - niezadłużonego szpitala, chce się stworzyć wielki twór, który by pozwolił na transfer pieniędzy do innych zadłużonych placówek - uważa Jeremi Karwowski, rzecznik szpitala przy ul. Abramowickiej. W podobnym tonie wypowiadają się związki zawodowe. - Kategorycznie nie zgadzamy się na połączenie. Wcale nie chodzi tu o obawy związane z siecią szpitali, bo psychiatria i tak do niej nie wchodzi. Środki finansowe mamy zagwarantowane z innych źródeł. Fuzja ma być po to, by ratować za wszelką cenę Centrum Onkologii - dodaje Jerzy Zbiczak, szef szpitalnego Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia.
Przychylny fuzji jest natomiast szpital im. Jana Bożego. - Sam pomysł należy ocenić jako dobry. Konsolidacja wyeliminowałaby konkurencję między szpitalami, rywalizującymi między sobą o wysokość kontraktów, a także o fachowy personel medyczny, którego coraz bardziej brakuje na rynku - mówi Bartosz Jencz, rzecznik szpitala.
Arkadiusz Bratkowski: Musimy być gotowi na wszystko
Skąd się wziął pomysł na połączenie czterech placówek: Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej, szpitala im. Jana Bożego, szpitala im. kard. Stefana Wyszyńskiego przy al. Kraśnickiej oraz szpitala neuropsychiatrycznego.
To sieć szpitali wymusza na nas gotowość do podejmowania różnych decyzji. Żyjemy w takim czasie, że nie wiemy, co będzie jutro. Jako organ założycielski nie możemy pozwolić sobie na to, aby nie mieć alternatywy. Dotąd nie powstała jeszcze żadna lista szpitali, które wejdą do sieci. Dlatego musimy być gotowi na wszystko. Nie możemy pozwolić na to, aby nasze jednostki przestały funkcjonować i świadczyć usługi zdrowotne. Dlatego fuzja jest przez nas rozważana jako jedna z możliwości.
Ale po co łączyć te szpitale? Przecież w tej chwili z projektu ustawy wynika, że wszystkie szpitale wojewódzkie (oprócz neuropsychiatrycznego) wejdą do sieci i znajdą się na trzecim poziomie finansowania.
Ustawa jest na etapie procedowania i nie są znane ostateczne skutki jej wprowadzenia. Przygotowujemy się na różne okoliczności, musimy być o krok do przodu, stąd ten pomysł. Na przykład w Brukseli doskonale funkcjonuje szpital połączony z czterech miejskich jednostek. Podobne działania podjęto już we Wrocławiu i na Kujawach.
Jeśli zajdzie taka potrzeba, też będziemy na nią przygotowani, bo silniejszy może więcej. Pozwoliłoby to na ograniczenie kosztów zarządzania i administrowania. Gdyby doszło do połączenia, przychód z NFZ tej jednostki wynosiłby ponad 460 mln złotych. Poza tym, ceny leków, energii elektrycznej są przy dużych zakupach zdecydowanie niższe. To byłby poważny partner do rozmów. Tym bardziej że w Lublinie jest duża konkurencja, jeśli chodzi o szpitale.
Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej miało być ukierunkowane tylko na pacjenta onkologicznego, po co więc łączyć tę placówkę ze szpitalem psychiatrycznym czy wielospecjalistycznym z alei Kraśnickiej?
Ale nikt jeszcze nie przesądził, że do takiego połączenia dojdzie! Założenia rozbudowy Centrum Onkologii rzeczywiście były takie, jak pani mówi, ale w momencie, kiedy prof. Elżbieta Starosławska zaczęła tworzyć nowe oddziały nieonkologiczne, to wizja wysokospecjalistycznej onkologii lubelskiej się rozmyła. Połączenie jest dobre ze względu na finansowanie i wykorzystanie majątku. Kadra medyczna mogłaby być wykorzystana na tych oddziałach, na których jest najwięcej pacjentów. Dlatego ten kierunek jest bezpieczny i dla jednostek, i przede wszystkim dla pacjentów.
Nie obawia się Pan, że związki zawodowe będą znów protestować pod oknami Urzędu Marszałkowskiego?
Rolą związków zawodowych jest obrona interesów pracowniczych i wszyscy to rozumiemy. Ale to działanie ma sens jedynie wtedy, gdy te interesy są zagrożone. W przypadku, gdyby doszło do połączenia szpitali, takiego zagrożenia nie widzę. Mam nadzieję, że w sytuacji, która skutkowałaby połączeniem, będziemy mogli liczyć na zrozumienie związków zawodowych i rozsądek związkowców wynikający z obrony większego dobra, niż tylko ochrona dotychczasowych warunków pracy. Uważam też, że na takiej zmianie pracownicy szpitali by nie stracili.
Czy w związku z tą nową koncepcją upadła idea oddania Centrum Onkologii w ręce Uniwersytetu Medycznego?
Rozważamy różne warianty, myślimy w różnych kierunkach. W końcu nie chodzi o to, kto jest czy będzie właścicielem onkologii. Zadaniem tej jednostki jest leczyć mieszkańców Lubelskiego. Chcemy też, by placówka leczyła coraz lepiej, a to mogłoby mieć miejsce we współpracy z Uniwersytetem Medycznym. Mógłby to być jeden z pomysłów. Musimy też pamiętać, że samorząd województwa wyłożył sporo pieniędzy na Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej, dlatego niegospodarnością byłoby komuś je po prostu oddać. Wolę rozmawiać o konkretach. Konkret jest taki, że szpital ma przyjmować pacjentów i zapewniać im pomoc medyczną.
Jak obecnie wygląda sytuacja w Centrum Onkologii, które ma 40 mln złotych zadłużenia?
Na najbliższej sesji sejmiku radni zadecydują w sprawie udzielenia szpitalowi 8 mln złotych pożyczki na pokrycie zobowiązań wymagalnych. Przypomnę, że inwestycja jest wstrzymana, bo wykonawca zszedł z budowy pod koniec października. W tej chwili budynki zostały zabezpieczone przed ewentualnym niszczeniem. Jednocześnie toczy się sprawa w sądzie o to, aby wykonawca zapłacił kary umowne za niewywiązanie się z zakończenia inwestycji. Każdy dzień opóźnienia to 189 tys. zł. Powyższa sytuacja nie ma żadnego wpływu na działalność szpitala. Mogę zapewnić, że mimo to szpital przyjmuje i leczy pacjentów.
Zdążymy do końca listopada 2017 roku z rozbudową COZL?
Będą trudności z zakończeniem inwestycji w tym terminie. Eksperci od budownictwa tłumaczą, że jest to mało realne w tym roku. Nowy przetarg na wykonawcę rozbudowy Centrum Onkologii nie został jeszcze ogłoszony, bo sąd zlecił wykonanie inwentaryzacji, by wiedzieć, co zostało do dokończenia. To z kolei pozwoli również na określenie kwoty, jaka będzie potrzebna do zakończenia robót.
Wielka rozbudowa onkologii miała się zakończyć w 2013 roku. Teraz mówi się o 2018 roku. Wygląda to trochę jak taka drzazga w oku Zarządu Województwa.
Bardzo nam zależy na tej jednostce, ponieważ bezpieczeństwo pacjentów jest najważniejsze. Powodów przedłużania się inwestycji jest wiele, między innymi to, że była dyrektor nie pozwoliła wprowadzić inwestora zastępczego, mówiąc, że zdoła wszystko pogodzić. Nie zdołała. Dobry lekarz ma się zajmować leczeniem, a nie prowadzić inwestycję. Gdyby budową zarządzał inwestor zastępczy, fachowcy by się tym profesjonalnie zajęli i sprawa byłaby dzisiaj zakończona. Z całym przekonaniem mogę zapewnić, że zarówno w gronie zarządu, jak i wśród radnych sejmiku nie ma ani jednej osoby, której nie zależałoby na tej inwestycji.