Z historii „Gwiezdnych wojen”. Nie tylko Lucas, czyli kto reżyserował sagę
Powszechnie za twórcę „Gwiezdnych wojen” jest uważany George Lucas, co jest oczywiście prawdą, ale niecałą. Autorskim filmem był najwcześniej zrealizowany epizod cyklu, „Nowa nadzieja” (1977), którego to filmu Lucas był reżyserem, scenarzystą i producentem wykonawczym. Globalny sukces „Nowej nadziei” sprawił, że Lucas musiał podzielić się twórczymi kompetencjami z innymi, by zachować płynny rytm produkcji. Szczególnie interesujące są zmiany na reżyserskich fotelach kolejnych części cyklu.
Już drugą w kolejności powstania część, „Imperium kontratakuje”, wyreżyserował Irvin Kershner (1923-2010), doświadczony reżyser rzemieślnik. Decyzję Lucasa przyjęto początkowo ze zdziwieniem, ponieważ, sam będąc wówczas synonimem nowoczesności w kinie, wybrał filmowca o dwadzieścia lat od siebie starszego i niezaliczanego do ówczesnej czołówki reżyserskiej. Podobno Lucas powiedział Kershnerowi, zaskoczonemu tą propozycją i niezbyt chętnemu, by ją przyjąć, że chce go wynająć, ponieważ „wie wszystko o Hollywood, a nie jest hollywoodzki”. Okazało się, że twórca „Gwiezdnych wojen” miał rację i Kershner wywiązał się z zadania bardzo dobrze.
Również „Powrót Jedi” z 1983 r. został wyreżyserowany przez nowego człowieka w ekipie. Był nim Walijczyk Richard Marquand (1937-1987), brytyjski reżyser, wywodzący się z telewizji i mający reputację bardzo zdolnego. „Powrót Jedi” był jego drugim filmem kinowym, po sensacyjnej „Igle” z 1981 r. Film zarobił na świecie ponad pół miliarda USD i był znakomicie odebrany przez krytykę. Być może Marquand związałby się z cyklem na dłużej, niestety, przedwcześnie zmarł na zawał serca.
Po kilkunastoletniej przerwie w powstawaniu kolejnych kinowych części eposu George Lucas przywrócił samego siebie na stanowisku reżysera. Na przełomie wieków poprowadził całą trylogię - „Mroczne widmo” (1999), „Atak klonów” (2002), „Zemsta Sithów” (2005). Choć filmy te podtrzymały cykl przy życiu i były sukcesami finansowymi, od strony artystycznej oceniane są z reguły dość średnio. To, że najnowszy dotychczas film sagi, „Przebudzenie mocy” z 2015 r., znów został powierzony fachowcowi z zewnątrz, nie zdziwiło zatem branży.
Tym kimś okazał się J.J. Abrams (ur. w 1966 r.), jedna z czołowych postaci we współczesnym kinie akcji. Abrams sprawdził się wcześniej w charakterze scenarzysty, reżysera i producenta, a zamieszany był w kilka wielkich sukcesów kasowych, jak „Armageddon” (1999), „Mission: Impossible III” ( 2006), „Star Trek” (2009) i „Star Trek: W ciemności” (2013). W „Przebudzeniu mocy” był zarazem reżyserem i współscenarzystą i w powszechnej opinii widzów i branży przyczynił się do przywrócenia „Gwiezdnym wojnom” nowego blasku.
Ostatnio w ekipie „Gwiezdnych wojen” pojawił się kolejny brytyjski reżyser. Gareth Edwards (rocznik 1975) wyreżyserował poboczny wobec serii epizod „Łotr 1. Gwiezdne wojny - historie”. Nad kolejną częścią z podstawowego cyklu „Gwiezdnych wojen”, której premiera jest wyznaczona na grudzień 2017 r., pracuje znów Amerykanin. Rian Johnson (ur. w 1973 r.) - znany z filmów „Kto ją zabił?” (2005), „Niesamowici bracia Bloom” (2008) i „Looper - Pętla czasu” (2012). To właśnie on ma szansę na dłuższe związanie z „Gwiezdnymi wojnami”, gdyż napisał skróconą, roboczą wersję scenariusza planowanego na 2019 r. „Epizodu IX” zamykającego obecnie powstającą trylogię i przewidziany jest także do jego wyreżyserowania.