Z katarem, kaszlem i gorączką lepiej zostać w domu i nie zarażać innych

Czytaj dalej
Fot. Paweł Relikowski
(ml)

Z katarem, kaszlem i gorączką lepiej zostać w domu i nie zarażać innych

(ml)

Infekcje grypopodobne i grypa zbierają w tym sezonie ogromne żniwo. Przez to frekwencja w placówkach oświatowych jest bardzo niska.

- Nie rozumiem, jak rodzice mogą posyłać chore dzieci na lekcje. Moja córka przechodziła ostre przeziębienie pod koniec stycznia. Wróciła zupełnie zdrowa po feriach do szkoły i znowu złapała infekcję. Widzę, że jest dużo poważniejsza niż poprzednia. A zaraziła się od koleżanki z klasy - denerwuje się mama 10-letniej Patrycji.

Z powodu fali grypy i przeziębień w toruńskich szkołach, przedszkolach i żłobkach jest ostatnio znacznie mniej dzieci.

- Niestety, bardzo dużo uczniów choruje. W tym tygodniu jest najgorzej z frekwencją. Są grupy, że tylko 10 uczniów przychodzi- tłumaczy Lidia Stupak-Komorowska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 3 w Toruniu. - W zeszłym roku najwyższa fala zachorowań przypadła na ferie zimowe i była dużo mniej odczuwalna.

Jak zaznacza dyrektor tej placówki, w czasie, gdy są zdziesiątkowane klasy, nauczyciele starają się nie wprowadzać raczej nowych tematów. Robią więc częściej powtórki materiału, żeby chorujące dzieci nie miały zaległości. Zdarza się też, że to nauczyciele biorą zwolnienia, bo dopada ich infekcja. Nierzadko łapią wirusy od uczniów. Bywa bowiem, że dzieci, mimo że zaczyna się choroba, przychodzą do szkoły i zarażają innych.

Okazuje się, iż większość rodziców jest na tyle odpowiedzialna, że nie posyła zakatarzonego, z temperaturą syna czy córki na lekcje, ale zdarza się też inaczej. - Czasami sami uczniowie przyznają się, że mama dała w nocy leki na gorączkę. I tak musimy dzwonić po rodziców, bo dziecko gorzej się poczuło i trzeba je zabrać do domu. Narzeka na silny ból głowy, ma wymioty - dodaje dyrektor Stupak-Komorowska.

U uczniów dominują przeziębienia. Nauczyciele przeważnie mają jeszcze anginy. - U nas na 103 zapisane dzieci dziś jest 40. W jednej grupie pięciolatków na 22 dzieci przyszło zaledwie sześcioro - mówi Ewa Matecka, kadrowa z Przedszkola Miejskiego nr 1 w Toruniu. - Bywa, że dzieci przychodzą rano, a po godzinie lub dwóch trzeba wezwać rodziców. Dzieci najczęściej mają podwyższoną temperaturę, kaszel, rzadziej dolegliwości jelitowe. Choruje też personel. Właśnie dwie panie z obsługi są na zwolnieniu i „pomoc” nauczyciela też zachorowała.

Ewa Matecka podkreśla, że rodzice, którzy zgłaszają z wyprzedzeniem, że dziecka nie będzie z powodu choroby, mają odliczaną część czesnego w następnym miesiącu. Z wyżywieniem jest podobnie.

Infekcje nie oszczędzają też najmłodszych. Do Żłobka Miejskiego nr 2 w Toruniu w czwartek na 94 zapisane dzieci dotarła tylko połowa. - Rodzice przeważnie zostawiają w domu chore dzieci. Zdają sobie sprawę, że gdyby było inaczej, musieliby po nie wrócić - zaznacza Ewelina Mazur, pracownik administracji żłobka.- Na pewno nie można przyprowadzać do żłobka dziecka z gorączką. Pracownicy też czasami chorują, ale większość osób zaszczepiła się i łagodnie przechodzi ten okres.

Liczba chorych w tym sezonie rośnie. Od 8 do 15 lutego toruński sanepid zarejestrował 2056 przypadków grypy i zachorowań grypopodobnych (ponad połowa dotyczyła dzieci do 14. roku życia). Jedna osoba trafiła do szpitala. Zarejestrowano cztery przypadki grypy „świńskiej” AH1N1 o przebiegu łagodnym: trzy w Toruniu, jeden w powiecie. Jeden z nich dotyczy dziecka.

(ml)

(ml)

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.