- Myślałem, że to było trzęsienie ziemi, a to był wybuch jądrowy u sąsiada. Wstrząs był duży - mówi Zbigniew Murzyn.
Już tam, na miejscu, gdy podczas jednych z warsztatów malował jeden z obrazów, nagle stoły i sztalugi zaczęły tańczyć po podłodze, farby i pędzle pospadały, ściany zatrzeszczały, a lampy rozkołysały się pod sufitem.
- „Trzęsienie ziemi” - pomyślał z lękiem Zbigniew Murzyn, artysta malarz z Koszalina.
Koreańscy przyjaciele poklepywali go po plecach uśmiechając się, wygrażali pięściami w stronę północy. Włączyli telewizor: 9 września Korea Północna przeprowadziła bardzo silną próbę jądrową, o największej dotąd sile wybuchu. Według przedstawiciela Ministerstwa Obrony w Seulu, moc ta wyniosła 10 kiloton.
- Musiał to być potężny wybuch, bo wstrząs odczuliśmy, choć miasto Boryeong, wcale nie leży przy granicy - mówi Zbigniew Murzyn. Dodaje, że tego, co jest na północy, Koreańczycy się nie boją. Raczej są na to wkurzeni niż przestraszeni. Zdążyli się już do tego przyzwyczaić - zapewnia.
To był jedyny raz, gdy na własnej skórze przekonał się, w jakim nieustannym zagrożeniu żyją Koreańczycy z południa. Cała reszta to było jedno wielkie spotkanie z przyjaznymi ludźmi i niezwykłym krajem.
Koreańczycy bardzo szanują Europejczyków
Zbigniew Murzyn to znany koszaliński artysta malarz, właściciel galerii przy ul. Dworcowej.
Niedawno wrócił z Korei Południowej, gdzie spędził miesiąc. Był jednym z kilkunastu artystów z całego świata, którzy na zaproszenie Art Mosan Museum wzięli udział w prestiżowym wydarzeniu artystycznym: World Cultural Art Sympozjum.
Był jedynym reprezentantem Polski i nie ukrywa, że swój udział zawdzięcza innemu koszalinianinowi Krzysztofowi Majce - kiedyś pracownikowi naukowemu Politechniki Koszalińskiej i senatorowi, dziś polskiemu ambasadorowi w Korei Południowej. - To właśnie on zaproponował moją kandydaturę, ale ostatnie słowo i tak należało do Koreańczyków. Ci taką kandydaturę mogli zaakceptować lub nie. Moją zaakceptowali.
Do Korei poleciał z własnym obrazem, bo tego wymagał regulamin. Wybrał ten z namalowaną uliczką krakowską. Na miejscu namalował kilkanaście kolejnych, część z koreańskimi pejzażami, część z polskimi tematami, w tym też tymi z Koszalina i okolic (wszystkie obrazy wzbogaciły zasoby muzeum w Boryeong).
- Gospodarzom szczególnie spodobały się nasze plaże, lasy, rzeki. Czy Koreańczycy malują inaczej niż europejscy artyści? No, trochę inaczej. Są bardzo drobiazgowi i tacy zakochani w szczegółach, detalach. Celem sympozjum było dzielenie się doświadczeniami, pomysłami, artystycznymi aspiracjami.
Były warsztaty, dyskusje. Koszalinianin wziął udział w szeregu wydarzeń kulturalnych, w licznych spotkaniach poświęconych sztuce, ale i takich z koreańską młodzieżą, zarówno tą starszą, jak i tą młodszą.
- Co zauważyłem? W oczy rzuca się jedno: wielki szacunek, jakim oni darzą Europejczyków. Naszą kulturę, mentalność, sposób bycia. Czułem to na każdym kroku.
Głębokość ukłonu? Nie jest przypadkowa
Był też czas na poznanie Korei i Koreańczyków na co dzień. Ci są zawsze mili, uśmiechnięci, uprzejmi.
- I naprawdę nie jest to udawane, oni tacy są - mówi Zbigniew Murzyn. Szanują swoją tradycję, od czasu do czasu można zobaczyć Koreankę w tradycyjnym stroju, ale na co dzień to prężne, nowoczesne i bogate społeczeństwo.
Boryeong to stutysięczne miasto, uczestnicy sympozjum często również odwiedzali Seul, który jest gigantyczną aglomeracją. Wszędzie dominuje zachodnia architektura i zachodni styl życia, zachodnia moda.
- Niestety, z naszego świata nie zawsze biorą te lepsze wzorce, czasem kopiują te gorsze. Przez jakiś czas po przyjeździe nie mogłem się nadziwić, że nierzadko trudno określić wiek człowieka, z którym rozmawiam. Myślałem, że ma trzydzieści kilka lat, a ten mówi, że ma 50. Okazuje się, że oni tam na wielką skalę stosują chirurgię plastyczną i cały przemysł związany ze zdrowym trybem życia - dowiadujemy się.
Któregoś dnia został zaproszony do domu jednej z pracownic muzeum, które go gościło. Ta mieszkała z wielopokoleniową rodziną.
- Był to skromny, parterowy dom na obrzeżach miasta. Kilka pokoi, schludnie, czysto, bez żadnych fajerwerków. Praktycznie żadnych stołów i krzeseł w naszym, europejskim rozumieniu. Koreańczycy jedzą siedząc na podłodze, przy niewielkich podestach. To, że jednak jestem w kraju, który przecież uchodzi za technologiczną potęgę, zobaczyłem, gdy skorzystałem z łazienki. Wszystko tu działało na elektroniczne przyciski, a muszla klozetowa sama sterowała usuwaniem przykrych zapachów.
Będąc u koreańskiej rodziny trafił na czas święta, w którym upamiętnia się zmarłych przodków. Widział, jak przygotowuje się specjalne potrawy, a potem wiezie na cmentarz, który z naszym pojęciem cmentarza ma niewiele wspólnego. Przypomina raczej łąkę z niewielkimi wzniesieniami, na których stoją marmurowe podesty z nazwiskami zmarłych. W czasie święta właśnie na takich podestach ustawia się przygotowane wcześniej jedzenie, a potem wraz z całą rodziną zasiada się jak do stołu i spożywa obiad na cześć zmarłego.
Tu Zbigniew Murzyn poznał też kilka ważnych zasad obowiązujących przy stole. Dolewanie gościowi trzymając dzbanek jedną ręką, to objaw lekceważenia; trzeba to robić obiema rękami. Należy też odwrócić głowę w chwili, gdy pijemy na przykład herbatę, a przed nami siedzi ktoś znacznie starszy albo z innego powodu wymagający okazania szczególnego szacunku.
W Korei głębokość ukłonu nie jest przypadkowa. Zawsze powinna być dostosowana do pozycji społecznej, hierarchii w przedsiębiorstwie, rodzinie. Przy kłanianiu się trzeba dobrać odpowiedni kąt nachylenia: nie za nisko, nie za wysoko.
- I trzeba tego pilnować, bo w ten sposób Koreańczycy okazują sobie szacunek.
Chcecie być bogaci, jak my? Skończcie z korupcją
Przeciętny Koreańczyk jest głęboko przekonany, że Korea jest najpiękniejszym krajem na świecie, a wszystko co koreańskie, jest najlepsze, jedzenie najsmaczniejsze, koreańska kultura najstarsza. Koreańczycy są dumni z tego, co osiągnęła ich gospodarka i starają się ją wspierać na każdy kroku, Przykład: w zdecydowanej większości jeżdżą koreańskimi markami.
- Któregoś razu zapytałem się, jak oni to robią? A oni na to, że aby ich kraj mógł się tak dynamicznie rozwijać, musieli ogniem i żelazem wypalić korupcję. I był czas, gdy za „wzięcie w łapę” groziła kara śmierci. Może to i drastyczne, ale skuteczne. Dziś korupcja w Korei praktycznie nie istnieje - opowiada Zbigniew Murzyn.
W Korei wszyscy mówią po angielsku, a państwo bardzo o to dba, aby tak właśnie było. - Pamiętam, jak się bardzo zdziwiłem, gdy skacząc po telewizyjnych kanałach, zorientowałem się, że dwa z nich przez 24 godziny na dobę uczy Koreańczyków mówienia w tym właśnie języku. Czy nie można tego wprowadzić u nas?
Co pan tam wiezie? Czyli pożegnanie z Koreą
- Co tak Pan wiezie? Czy to jest niebezpieczne? - takimi pytaniami pożegnała Korea koszalińskiego artystę. Usłyszał je na seulskim lotnisku, gdy spokojnie czekał na swój samolot. Wcześniej zobaczył kogoś z obsługi, gdy ten nerwowo biegał po terminalu starając się poprawnie wykrzyczeć jego nazwisko.
Zaniepokojony podszedł, przedstawił się. Natychmiast znalazł się wśród mundurowych. Ci stanowczo wyjaśnili mu, że prześwietlili jego bagaż i widać na zdjęciu dziwne elementy.
- Zacząłem im tłumaczyć, że to są farby i inne malarskie akcesoria, że jestem artystą z Polski. Że do Korei zaprosiło mnie ich muzeum. Pokiwali głowami, powiedzieli, że oczywiście, wszystko jak najbardziej rozumieją. Ale tych farb i wszystkich innych rzeczy mi nie oddali, musiałem wracać bez tego. Takie było moje pożegnanie z Koreą. Ale rzecz jasna żadnego żalu nie mam. Nikt tak grzecznie nie przesłuchuje potencjalnych terrorystów, jak koreańska policja - uśmiecha się koszalinianin.