Z łódzkiego sądu: znęcał się nad dziećmi [zdjęcia]
Jan P. szarpał, popychał, ciągnął za uszy 11-miesięczne dziecko, córkę swojej konkubiny. Ślady oparzeń na brodzie i rączce wskazują, że dziewczynka mogła być przypalana zapalniczką i papierosem.
Bił nie jeden raz, 26 lutego ubiegłego roku złamał dziecku nóżkę, a kilka dni później rączkę - ustaliła prokuratura. Wczoraj w widzewskim sądzie zaczął się proces 27-letniego mężczyzny. Według aktu oskarżenia Jan P. znęcał się także nad dwiema starszymi córkami konkubiny - pięcio i sześciolatką.
Nie przyznał się w sądzie, że maltretował dzieci. W odczytanych zeznaniach twierdził, że w dniu, w którym najmłodsza dziewczynka trafiła do szpitala ze złamaną rączką, zawieźli starsze dziewczynki do szkoły, a z najmłodszym dzieckiem pojechali na pocztę. Małej leciała krew z nosa, zawieźli ją do szpitala. Gdy konkubina wróciła do szkoły po jedną z córek, dostała telefon, że najmłodsze dziecko ma złamaną rękę. Nigdy mu nic nie zrobił. A oparzyło się, gdy matka prasowała.
W lutym ubiegłego roku mieli wypadek. - Monika nie przypięła pasami córeczki. Nóżka w gips. Ale mówili, że były też wcześniejsze złamania. Konkubina twierdziła, że mała wypadła przy kąpieli. Gdy byliśmy w Zakopanem, dziecko wypadło z wózka - opowiadał. - Traktowałem je jak swoje dzieci, starsze mówiły do mnie tato.
Matka dziewczynek zeznała wczoraj, że dziecko złamało nogę, bo wypadło z fotelika, gdy jechali samochodem. Nóżka zaklinowała się, jak je wyjmowała. Kobieta opowiadała też o ich pobycie w Anglii. Było tam dwoje dzieci niepełnosprawnych, jedno wyrzuciło jej córeczkę z wózka, drugie ją pogryzło, bo myślało, że dzieci to kurczaki.
- W Zakopanem widziałam poparzoną rączkę córeczki. Zapytałam Jana, co się stało. Palił papierosa, a ona się obudziła i wstała. Jak ją złapał, to przypadkiem oparzył - mówiła.