Z nami wszyscy grają najlepiej [rozmowa]
Dla PIOTRA GRUSZKI praca w Chojniczance jest pierwszą samodzielną w Nice I lidze. „Pomorskiej” opowiada o sobie i o aktualnej sytuacji zespołu.
Jak u pana ze stanem ducha? Pytam, bo pozostaje pan wciąż bez wygranej. Jest pan rozczarowany, czuje stres, żal...
Usposobienie mam pozytywne, bo zbyt długo siedzę w piłce, aby popadać w depresję. Ale na pewno pozostaje niedosyt. Chciałoby się wygrać każde z dotychczasowych czterech spotkań. Nie byliśmy w nich gorszym zespołem. Obojętnie, czy goniąc wynik z „Gieksą”, czy grając w „10” z Podbeskidziem. Trochę brakowało szczęścia, bo mecz ze Zniczem czy ostatnie spotkanie w Puławach, powinniśmy rozstrzygnąć przed końcowym gwizdkiem.
Przez miniony weekend zrobiliście - pan ze swoimi piłkarzami - rachunek sumienia?
Dogłębną analizę spotkania z Wisłą Puławy zaplanowałem na wtorek lub środowe przedpołudnie.
Co zespół robi źle na boisku?
Ma zdecydowanie problem z wejściem w mecz; pierwsza faza spotkania jest w jego wykonaniu zła. Z Katowicami straciliśmy w ciągu 25 minut dwie bramki; w Pruszkowie, zaraz na początku, zostaliśmy ukarani rzutem karnym. Z „Góralami” z Bielska Białej w 19. minucie Paweł Zawistowski obejrzał czerwoną kartkę i zmuszeni byliśmy grać osłabieni brakiem ważnego dla drużyny zawodnika; przeciwko Wiśle pierwsze pół godziny meczu było w naszym wykonaniu zbyt pasywne, zwyczajnie słabe. Zastanawiam się, co jest tego wszystkiego powodem. Może stres?
A może telewizyjne kamery pętają zawodnikom nogi. Trzy mecze z waszym udziałem były pokazywane w Polsacie Sport.
Czyli jednak stres! Określiliśmy cel w obecnym sezonie. I pewnie pozycja lidera trochę zespół sparaliżowała. Poza tym runda rewanżowa jest zawsze trudniejsza. Dla nas szczególnie; GKS, Znicz, Podbeskidzie i Wisła rozegrały z nami najlepsze swoje mecze.
Wróćmy jeszcze do mankamentów. Zdecydowanie gorzej spisują się skrzydłowi...
Rzeczywiście, dostrzegam duże rezerwy. Myślę o nowych rozwiązaniach personalno-taktycznych. Ale proszę nie ciągnąć mnie za język; zawodnicy moje decyzje muszą poznać pierwsi.
Wyprowadzenie piłki - też trzeba mieć zastrzeżenia do tego elementu gry.
Oceniam to trochę z innej perspektywy. Źle to wygląda w początkowej fazie meczu. Gdy zejdzie stres, gdy nie ma nic do stracenia, obrońcy solidnie budują nasze akcje od tyłu.
Pozostaje jeszcze gra kombinacyjna. Brakuje tej, na jeden, dwa kontakty...
Rafała Grzelaka, Tomka Mikołajczaka i Andrzeja Rybskiego często można zobaczyć w takich sytuacjach. Dobrze czują się w tym sposobie prowadzenia akcji. Potrafią wykreować, sobie czy kolegom, klarowne sytuacje bramkowe.
Nie przeszła panu przez głowę myśl, czy aby podopieczni nie zakodowali sobie tych bezpiecznych remisów?
Nic podobnego; przeciwnie - mają do siebie żal, że nie udało się wygrać, zwłaszcza w Pruszkowie i Puławach. Obecnie brakuje nam przełamania, wygrania meczu, aby wszystko ułożyło się tak, jak na to zasługujemy.
Może pan zadeklarować, że zna już swoich piłkarzy „na wylot”?
Wydaje się, że znam zespół bardzo dobrze. Ale hołduję zasadzie, że drużynę poznaje się w trudnych momentach. Takie jeszcze nie nadeszły.
Myśli już pan o najbliższym meczu z Miedzią? Współpracownicy przygotowali analizę gry rywali.
Myślimy, zaraz po meczu w Puławach. Oglądamy, przygotowujemy analizy. Wtorkowe zajęcia już były poświęcone, w części, rywalowi.
Ale zespół się trochę posypał. W sobotę zabraknie Marcina Biernata, Zawistowskiego i Grzelaka. To kluczowi gracze dla drużyny.
Po to budowaliśmy szeroką kadrę, by sprostać takim sytuacjom.