Z obu stron musi nastąpić krok w tył [ZDJĘCIA]
PiS musi zauważyć, że ulica to nie tylko wichrzyciele, ale i obywatele, którzy na swój sposób chcą dobra Polski. Nazywanie zaś ich ludźmi oderwanymi od koryta tylko pogłębia i utwierdza ich w słuszności działania. Jednak okupacja sali plenarnej to przerost formy nad treścią. Tłumaczenie, że nie ma innego wyjścia, a dzisiejsze czasy przypominają stan wojenny, jest mało poważne.
Ostatnie dni roku miały upłynąć w świątecznej atmosferze, a tymczasem jesteśmy świadkami scen politycznych, które dotychczas były zarezerwowane tylko dla egzotycznych demokracji. Co prawda w Sejmie niejednokrotnie widzieliśmy barwne wydarzenia, ale eskalacja konfliktu, który doprowadził do blokady izby parlamentu jest pewną nowością. To, co dotychczas było zarezerwowane tylko dla ekstremy np. Samoobrony, dziś jest bronią w ręku PO i Nowoczesnej.
Obserwując relację z wydarzeń w Sejmie miałem nieodparte wrażenie, że żyję w matrixie politycznym. Prywatne stacje relacjonowały wydarzenia niczym z pierwszej linii frontu. Okraszając to filmami z atakującymi się posłami, blokowaniu ulicy czy wyzwiskami w stronę polityków. Tak jakby czekały w pogotowiu, kiedy dojdzie do rękoczynów. Dopełnieniem tego obrazu był demonstrant, który dobrowolnie kładąc się na ziemię przykuł uwagę mediów na całym świecie. Z przekazem, że mamy tu do czynienia niemalże z wojną domową. Chaos miał dopełnić się przez brak transmisji z wystąpienia premier Beaty Szydło oraz rzekomo zamkniętej przestrzeni lotniczej nad Polską. Odwróceniem tej narracji był przekaz preferowany przez telewizję publiczną. Uwypuklała ona grupę posłów z opozycji, którzy w imię wolności mediów robią z Sejmu cyrk.
Nie da się ukryć, że media telewizyjne stały się pudłem rezonansowym, które podbijają uczucia oraz dzielą ludzi i partie. Podziału dokonano na wichrzycieli, targowicę oraz popierających ich komunistów i złodziei. Druga strona nazwana została tyranami, uzurpatorami i faszystami a popierający ich ludźmi leniwymi intelektualnie. Z małej grupki protestujących obywateli robi się przekaz na miarę rewolucji. Z drugiej strony kilkudziesięciotysięczne manifestacje Solidarności są już normalnością, której nie warto komentować.
Warto w tym miejscu zauważyć, że opozycja nie nadaje się na adwokata mediów. Należy przypomnieć sprawę wejścia za rządów PO-PSL służb państwowych do tygodnika Wprost, inwigilację dziennikarzy czy brak relacji z przesłuchań prezydenta Bronisława Komorowskiego w sprawie redaktora Wojciecha Sumlińskiego.
Niewątpliwie jednak sprawa mediów, a w zasadzie zmiana zasad działalności ich przedstawicieli na Wiejskiej, stała się tylko pretekstem do spontanicznego sprowokowania konfliktu. Choć niektórzy posłowie mają dowody, że to wszystko było zaplanowane. Nie zawsze to, co widzimy na pierwszym planie jest najważniejsze. O wiele istotniejsze jest tło wydarzeń: Kto wygra wojnę o przekaz?
PiS ograniczając media w Sejmie chciał ukrócić przekaz, gdzie opozycja zastępowała merytoryczny przekaz festiwalem medialnym, który zresztą ludzie chcą oglądać. Miało wygrać proste założenie PiS-u: nie ma telewizji, jest tylko praca. Ale to nie było na rękę opozycji. Nie zmienia to faktu, że Prawo i Sprawiedliwość otworzyło kolejny, niepotrzebny front, na którym traci. Jedynym wytłumaczeniem takiego działania znanym specjalistom jest zarządzanie przez kryzys. Jest metodą trudną i ryzykowną, ale możliwą do realizacji. Niektórzy eksperci twierdzą, że był to wręcz majstersztyk w wykonaniu Jarosława Kaczyńskiego polegający na tym, że w okresie świąt skierował emocję na mało ważny temat mediów, aby potem wyciągnąć rękę do opozycji na zgodę, którą ona zapewne i tak odrzuci. Media nie zajmują się dzisiaj budżetem państwa, tylko scenami z Sejmu.
Prezes PiS ma rację, że symbolicznego mieszkańca Hajnówki czy Kolna, wolne media obchodzą tyle, co zeszłoroczny śnieg. Ważniejsze jest to, czy mają co do garnka włożyć. Wiele osób zastanawia się dlaczego PiS, mając większość parlamentarną, prezydenta oraz Trybunał Konstytucyjny, daje opozycji oręż do walki. Może przecież spokojnie rządzić. Na nic wtedy nawet logiczne ustawy na miarę 500+, kiedy opozycja w następnej kampanii będzie podkreślała atmosferę grozy i manifestacji. Zawsze istnieje ryzyko zapamiętania, że policja musiała interweniować. Jeśli nawet zasadnie, to pod względem wizerunkowym zawsze nie wygląda to najlepiej. Rządzący nie potrafią wyciągać wniosków z poprzednich medialnych wydarzeń. Straty wizerunkowe, nawet sztucznie stworzone nie są do odbudowania w Polsce i na świecie.
Z drugiej strony PiS nie ma powodu, aby się cofać wiedząc, że nie ma organu, który zakwestionowałby jego działanie. Ustępowanie przed opozycją może zachęcić do podobnego działania. PiS musi zauważyć, że ulica to nie tylko wichrzyciele, ale i obywatele, którzy na swój sposób chcą dobra Polski. Nazywanie zaś ich ludźmi oderwanymi od koryta tylko pogłębia i utwierdza ich w słuszności działania.
Z kolei opozycja pokazuje w tej chwili słabość polityczną i brak pomysłu na przyszłość. Garstka ludzi robi wrażenie chaosu. Jako zwykły wyborca chciałbym usłyszeć przykładowy program, który bym zaakceptował i dał temu wyraz przy kolejnych wyborach. PO i Nowoczesna muszą dać sygnał, co dalej. Manifestacjami nie wygra się wyborów. Inna sprawa, że ani PO, ani Nowoczesna nie mogą pierwsze opuścić blokady, aby nie być posądzonymi o wywieszenie białej flagi i stracenie przywództwa w opozycji. Jednak okupacja sali plenarnej to przerost formy nad treścią. Emocje powodują działania na granicy prawa. Blokada Sejmu jest bezprawna. Wytłumaczenie, że nie ma innego wyjścia, a dzisiejsze czasy przypominają stan wojenny, jest mało poważne.
Z obu stron musi nastąpić krok w tył nawet w sytuacji braku woli dogadania się. Jeżeli to nie nastąpi to nikt nie wygra, a przegra państwo. Pierwszego kroku dokonał lider PSL Władysław Kosiniak- Kamysz, który stwierdził, że dla marketingu politycznego nie podpali Polski. Koalicja musi zrobić prawdziwy krok wstecz, aby dać opozycji wyjść z twarzą z tego klinczu. Inaczej będziemy się liczyć na zapowiadanych marszach w nowym roku.
Aby rozładować napięcie, taktycznie do mediacji przystąpił prezydent Andrzej Duda. Również kardynał Kazimierz Nycz dodał, że protest opozycji w święta jest przeciwko świętom. Konflikt nie może przekształcić się w coś gorszego. Notowania nikomu nie wzrosną a na pewno komuś spadną.
Kiedyś zastanawiałem się, jak mogło dochodzić w naszej historii do liberum veto czy zrywania sejmów. Dzisiaj już wiem. Znalazłem wytłumaczenie. Problem leży w Polakach. Marzymy o Piłsudskim, który zrobi porządek, chcemy porządkującej Konstytucji 3 Maja, ale zawsze coś nam nie pasuje. Obywatele coraz mniej rozumieją z tego, co się dzieje, a gdy patrzą na polityków, to mówią przeważnie, żeby wszystkich ich spakować i wysłać co najmniej na Syberię. Rozumiem, marketing polityczny jest ważny, ale powoli robi się i strasznie, i śmiesznie. Większość na razie siedzi spokojnie i obserwuje wydarzenia. Pewnie w 2017 roku nastąpi ich eskalacja, a z drugiej strony obudzi się milczący dotychczas szeroki front poparcia dla rządu.
Politycy przy wyborach podpisali z nami umowę na 4 lata. Dlatego chciałbym, aby wykonywali, jeżeli to możliwe, powierzone im obowiązki, a nie sabotowali pracę. Zawsze ich będzie można rozliczyć przy kolejnych wyborach. Niech politycy zadadzą sobie pytania: Czy po tych wydarzeniach zaufanie do nich wzrosło czy sięgnęło dna? Czy przypadkiem ktoś na zewnątrz nie pisze nam negatywnych scenariuszy? Co dziś powiedziałby naszej klasie politycznej Jan Paweł II? A ona czy posłuchałaby czy może zignorowała głos papieża?
Dzisiaj nie ma hamulców, choć wszyscy zapewniają, że działają w imię demokracji. Można igrać z ogniem nawet za ceną spokoju. Mamy deficyt szacunku do siebie, gdzie emocję są od ściany do ściany. Tylko kto odpowie za to, jeżeli wyrwą się spod kontroli? Może właśnie o to chodzi. Z drugiej strony mamy świadomość, że ten spór służy największym partiom. Niemniej metodą rozwiązywania problemów nie powinno być nawoływanie do łamania prawa. Wyborca widząc taki stan rzeczy wycofuje się z aktywnej polityki.
Ale też trzeba jasno powiedzieć, że Majdanu w Polsce nie będzie. Polacy nie widzą celowości ani powodu pójścia na barykady nie wiadomo za kim i za czym. Polityka zabiła obywatelskość. Została tylko 10-procentowa ekstrema w społeczeństwie, która decyduje o wynikach wyborów. Większość obywateli już dawno machnęło ręką na to, co dzieje się w kraju. Z drugiej strony, kto sieje wiatr zbiera burze. Politycy pamiętajcie o tym, bo historia lubi się powtarzać.
W nowym roku życzę Wam, wyborcy, nie sztucznej miłości, fałszywych uśmiechów, nieszczerych życzeń oraz nadużywania słowa wzajemnie. Życzę tylko tego, aby polityka i politycy nie drażnili nas, a stali się nadzieją na logiczne i spokojne rozwiązywanie naszych codziennych problemów.