Z ojczyzną dojną racz skończyć... [komentarz]
Nigdy nie zabierałem głosu na temat odszkodowań dla rodzin katastrofy smoleńskiej - niewielu potrafi przeliczyć śmierć bliskich na pieniądze.
Epatowanie wysokością odszkodowań wydawało mi się niemoralne, choć czasem dziwiłem się argumentacji rodzin domagających się od państwa kolejnych sum. Co najwyżej z niesmakiem czytałem, że pieniędzy domagają się nawet wnuki ofiar, z którymi dziadek nie może się już bawić.
Ale wczoraj, po informacji w portalu OKO.press, że druga żona Przemysława Gosiewskiego zażądała ostatnio 5 milionów złotych od ministerstwa obrony, nie posiadałem się z oburzenia. Beata Gosiewska, europosłanka PiS, jak przystało na absolwentkę studiów kontroli finansowej i rachunkowości, wystawiła państwu rachunek tej wysokości (prócz 750 tysięcy, które otrzymała wcześniej). Składa się na to 1,25 mln zł dla siebie i dwójki dzieci, po 400 tys. zł odszkodowania i wielotysięczne renty z wyrównaniem za sześć lat.
Gosiewska potraktowała budżet państwa jak ojczyznę dojną, o której mówił prezydent Duda. Tymczasem wdowa, nawet bez oczekiwanego odszkodowania, jest i tak milionerką. Jej oszczędności to prawie dwa miliony, a jako europosłanka PiS zarabia 35 tys. zł miesięcznie. W uzasadnieniu wniosku pisze, że gnieździ się z dwójką dzieci w 48-metrowym mieszkaniu które należy do teściowej.
Pani Gosiewska nasłuchała się widać w Brukseli o gigantycznych - jak na warunki polskie - odszkodowaniach wypłacanych przez linie lotnicze rodzinom ofiar.
Problem w tym, że za katastrofę smoleńską odpowiadają politycy, natomiast odszkodowania za nią płacimy wszyscy, a nie firmy ubezpieczeniowe.
Chociaż może Gosiewska ma trochę racji, skoro urzędnicy rządowi przyznali sobie ponad 85 mln zł nagród i premii w tym roku. Sądząc po hojności władzy, mamy równie dojną zmianę, co kiedyś. Pamiętam oburzenie PiS, gdy ujawniono, że Tusk, jak i Kopacz wydawali na nagrody tyle samo.
Beata Gosiewska: Nie wykluczam, że w Smoleńsku doszło do zbrodni
(źródło: TVN24/x-news)