1920. 30-stopniowy mróz skuł Dźwinę, gdy 3 stycznia polsko-łotewska ofensywa ruszyła na bolszewików. Dla olkuskich ochotników była to okoliczność szczęśliwa: łatwo przeszli zamarzniętą rzekę.
Osłona ataku nad Dźwiną - tak swoją fotografię opisał sierżant Stachurski, rusznikarz kompanii ciężkich karabinów maszynowych. Na zdjęciu widzimy grupę żołnierzy w płytkim rowie strzeleckim nad brzegiem zamarzniętej rzeki. Jest też dopisek: „Ostatki V Batalionu Strzelców Olkuskich. Mróz powyżej 30 stopni”. Stachurski, pochodzący ze wsi Żarnowiec (wówczas w powiecie olkuskim), zapisał też nazwiska kolegów, których losy wojny polsko-bolszewickiej rzuciły sto lat temu aż na dzisiejsze pogranicze Białorusi i Łotwy.
U progu niepodległości
Cofnijmy się o ponad dwa lata. Jest luty 1918 roku, państwa centralne podpisują w Brześciu nad Bugiem umowy pokojowe, które kończą I wojnę światową na froncie wschodnim. Przy stołach rokowań siedzą nie tylko bolszewicy, lecz także wysłannicy z Kijowa - przedstawiciele powstającego państwa ukraińskiego. Aby zakończyć wojnę na wschodzie i zyskać sprzymierzeńca, Berlin i Wiedeń oddają ukraińskiemu państwu Chełm-szczyznę - kawałek zaboru rosyjskiego zamieszkany przez ludność polską i ukraińską, przez wojska państw centralnych zajęty w 1915 r. Na ziemiach polskich wywołuje to oburzenie. Jeśli ktoś z Polaków wierzył jeszcze, że cesarze zrobią coś dla sprawy polskiej, pokój brzeski odziera ich ze złudzeń.
Oburzenie dociera też do Olkusza, miasteczka z dawnego zaboru rosyjskiego, które teraz jest pod okupacją austriac-ką. „Mane, tekel, fares” - pisze ręka działacza tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej na budynku austriackiej komendy wojskowej w Olkuszu na wieść o podpisaniu pokoju brzeskiego.
Biblijna przepowiednia spełnia się po kilku miesiącach, gdy jesienią 1918 r. w miastach Galicji i Kongresówki Polacy - żołnierze austro-węgierskiej armii, peowiacy, legioniści - zaczynają zrywać zaborcze godła. Miejscami spontanicznie, w innych miejscach szykowane od dawna, te lokalne powstania przywracają polską władzę - zwykle bezkrwawo - zanim jeszcze w Lublinie i Warszawie zostaną powołane rządy. Władzę przejmują także olkuszanie: wieczorem 1 listopada rozbrajają austriacki garnizon.
Strzelcy olkuscy
Gdy zaczyna się odtwarzanie Wojska Polskiego, także w Olku-szu szybko formuje się batalion. Podporucznik Edward Sikorski zapisał, że „składał się [on] przeważnie z niedoświadczonych w rzemiośle wojennym ochotników”. Mimo to nie ma czasu na dłuższe szkolenia: batalion wyrusza na wschód, walczy z Ukraińcami o Lwów i Galicję Wschodnią.
Ochotnicy, o których pisze Sikorski, to często nastoletni harcerze i gimnazjaliści. „Musiano zamknąć szóstą, siódmą i ósmą klasę gimnazjum, ponieważ prawie wszyscy uczniowie poszli do wojska” - notuje radny Jan Jarno. Ochotników szkolą starsi koledzy - weterani armii austro--węgierskiej, dawni legioniści. Jednostka przyjmuje imię Francesco Nullo - Włocha, który dołączył do powstania styczniowego i poległ w bitwie pod Krzykawką niedaleko Olkusza.
Do wojska idą także niedawni peowiacy. Prócz olkuszan, przybywa grupa spod Proszowic. Jest wśród nich Franciszek Jelon-kiewicz, szewc z Proszowic, który w rodzinnej miejscowości rozbrajał austriacki posterunek (za udział w walkach z bolszewikami dostanie potem Krzyż Walecznych). Jest też 17-letni Franciszek Gasiński, który na wojnie spędzi 30 miesięcy. Jest Jan Zientarski, później pułkownik i komendant okręgu Armii Krajowej.
Gdy ruszają na front, piszą na wagonach kolejowych: „I Zbrojna Odsiecz Lwowa - V baon strzelców olkuskich”.
Nad Dźwiną
Jest jesień 1919 r., gdy olkuszanie - już jako III batalion 9. pułku piechoty Legionów (wiosną 1919 r. samodzielne bataliony strzelców włączono do pułków piechoty) - trafiają do okopów nad Dźwiną, tysiąc kilometrów od rodzinnego miasta. Po drugiej stronie rzeki czeka nowy przeciwnik: bolszewicy.
Na razie jest jeszcze spokojnie. Przybywają kolejne „marszówki” - kompanie marszowe. Z nimi pojawiają się nowe mundury: obok maciejówek i wysłużonych poaustriackich bluz widać niemieckie płaszcze, polskie bluzy i amerykańskie furażerki - powstające wojsko korzysta z mundurów kupowanych z powojennego demobilu, głównie amerykańskiego, a także z zapasów po armiach zaborczych. Innego wyjścia nie ma: zniszczony wojną przemysł centralnej Polski nie jest w stanie pokryć rosnącego zapotrzebowania armii. Do tej mieszanki mundurów doszywa się polskie odznaki. Z braku materiału olkuszanie doszywają dystynkcje wykonane z troków od kalesonów.
Trwa budowa okopów i ziemianek w zmrożonej ziemi. W odsłaniających uszy furażerkach żołnierze marzną: mróz sięga minus 30 stopni. Monotonię służby wartowniczej uroz-maicają wypady na drugi brzeg, by wziąć jeńca i rozpoznać pozycje wroga.
Operacja „Zima”
Tymczasem w sztabach i po-litycznych gabinetach trwają rozmowy polsko-łotewskie. Wspólna ofensywa byłaby na rękę obu stronom: dla Łotyszy oznaczałaby odrzucenie bolszewików kontrolujących część ich powstającego kraju - w tym historyczną Łatgalię z jednym z największych miast, Dyneburgiem (łot. Daugavpils). Także dla Polski ofensywa byłaby korzystna: militarnie oznaczałaby skrócenie frontu i osłabienie bolszewików. A politycznie - pozyskanie sojusznika w realizacji koncepcji federacyjnej (bloku sojuszniczych państw) i wywarcie nacisku na nieprzychylną Polsce Litwę (punktem spornym jest przynależność Wileńszczyzny). Niepokojąca Łotyszy kwestia Łatgalii - krainy, która przed rozbiorami należała jako Inflanty Polskie do Rzeczypospolitej - zostaje rozwiązana: strony uzgadniają, że przypadnie ona Łotwie.
Polsko-łotewska umowa wojskowa zostaje podpisana 30 grudnia 1919 r. Już wcześniej zaczynają się przygotowania do operacji „Zima”: wspólnej ofensywy polskich (30 tys. ludzi) i łotewskich (10 tys.) żołnierzy dowodzonych przez genera-ła Edwarda Rydza-Śmigłego. Główne zadanie mają wykonać oddziały 1. Dywizji Piechoty Legionów: uderzyć na Dyneburg i opanować miasto oraz połączyć się z Łotyszami atakującymi od północnego-wschodu.
Nacierający dysponują - po raz pierwszy w historii odro-dzonego Wojska Polskiego - także czołgami: to przybyłe z Błękitną Armią Renault FT-17. Na prawym skrzydle grupy uderzeniowej ma ruszyć 3. Dywizja Piechoty Legionów, a w jej składzie olkuski batalion.
Bój o Dyneburg
Ofensywa rusza 3 stycznia. Ostry mróz, który skuł Dźwinę, ułatwia natarcie. „Spodziewałem się, że na rzece nieźle nas ostrzelają, tymczasem przeszliśmy bez strzału. Kilka wiorst lasem, tor kolejowy, szosa, znów las i tam bateria zdobyta bez strat” - za-pisze Władysław Broniewski, wówczas podporucznik 1. pułku piechoty Legionów. Choć żołnierze przedzierają się przez zaspy, choć liczne są odmrożenia (kilku żołnierzy umiera), a przy 30--stopniowym mrozie zamarza-ją zamki od karabinów i dział, grupa uderzeniowa szybko zajmuje Dyneburg: już pierwszego dnia ofensywy miasto jest w polskich rękach.
Rzekę forsują także olku-szanie: za Dźwinę rusza 3. DPLeg., zajmując siłami 8. pułku miasto Krasław. Za nimi rusza reszta oddziałów, w tym 9. pułk. „W Balujach zimowaliśmy do 20.1.1920 i kiedy Dźwina zamarzła, przeprawiliśmy się na drugi brzeg” - opowiadał potem Franciszek Gasiński.
Przeciwnik się cofa, patrole zagarniają jeńców. Spychając bolszewików i ponosząc przy tym nieznaczne straty, pułk idzie do przodu, dochodzi do wsi Balbinowo, zajmuje linię kolejową i pobliską stację, zdobywając 15 wagonów, i rusza dalej na wschód wzdłuż Dźwiny. Cięższe walki toczą się bardziej na północ, gdzie bolszewicy próbują kontratakować. Ale do początku lutego 1920 roku oddziały polskie i łotewskie osiągają zaplanowaną linię: Łatgalia zostaje opanowana. 30 stycznia Łotysze zawierają rozejm z bolszewikami - ku zaskoczeniu strony polskiej.
Niemniej cel operacyjny został zrealizowany: opanowano cały zaplanowany obszar, który zostaje następnie przekazany Łotyszom. Oddziały polskie wycofują się za Dźwinę (prócz załogi twierdzy w Dyneburgu), obsadzając krótszy teraz, a więc łatwiejszy do obrony front nad Berezyną.
A olkuszanie? W okopach nad Dźwiną szkolą się i organizują wypady w głąb linii bolszewickich aż do czasu, gdy z końcem marca 1920 roku zmienią ich Łotysze. Kilka miesięcy później będą walczyć na Wołyniu, pod Zamościem i Warszawą, gdzie w składzie grupy ude-rzeniowej Naczelnego Wodza wyjdą na tył atakujących stolicę bolszewików. Ale to już inna historia…