Z plecakiem w Azji, czyli podróż życia za jeden uśmiech [WIDEO]
Turcja, Iran, Dubaj, Indie, Nepal, Chiny... Marzena Mazij z Jastrzębia-Zdroju pokonała z plecakiem 29 tysięcy kilometrów w Azji. - Spałam u tubylców, jeździłam autostopem lub chodziłam pieszo - mówi 28-letnia jastrzębianka.
Przez 7 miesięcy pokonała 29 tys. km w Azji z plecakiem, nie licząc podróży samolotem, a wydała tylko 16 tys. złotych. Była w Turcji, Iranie, Dubaju, Indiach, Nepalu, Chinach, Mongolii i Rosji, a potem wracała do Jastrzębia-Zdroju przez Estonię, Litwę i Łotwę. Mieszkanka naszego miasta, Marzena Mazij, ma za sobą podróż życia.
Zakochana w górach, chciała ruszyć na Syberię
Marzena już w liceum kochała góry i marzyła o tym, by ruszyć kiedyś na Syberię, wejść na Himalaje, a potem do głowy przyszła jej też Mongolia.
- Na studiach już wiedziałam, że kiedyś pojadę, więc zaczęłam odkładać pieniądze. Jednak później, gdy skończyłam francuski w filii Uniwersytetu Śląskiego w Rybniku, dostałam fajną pracę i nie chciałam z niej rezygnować. A nie mogłam wziąć tak długiego urlopu - śmieje się 28-letnia jastrzębianka.
Marzena pracowała wówczas jako informatyk, zajmowała się tworzeniem stron www od strony wizualnej. Potem wyjechała do Francji, konkretnie do Paryża, gdzie rozpoczęła studia magisterskie - językoznawstwo i informatykę.
- Mieszkałam w Paryżu przez 5 lat, ale to nie było miasto, w którym czułam się dobrze. Za płasko, nie ma gór. Powiedziałam mojemu chłopakowi Filipowi, który jest Francuzem, że wyjeżdżamy i koniec - mówi.
Plecak nie może być cięższy niż 15 kilogramów
Rzuciła pracę, by móc wyjechać. Najdroższe były bilety na samolot, ale podróż przez konkretne kraje była zaplanowana. - Wyruszyliśmy dokładnie 19 sierpnia 2015 roku - wspomina Marzena. Ale zanim ruszyła w podróż, musiała się spakować. W końcu 7-miesięczna podróż po Azji to nie spacer po parku.
- Najpierw się pakujesz, a potem dochodzisz do wniosku, że plecak jest za ciężki, więc coś trzeba wyrzucić. Zamiast 12 koszulek, bierzesz dwie. Do tego pięć par skarpetek i tyle samo bielizny. Ale część i tak potem wywalasz. Trzeba brać najlżejsze rzeczy, choć problem polegał na tym, że wybrałam kraje, w których raz było minus 10 stopni Celsjusza, a raz 40 stopni na plusie. Cel był jeden: plecak nie może być cięższy niż 15 kilogramów. Ostatecznie miał 13 kg... - wylicza 28-latka.
Oprócz ubrań, ważne były także przedmioty codziennego użytku, które pozwalały Marzenie na przetrwanie. Wśród nich dziewczyna wymienia palnik z gazem czy zapałki - taka ,,szkoła przetrwania”. - Miałam zupki chińskie albo jakieś jedzenie w proszku, przydało się - przyznaje jastrzębianka.
Plecak spakowany, można ruszać. Byle nie samemu...
Marzena plan podróży miała szczegółowy. Najpierw miesiąc w Turcji i Iranie z koleżanką Kasią, potem sama pojechała do Dubaju, a na koniec z chłopakiem Filipem ruszyła na podbój Indii, Nepalu, Chin, Mongolii i Rosji. - Ja sporo już wcześniej podróżowałam po Polsce i świecie, ale dla mojego chłopaka była to pierwsza taka podróż. Poradził sobie świetnie - przyznaje Marzena.
Najbardziej jastrzębiance podobało się w Nepalu. - Bo były moje kochane góry, wszelkiego rodzaju. Do tego świetne jedzenie i super ludzie, choć zdarzały się też przykre sytuacje. Ugryzł mnie tam pies, przeżyłam pierwsze trzęsienie ziemi. Ale i tak było super, mogłabym tam nawet zamieszkać - przyznaje 28-latka, która wskazuje jeszcze dwa miejsca: Turcję iMongolię. Pokochała je za krajobrazy i piękne zachody słońca.
-Pamiętam, że w Iranie była taka sytuacja, że jechałam w busie pełnym małych dziewczynek, które miały puszczoną muzykę na maksymalną głośność i klaskały, bawiły się. Ale jak obok przejeżdżała policja, to bus zamierał. Nie wiedziałam, że oni potrafią się tam tak bawić - wspomina podróżniczka.
Pieniądze nie są najważniejsze
W trakcie 7-miesięcznej podróży po Azji, jastrzębianka wydała zaledwie 16 tys. złotych. Zawsze wybierała najtańszą opcję podróży. - Głównie chodziliśmy pieszo lub korzystaliśmy z autostopu. A spaliśmy u tubylców, którzy nas do siebie przyjmowali, lub w namiocie. Dogadywaliśmy się po angielsku lub na migi - wylicza Marzena.
Koniec podróży. „Chcę w końcu zjeść schabowe”
Do Polski wróciła, bo miała ochotę na... schabowego. - Śmialiśmy się z chłopakiem podczas pobytu w Rosji, że w końcu chcemy zjeść coś normalnego. I wpadliśmy na pomysł, by wrócić do domu na schabowe. Ostatecznie zjedliśmy je u kolegi w Polsce - śmieje się 28-latka.
Kolejną podróż planuje już w marcu. Tym razem wyjedzie na rok na wyspę Reunion (Francja) na Oceanie Indyjskim. - Chcę tam pojechać z chłopakiem. Będziemy pracować, mieszkać, odpoczywać - mówi 28-letnia jastrzębianka. Relacje ze swoich podróży spisuje na blogu pn. ,,W PogoniZa”