Z polityką jest jak z trzęsieniem ziemi
Wydaje się nam, że chodząc wyznaczonymi szlakami po ulicach, po górskich szlakach, stąpamy po miejscach, które są stałe i pewne, na których nie może nas spotkać nieszczęście upadku spowodowane usunięciem się ziemi spod naszych nóg.
Niestety, takiej pewności nie mamy nawet wtedy, kiedy idziemy po nowym chodniku, jadąc nowym odcinkiem autostrady, czy siedząc spokojnie w domu. Mimo wszystko grunt, na którym stoimy, uważamy za stały ląd, budujemy na nim miasta, zakłady przemysłowe, obiekty sportowe tak, jak gdyby nie istniało żadne zagrożenie, że ziemia na tym miejscu nie zadrży. Co więcej, wiedząc, że jest to teren sejsmicznie czynny, ryzykujemy i ufamy, że nic złego nas nie spotka.
O wielu nieszczęściach spotykających ludzi, o powodziach, o gwałtownych burzach, pożarach, informują nas codzienne środki przekazu. Niektóre z nich można przewidzieć, inne spadają na nas niespodziewanie.
W 2006 r. podczas wakacji, które spędzałem w Wielkopolsce, musiałem wrócić do Krakowa na pogrzeb. Piękna, słoneczna pogoda towarzyszyła mi w drodze do Krakowa, ale w nocy przeszła nad Wielkopolską tak gwałtowna ulewa, że z gotowego do uroczystego otwarcia odcinka autostrady wielkopolskiej zostały tylko elementy betonowe. Sam pas autostrady był przejezdny, ale uszkodzone nasypy, wypłukane elementy zabezpieczające drogi dojazdowe, świeżo zasadzone kwiaty, zniknęły zupełnie. Jedna burza i kolosalne straty. Na szczęście nikt nie zginął w tej wichurze.
Dbałość o dobro wspólne wymaga nieustannej troski o budowanie mostów
Z trzęsieniami ziemi też tak bywa. Można je przewidzieć, ale następują też z zaskoczenia. Niewielu z nas wie, że i Polska wielokrotnie przeżywała trzęsienia ziemi. W 1200 roku w Pieninach, w 1259 r. w okolicach Krakowa, w 1443 r. na północ od Wrocławia, w 1662 w Tatrach, w 1774 r. w rejonie Babiej Góry, w 1786 r. koło Myślenic i znowu w 1840 r. w Pieninach. Ostatnie wstrząsy odnotowano w 1909 r. w Pieninach i w okolicach Czarnego Dunajca oraz w 2004 r. w Trójmieście i na Podhalu. Na szczęście tylko w 1662 r. odnotowano poważniejsze szkody.
Skoro ziemia, ten najbardziej stabilny element, pozwalający bezpiecznie spocząć człowiekowi, nie gwarantuje człowiekowi spokoju, to trudno się dziwić, że właśnie człowiek, mający pełną świadomość przemijania, stara się wykorzystać dany mu czas, na realizowanie ciągle nowych projektów życia na tym świecie.
W obecnej dobie ludzie żyją w grupach zorganizowanych, których spoiwem są poglądy, wierzenia, sposoby odczytywania i tworzenia takich układów ludzkich, które mogłyby zagwarantować trwałość, dobrobyt, pokój i radość życia grupom tworzącym państwa i sojusze, mogące wyznaczyć bezpieczne granice, kierunki pokojowych wpływów i współpracy.
Niestety, od czasów Kaina istnieją ludzie, którym zależy na gromadzeniu wokół siebie, jako wodzów, takich janczarów, którzy są gotowi służyć im z zamkniętymi oczyma i przemocą fizyczną, ale też i bałamutną ideologią zdobywać i budować, wprawdzie nierealny, ale idealny świat obietnic dla tłumów, dopominających się chleba i igrzysk.
Niestety, to zawłaszczenie tożsamości przez jedynowładców i wola jej narzucenia ludziom jest według papieża Franciszka podobnym zagrożeniem, jakim był podobny manewr Hitlera w latach 30. ubiegłego wieku.
Ten świat będzie się składał tylko z osób pierwszej sorty, służących jedynie słusznej wizji świata. Ci, którzy nie chcą, lub nie są w stanie pojąć tego idealnego królestwa, zostaną strąceni na samo dno piekła, jako druga, bezwartościowa i szkodliwa sorta obywateli.
Politycy uważają, że dla społeczeństwa są jak płyty tektoniczne globu świata, tyle że nie poruszane siłami natury. Politycy bowiem kierują się własnym wyczuciem sprawiedliwości, prawdy, dobra, piękna i sprawiedliwości, tworzą własne kryteria rozróżniania dobra od zła, tworzą własną tożsamość.
Niestety, to zawłaszczenie tożsamości przez jedynowładców i wola jej narzucenia ludziom jest według papieża Franciszka podobnym zagrożeniem, jakim był podobny manewr Hitlera w latach 30. ubiegłego wieku.