Z pomocą Putina Trump chce pokonać ISIS
Prezydent elekt USA jest już po pierwszej rozmowie telefonicznej z rosyjskim liderem. A za plecami Trumpa trwa zacięta walka o stanowiska.
Zniszczenie Państwa Islamskiego było jednym z haseł wyborczych Donalda Trumpa. Po wyborach nie chciał mówić, jak chce tego dokonać. Wydaje się jednak, że bardzo liczy na pomoc Rosji i o tym m.in. rozmawiał podczas swojej pierwszej telefonicznej rozmowy z prezydentem Władimirem Putinem.
Jak podały służby prasowe Kremla, amerykański prezydent elekt i rosyjski lider Władimir Putin byli zgodni co do tego, że powinni zrobić wszystko, by zdusić Państwo Islamskie. Obaj politycy zgodzili się też co do wzmocnienia wysiłków w walce z międzynarodowym terroryzmem, mają też kontynuować kontakty telefoniczne i pracować nad przygotowaniem ich spotkania.
Amerykańsko-rosyjskie stosunki są dziś fatalne. USA krytykują Rosję za jej postawę wobec Ukrainy oraz jej działania w Syrii, które mają na celu podtrzymanie rządów dyktatora Baszara al-Asada.
Napięcie podsyca też ucieczka byłego analityka amerykańskich służb specjalnych Edwarda Snowdena, który znalazł schronienie w Rosji.
Rozmowa obu prezydentów miała miejsce tuż po oświadczeniu jednego z wysokich dowódców ISIS Abu Omara Khorasaniego, który nazwał Trumpa „kompletnym maniakiem”, który wspiera terrorystyczne grupy. Zdaniem terrorysty, który ma swoją bazę w Afganistanie, po niespodziewanej wygranej Trumpa w wyborach prezydenckich do ISIS napłyną teraz nowi ochotnicy przede wszystkim z krajów zachodnich i siła organizacji ulegnie wzmocnieniu.
Khorasani powiedział Agencji Reutera o Trumpie tak: „Ten facet to kompletny maniak. Jego nienawiść do muzułmanów przyciągnie do nas nowych bojowników”.
Ważniejsze jest jednak w tej chwili to, co się dzieje w otoczeniu Trumpa, które - jak donosi amerykańska prasa - walczy zażarcie o wypływy i stanowiska. Najbardziej zacięty bój ma się toczyć o posadę sekretarza stanu między Reince’em Priebusem a Stephenem Bannonem.
Na dodatek sam Trump po rozmowie z Barackiem Obamą miał być zdziwiony ogromem obowiązków, które spadają na barki prezydenta. W otoczeniu miliardera nie ma ludzi doświadczonych w polityce, wiedzą oni tylko, że mają zastąpić ludzi Obamy. Nie wyklucza się, że obecny prezydent będzie musiał poświęcić więcej czasu Trumpowi, by pomóc w zainstalowaniu się jego ekipy w Białym Domu.
A sam miliarder też zaskakuje. Mówi np. o możliwości powierzenia państwowych funkcji swoim dorosłym dzieciom, co byłoby nepotyzmem, i w tym celu domaga się, by sprawdzono je pod kątem dopuszczenia do tajemnic państwowych.