- Może chodzi o to, by nikt tym pociągiem nie jeździł? - mówi Zbigniew Rudziński o nowym połączeniu z Gorzowa przez Witnicę i Kostrzyn do Berlina.
Rudziński to przewodnik, organizator imprez, spływów, wycieczek pieszych i rowerowych. Pisze przewodniki, kieruje w mieście Polskim Towarzystwem Turystyczno - Krajoznawczym. Na organizowaniu wypraw turystycznych zna się jak mało kto. Czyli nie jest gościem, który pierwszy raz próbował gdzieś wyjechać z rowerem i narzeka dla „sportu”.
To miała być oficjalna rowerowa inauguracja sezonu sympatyków i cyklistów PTTK. Na 23 kwietnia Rudziński planował wyjazd do Niemiec. Miało być szybciej i wygodniej, niż do tej pory, bo dotąd z Gorzowa jeździło się do stolicy Niemiec z przesiadką w Kostrzynie. A teraz przecież kursuje pociąg bezpośredni. Do tego ma miejsce na rowery. Wejdzie ich nawet 20! Rudziński to wie, bo specjalnie się przejechał tym połączeniem. By wyprawę - jak zawsze - perfekcyjnie zorganizować.
Jednak radość była przedwczesna. - Dlaczego? Bo organizacyjnie i finansowo to pomylenie z poplątaniem. Bilet do Berlina dla pięciu osób, to koszt 161,25 zł w jedną stronę. W dwie będzie już 322,50 zł, czyli 64,5 zł za osobę. Tymczasem w Polsce podobną klasą na zbliżonym odcinku przejedziemy za połowę tej sumy. A to nie koniec wydatków. Jeśli chcemy zabrać rowery, to dochodzi kolejne 14 zł za dwa odcinki w Polsce i dodatkowy bilet w euro. Tylko że nikt w kasie w Gorzowie nie potrafił mi udzielić informacji, ile muszę dopłacić w Niemczech. Czyli jadąc tym samym pociągiem, ponoszę koszty przewozu roweru kilkakrotnie - wylicza absurdy Z. Rudziński.
Jeśli chcemy zabrać rowery, to dochodzi kolejne 14 zł za dwa odcinki w Polsce i dodatkowy bilet w euro
A potem zastanawia się, „kto będzie chciał jeździł tak drogim pociągiem”? - A może chodzi o to, by nikt nie jeździł? Powie się potem, że jest małe zainteresowanie połączeniem, że nie warto go utrzymywać! Więc trzeba zlikwidować? Czy taki jest prawdziwy cel? Chciałoby się zacytować ministra Sienkiewicza - „ch..., d... i kamieni kupa”. Wybaczcie ten cytat, ale nic równie adekwatnego nie przychodzi mi do głowy - dodaje jeszcze Zbigniew Rudziński.
Urząd Marszałkowski w Zielonej Górze, który odpowiada za połączenie uruchomione 20 marca, o ilości podróżnych w pociągu do Berlina na razie nie chce mówić. - Po niecałym miesiącu funkcjonowania połączeń nie można ich oceniać pod względem ilości pasażerów. Obiektywnej oceny będzie można dokonać dopiero po kilku miesiącach - mówi Danuta Wesołowska-Wujaszek, wicedyrektor departamentu infrastruktury i komunikacji. Zapewnia też, że połączenie będzie utrzymane do 10 grudnia. I że już „opracowywany jest kształt tego połączenia w rozkładzie jazdy 2016/17”.
A co z przewozem rowerów? Urząd potwierdza: jest problem. Trzeba osobno kupić bilet na polski odcinek (7 zł w jedną stronę) i osobno bilet niemiecki (3,3 euro za jednorazowy lub 6 euro za cały dzień). Ale ma się to zmienić. - Według naszej wiedzy bilet rowerowy ważny na całości tras będzie tematem rozważań podczas prac nad korektą zapisów taryfy - dodaje D. Wesołowska - Wujaszek.
Rudziński czekać nie zamierza. I tak z ekipą pojedzie do Niemiec. Ale tylko do Küstrin - Kietz, czyli do miasteczka tuż za Odrą. Bo dokładnie do tego miejsca są ważne bilety rowerowe kupione w Gorzowie. - Czyli pociąg do Berlina przyda się nam do wyjazdu tuż za Odrę, a nie do stolicy Niemiec... - dodaje.