Z tą nominacją pielęgniarki wiążą nadzieję
Rozmowa z Anną Czarnecką, przewodniczącą Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych w Gdańsku .
Niedawno Józefa Szczurek-Żelazko - pielęgniarka, dyrektor szpitala i posłanka została wiceministrem zdrowia. To dobrze wróży?
Z tą nominacją wiążemy ogromne nadzieje. Odbyła się już pierwsza debata na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym zorganizowana 27 marca br. przez Departament Pielęgniarek i Położnych Ministerstwa Zdrowia i naszą Radę Naczelną. Brałam w niej udział. Za sobą mamy już rzecz najważniejszą - zdefiniowaliśmy problemy tego środowiska, które de facto są też problemami wszystkich pacjentów. Zdominowało ją właściwie jedno pytanie: jak wypełnić wśród pielęgniarek lukę pokoleniową, która grozi wręcz załamaniem systemu opieki nad pacjentami?
Jest aż tak źle?
Warto zdawać sobie sprawę, że 42 tysięcy pielęgniarek pracujących w Polsce ma już uprawnienia emerytalne i w każdej chwili może zrezygnować z pracy, a kolejne 40 tysięcy nabędzie je w ciągu 4 lat.
To co zrobić, by temu zapobiec?
Na to pytanie odpowie powołany pod koniec kwietnia przez ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła specjalny zespół ds. opracowania strategii na rzecz rozwoju pielęgniarstwa i położnictwa w Polsce, którym kieruje właśnie nasza wiceminister. Jego prace mają się zakończyć 31 października. 16 maja zespół spotkał się po raz pierwszy, 13 czerwca planowane jest kolejne spotkanie. Bardzo chciałybyśmy, by dało ono już konkretną odpowiedź na nasze postulaty.
Jakie to postulaty?
Postulaty są trzy i bardzo proste. Po pierwsze trzeba opracować właściwe normy zatrudnienia pielęgniarek na dyżurach w szpitalach, które zagwarantują odpowiednią ich liczbę w stosunku do liczby pacjentów. Jeżeli uda się to zrealizować możemy mieć pewność, że wszystkie zlecenia dla pacjentów będą wykonywane należycie i na czas. Jednym słowem - pacjent otrzyma ten przysłowiowy zastrzyk przeciwbólowy w momencie, gdy go potrzebuje. Chodzi też o to, by po ustaleniu tych norm nie było nieobsadzonych wakatów. Dlatego drugi nasz postulat mówi o tym, że trzeba podnieść pielęgniarskie wynagrodzenia.
Ten postulat częściowo został już zrealizowany?
I po części przyhamował proces odchodzenia pielęgniarek od zawodu. Chciałybyśmy, by to co otrzymujemy teraz w formie dodatku, zostało włączone do podstawy. Do tej pory otrzymałyśmy dodatkowo dwie transze po 240 zł na rękę. Wraz z trzecią transzą będzie to ok. 700 zł. Gdyby włączono tę kwotę do podstawy i od tego byłyby pochodne - za noce, za święta - sytuacja finansowa tej grupy zawodowej uległaby poprawie. Nie możemy przecież zarabiać mniej niż zarabia kasjerka w sieciowym hipermarkecie. Popełniony przez nas błąd może pacjenta kosztować życie lub zdrowie.
Trzeci postulat?
Jeżeli te dwa postulaty zostaną spełnione, domagać się będziemy jeszcze uwolnienia naszych uprawnień. Robimy różne kursy i specjalizacje, zdobywamy więc umiejętności, a nie daje się nam uprawnień. W efekcie nie są one wykorzystywane.
Na przykład?
Mogłybyśmy same decydować o zwiększeniu dawki leku przeciwbólowego, kiedy chirurga nie ma na miejscu, bo operuje kolejnego pacjenta. Widzę, że chory bardzo cierpi, mogłabym dodać mu dolarganu lub widząc, że nie działa - zmienić na morfinę , a mam związane ręce. Mamy rozległą wiedzę, a nadal większość czynności wolno wykonywać tylko pod nadzorem lekarza.
Ponoć resort chciał przywrócić średnie szkoły i tam kształcić pielęgniarki?
Nie życzę tego pacjentom. Szkoły średnie sprawdzały się w czasach, gdy medycyna nie była tak rozwinięta jak dziś. Obecnie pracujemy na sprzęcie jak na promie kosmicznym.
Na pewno potrzebujemy do pomocy opiekunek lub asystentek pielęgniarskich. Problem w tym, że mimo, iż kształcimy ich coraz więcej, one też wyjeżdżają do pracy np. do Niemiec.
Rozmawiała Jolanta Gromadzka-Anzelewicz