Za dane słowo się umiera
- Nieraz przegrałem w polityce, bo ktoś mnie oszukał, ale nigdy nie wygrałem, bo ja oszukałem kogoś. Z tego jestem dumny – podkreśla starosta Marcin Jabłoński.
U starosty Marcina Jabłońskiego siadam przy stole konferencyjnym. Rozglądam się. Żadnych zmian w gabinecie nie widać, wszystko wygląda jak za jego poprzednika. Pytam, jak mu się pracuje i co chce zrobić w powiecie (o tym, co zrobił rozmawiać nie możemy, starostą jest miesiąc). - Staram się za wiele nie mówić i nie epatować pomysłami, które mogą być niezrealizowane. Przez lata pracuję i staram się jak najlepiej przygotować, by osiągnąć efekt – mówi Jabłoński.
Starostą został w atmosferze kłótni w radzie. Radni miesiącami nie mogli się dogadać, żeby uchwalić budżet powiatu. W końcu zrobiła to za nich izba obrachunkowa - to jedyny taki przypadek w regionie. - Gdyby w powiecie było wszystko super, byłbym w innym miejscu i robił coś innego. Ale skoro działo się nie za dobrze, szukano osoby, która to uporządkuje. Nie byłem radnym, nie byłem uczestnikiem tych wszystkich spektakularnych konfliktów. Trudno, żebym miał sobie coś do zarzucenia. To się nie stało dlatego, że to ja chciałem być starostą, tylko nim zostałem, bo była taka potrzeba – mówi Jabłoński.
Wcześniej był: wiceburmistrzem Słubic, wicewojewodą gorzowskim, wicewojewodą lubuskim, starostą słubickim (pierwszy raz), prezesem Zakładu Energetyki Cieplnej w Słubicach, marszałkiem lubuskim, prezesem szpitala w Słubicach, wojewodą lubuskim, podsekretarzem stanu w resorcie spraw wewnętrznych i administracji.
Marcin Jabłoński starostą jest drugi raz. Był też m.in. marszałkiem i wojewodą lubuskim, prezesem szpitala, podsekretarzem stanu
Po przegranej z Bożenną Bukiewicz walce o przywództwo w lubuskiej Platformie Obywatelskiej usunął się w polityczny cień, ale nie byle gdzie: został prezesem państwowej spółki Exatel (operator telekomunikacyjny) z gigantyczną pensją. Przez całe miesiące było o nim cicho. Teraz wrócił z hukiem. Najpierw do aktywności w partii: nowy szef PO w kraju Grzegorz Schetyna zrobił go pełnomocnikiem na powiaty słubicki i świebodziński. A potem na stanowisko starosty do samorządu. A skąd się w ogóle wziął w polityce?
Znam się z Tuskiem od tamtego czasu
Jako polityka mieszkańcy Słubic kojarzą Jabłońskiego od powodzi z 1997 r. Wtedy był wiceburmistrzem wspólnie ze swoim szefem bronili miasta przed zalaniem. Ale w polityce pokazał się dużo wcześniej. Do Słubic przeprowadził się ze Szprotawy w 1991 r., a już rok później działał. – Tworzyliśmy silną organizację Kongresu Liberalnego – Demokratycznego, przyjeżdżali więc do nas tacy ludzie jak Donald Tusk czy Leszek Balcerowicz. Z premierem Tuskiem znam się od tamtego czasu – mówi. Gdy KLD z Unią Demokratyczną utworzył Unię Wolności, Jabłoński też był w niej mocny. W roku 2001 przeszedł do Platformy Obywatelskiej.
O Jabłońskiego pytaliśmy kilka osób m.in. radnych Andrzeja Byckę i Krystynę Skubisz (czytaj w ramce). - Proszę wybaczyć, ale o nieobecnych wypowiadam się dobrze albo wcale - odpowiedział nam Jerzy Wierchowicz z Gorzowa, dawny poseł Unii Wolności z czasów, gdy był w niej Jabłoński.
Jest mi potrzebny komputer z wyższej półki, bo ja z niego robię użytek - mówi Jabłoński
Jabłoński jest znany z umiłowania do nowoczesnego sprzętu, ładnie umeblowanych biur oraz luksusowych samochodów. Gdy tylko został prezesem szpitala, kupił laptop za 7 tys. zł. Kiedy był marszałkiem regionu, za 133 tys. zł kupił meble do swojego gabinetu i sekretariatu. Prawie tyle samo kosztowało jego służbowe auto. Wtedy też przylgnęła do niego ksywa „Gadżeciarz”. - Nie byłem jedyną osobą, która remontowała pomieszczenia czy kupowała samochody. Takie same auta kupowali także inni politycy na podobnych stanowiskach, ale kiedy przestałem być marszałkiem, próbowano postawić mnie w złym świetle – mówi dziś.
Jak się umawiam, to tak jest
Dziś łatwo jednak także dotrzeć do informacji na temat tego, że po odejściu z funkcji szefa szpitala zabrał ze sobą wspomniany służbowy laptop (jego oddania ostro domagał się ówczesny starosta Andrzej Bycka, dziś sprzymierzeniec Jabłońskiego). A po odejściu z Urzędu Marszałkowskiego w Zielonej Górze trudno było mu się rozstać ze służbowym samochodem. Kiedy urząd marszałkowski upomniał się o auto, Jabłoński tłumaczył, że to był okres świąteczny i nie miał kiedy go oddać.
Jabłoński podkreśla, że jego „zamiłowanie do technologii” to nie sztuka dla sztuki. - Jestem pomysłodawcą Regionalnego Systemu Ostrzegania, który stosuje się dziś we wszystkich organach województwa, a także w ministerstwach. Realizowałem projekty technologiczne nie tylko ze swojego podwórka, ale na ogólnopolską skalę. Mam więc odwagę powiedzieć, że jest mi potrzebny komputer z wyższej półki, bo ja z niego robię użytek. Jeżeli ktoś kupuje i bawi się telefonikami czy laptopami, można się z niego pośmiać, ale ja nie kupuję takich urządzeń dla szpanu czy zabawy – mówi.
Uważa, że media nieraz go skrzywdziły, ale zapewnia, że jest też doceniany. Jako marszałek lubuski otrzymał nagrodę im. Grzegorza Palki, nazywaną „samorządowym Oscarem”. Za działania zwiększające atrakcyjność i konkurencyjność woj. lubuskiego oraz pozyskiwanie unijnych funduszy i budowę społeczeństwa informacyjnego. - Co jakiś czas zdarza mi się opuszczać Słubice na dłużej. Teraz też mnie nie było kilka lat, ale zawsze mogę tu wrócić, bo są tu ludzie, którzy mi ufają i są gotowi mnie poprzeć. A to jest dowodem, że zbudowałem sobie markę. Moim walorem jest wiarygodność. Jak się z kimś umówię, to tak jest, choćby nie wiem, co by się działo. Za dane słowo się umiera. To moja żelazna zasada. Nieraz przegrałem w polityce, bo ktoś mnie oszukał, ale nigdy nie wygrałem, bo ja oszukałem kogoś. Z tego jestem dumny – podkreśla.
Najbardziej lubię jazz
Czy jako starosta Jabłoński przywróci równowagę w powiecie słubickim? - Jestem pewny, że uda mi się wszystko uporządkować, uspokoić i przywrócić normalność. Bo tej normalności nie było. Przykładem jest nieuchwalenie budżetu i agresywne obarczanie winą ówczesnej opozycji. Budżet uchwala koalicja, która powinna mieć większość. Jeżeli nie ma, to może trzeba się zastanowić nad honorowym wyjściem. Ja bym się w każdym razie zastanowił, czy chcę i czy mogę sprawować urząd starosty, nie mając większości – twierdzi.
O swojej rodzinie zwykle mówić mediom nie chce. Tym razem usłyszałam jednak, że rodzina jest dla niego bardzo ważna.
- Dlatego cieszę się, że wróciłem do Słubic, zbyt wiele czasu byłem poza domem. Było to dla mnie bardzo dotkliwe. To była największa moja motywacja do powrotu - podkreśla. Z uśmiechem mówi nam o swojej największej pasji: o muzyce. - Nie śpiewam i nie gram, ale mam tysiące płyt. Jestem melomanem i audiofilem. Słucham wszystkiego, ale najbardziej lubię jazz.
Mówią o Jabłońskim
- Andrzej Bycka, były starosta, radny koalicji, która rządzi powiatem, dyrektor ds. inwestycji w szpitalu powiatowym:
Marcin Jabłoński podejmuje dobre decyzje, które jednak nie wszystkim pasują, i dlatego ma wielu wrogów. Na stanowisko starosty nie było innego kandydata, który umiałby tak zarządzać powiatem. Jabłoński wrócił, bo miał przychylny wiatr wśród radnych, pomógł mu też szczęśliwy los. Jako starosta niczego tu nie zepsuje, tylko polepszy. Byłem w pewnym czasie z Marcinem Jabłońskim w sporze. On był wojewodą, ja starostą, mieliśmy inny punkt widzenia. Z perspektywy czasu widzę, że to było niepotrzebne. - Krystyna Skubisz, radna opozycyjna: Jak go wyrzucają drzwiami, wraca oknem. Chyba ma dar przekonywania. Nigdy nie jest jednak wybierany przez społeczeństwo, tylko przez radnych (w 2002 r. został radnym powiatu - red.). Radnych zawsze się paru znajdzie, którzy go poprą.
W naszym cyklu pokazaliśmy już: Wadima Tyszkiewicza, Janusza Kubickiego i Jacka Wójcickiego. Za tydzień portret Daniela Marchewki, burmistrz Żagania.
Autor: Renata Hryniewicz