Za dwa lata cały świat nam się przybliży
Jeżeli nie nastąpią żadne nieprzewidziane okoliczności, w 2018 roku Suwałki doczekają się małego lotniska
Podróż do Warszawy może trwać krócej niż godzinę. Pod warunkiem oczywiście, że będziemy mieli czym lecieć. Bo regularnych połączeń między Suwałkami a stolicą się nie przewiduje.
Do końca tego roku prezydent Czesław Renkiewicz chce przygotować wszystkie dokumenty niezbędne do tego, by wystąpić do wojewody o pozwolenie na budowę. Potem trzeba będzie wyłonić wykonawcę. Budowa potrwa dwa lata. Pierwsze samoloty wylądują więc tu w 2018 r.
Lotnisko w Suwałkach chciał budować jeszcze 10 lat temu prezydent Józef Gajewski. To miał być duży port lotniczy. Gotowy był projekt, trwało poszukiwanie pieniędzy. Prawdopodobnie udałoby się je znaleźć, bo w tamtym czasie Unia Europejska chętnie dofinansowywała tego typu inwestycje. Gdyby nie nagłe przebudzenie władz województwa podlaskiego, które postanowiły wybudować regionalne lotnisko w okolicach Białegostoku, suwalska inwestycja byłaby pewnie już dawno gotowa. Ale, przypuszczalnie, nie mielibyśmy się z czego cieszyć. Miasto zainwestowałoby bowiem w budowę, jako wkład własny, olbrzymie pieniądze i musiałoby dopłacać do działalności portu. Tak dzieje się w przypadku wielu lotnisk zbudowanych w ostatnich latach.
Kiedy władze wojewódzkie postanowiły zbudować port w okolicach Białegostoku, suwalska inwestycja straciła szansę na dofinansowanie. Plany trzeba było więc odłożyć na półkę.
Tymczasem władze wojewódzkie zaczęły rozważać różne lokalizacje lotniska. Ciągnęło się to latami. W końcu zapadła decyzja, by... z inwestycji zrezygnować. Głównie z tego powodu, że trudno byłoby znaleźć na nią pieniądze. Unia przestała bowiem dofinansowywać lotniska.
Inwestycję próbują ratować jeszcze jej zwolennicy. To oni doprowadzili do rozpisania ogólnowojewódzkiego referendum w tej sprawie. Odbędzie się ono 15 stycznia. Żeby było ważne, musi wziąć w nim udział 30 procent uprawnionych. To bardzo wysoki próg, który w większości referendów w naszym województwie nie był osiągany. Jeśli jednak tym razem się uda, a większość opowie się za lotniskiem, i tak może ono nie powstać. Bo chętnych do wyłożenia pieniędzy na budowę nie widać.
- Nasze plany są niezależne od tego referendum - mówi Kamil Sznel, rzecznik prasowy suwalskiego ratusza.
Zamiary prezydenta Gajewskiego miasto mocno zweryfikowało. Na terenie obecnego lotniska trawiastego powstanie jedynie betonowy pas startowy o długości 1320 metrów. To wystarczy, by w Suwałkach lądowały samoloty średniej wielkości, zabierające na pokład po 40-50 pasażerów. Nie planuje się wznoszenia żadnych budynków. - Zainstalowane zostaną jedynie naziemne urządzenia, które są wykorzystywane są do startu i lądowania samolotu - dodaje Sznel.
Nie ma planów organizacji regularnych lotów pasażerskich. Chyba że jakaś firma na taki pomysł wpadnie. Lotnisko będzie służyło głównie biznesmenom, a być może też zorganizowanym grupom, które od czasu do czasu zechcą do nas przylecieć. W zależności od samolotu, podróż np. ze stolicy będzie trwała od 1,5 godz. do kilkudziesięciu minut.
K. Sznel zapewnia, że koszty utrzymania nie będą duże, miastu nie grozi więc dokładanie do działalności lotniska gigantycznych kwot. Sama inwestycja szacowana jest na 13-14 mln zł. Zostanie sfinansowana głównie z kasy miejskiej. Choć pojawił się tajemniczy na razie przedsiębiorca, który chce w tym partycypować.