Kadry. Jedynym Polakiem, który zajmuje ważne stanowisko międzynarodowe w świecie polityki, jest dziś Donald Tusk.
- Przewodniczący Rady Europejskiej to istotny fotel polityczny - mówi dr Mirosław Natanek z Instytutu Europeistyki UJ. - Nie dostaje się go z rozdziału czy konkursu, a dzięki negocjacjom. Objęcie tej posady świadczy o pozycji państwa w chwili, gdy jego polityk zostaje tzw. prezydentem Unii Europejskiej oraz umiejętności negocjowania przez jego przedstawicieli.
Zdaniem europeisty z UJ przedłużenie kadencji Tuska jest niemal przesądzone, ponieważ wybór nie musi być jednomyślny. PiS, by przeforsować Jacka Saryusz-Wolskiego, musiałoby na swoją stronę przeciągnąć sporo ponad połowę szefów państw członkowskich.
Kiedy zastanawiamy się, czy Polska jest stosownie do swojej wielkości obdzielona stanowiskami w strukturach i instytucjach unijnych, trzeba, według dr. Natanka, oddzielić funkcje polityczne, które dostaje się w drodze negocjacji i dotyczą one wyboru konkretnego człowieka, od administracyjnych (urzędniczych), choćby o charakterze politycznym. Posad ściśle politycznych jest bardzo mało, mniej niż palców jednej ręki, a na ich czele znajduje się przewodniczący Rady Europejskiej.
- Rozdział stanowisk urzędniczych przyznawany jest natomiast według algorytmu. Na jego podstawie każdy kraj dostać ma tyle posad w administracji UE, w tym w Komisji Europejskiej czy w Parlamencie Europejskim, ile przysługuje mu z racji jego liczby mieszkańców - twierdzi europeista z UJ. Nie wszystkie jednak państwa obsadzają swoimi urzędnikami pełną pulę, która im przysługuje. Dotyczy to również Polski. Przyczyn tego stanu rzeczy jest kilka, m.in. konieczność zdania trudnego egzaminu, by zostać unijnym urzędnikiem, lub nierozpisywanie konkursów przez długi czas.
Przegrywamy z Hiszpanią
Tomasz Rados, członek zarządu Stowarzyszenia Network PL, zrzeszającego Polaków zatrudnionych w organizacjach międzynarodowych (w latach 2013-2016 prezes Network PL), bazując na danych UE i polskiego MSZ, policzył, ilu Polaków w ubiegłym roku pracowało w różnych instytucjach unijnych. Obecny stan zatrudnienia Polaków w instytucjach unijnych nadal pozostawia wiele do życzenia. Rados zwraca uwagę, że 46-milionowa Hiszpania w Komisji Europejskiej (KE) na stanowiskach kierowniczych miała w ub. roku ponad 700 osób, gdy 38-milionowa Polska - 150.
W całej KE zatrudnionych jest ponad 30 tys. urzędników ze wszystkich krajów członkowskich (dla porównania: w administracji publicznej w Polsce pracuje blisko pół miliona ludzi). Polska, zgodnie z algorytmem, ma mieć w KE 1341 osób, a ma niecałe 90 proc. z tej przyznanej nam puli, w tym 74 proc. na szczeblu kierowniczym.
Polacy w 509-milionowej Unii (z Wielką Brytanią) stanowią ok. 7,5-procentową nację, ale naszych urzędników zatrudnionych w UE na umowy bezterminowe jest ok. 1160, czyli 5 proc. Biorąc pod uwagę wyższą kadrę kierowniczą, z Polski pochodzi jeden dyrektor generalny (Jerzy Plewa w Dyrekcji ds. Rolnictwa i Rozwoju Obszarów Wiejskich) oraz 9 dyrektorów. - Jeśli jednak spojrzymy na dane dotyczące kadry kierowniczej średniego szczebla, to liczba osób nie jest zbyt imponująca - narzeka Tomasz Rados. - W tej kategorii mieściło się (w 2015 r.) 32 Polaków, kilkakrotnie mniej niż Hiszpanów.
Nasi w europarlamencie
Dr Mirosław Natanek narzeka natomiast na to, że niewielu obywateli UE, w tym Polaków, rozumie, że urzędnicy unijni, niezależnie na jakim szczeblu się znajdują, nie mogą działać w interesie swojego kraju, a całej Unii. Na jej rzecz pracować powinien nie tylko Donald Tusk, lecz też m.in. Elżbieta Bieńkowska, komisarz ds. rynku wewnętrznego i usług, czy Polacy na kierowniczych posadach w Parlamencie Europejskim. A od stycznia 2017 r. mamy dwóch wiceprzewodniczących PE (na 14 wszystkich): Ryszarda Czarneckiego (europoseł PiS) i Bogusława Liberadzkiego (SLD). Troje Polaków stoi na czele komisji PE. Jerzy Buzek (PO) przewodniczy komisji przemysłu, badań naukowych i energii, Czesław Siekierski (PSL) - komisji ds. rolnictwa, a Danuta Huebner (PO) - komisji ds. konstytucyjnych. Anna Fotyga (PiS) stoi na czele podkomisji ds. bezpieczeństwa i obrony.
Jeszcze większa grupa naszych eurodeputowanych zasiada w fotelach wiceprzewodniczących komisji PE: Barbara Kudrycka (PO) jest wiceszefem komisji ds. wolności obywatelskich, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych; Jarosław Wałęsa (PO) - komisji ds. rybołówstwa, Danuta Jazłowiecka (PO) - komisji ds. zatrudnienia i spraw socjalnych, Ryszard Legutko (PiS) - komisji ds. zagranicznych, Kazimierz Ujazdowski (wybrany z listy PiS) - komisji ds. konstytucyjnych, Tomasz Poręba (PiS) - komisji ds. transportu, Lidia Geringer de Oedenberg (SLD) - komisji ds. prawa.
Janusz Wojciechowski (PiS) od kwietnia 2016 r. jest członkiem Europejskiego Trybunału Obrachunkowego (ETO), mimo sprzeciwu Parlamentu Europejskiego. Polakowi w ETO miejsce przysługuje, ale rząd uparł się, by był to Wojciechowski (ETO zajmuje się kontrolą wydatków UE). W styczniu tego roku Karol Karski (PiS) został jednym z pięciu kwestorów. Bogdan Zdrojewski (PO) kieruje delegacją PE ds. Białorusi, Janusz Lewandowki - ds. Iranu, a Dariusz Rosati (PO) - ds. Ukrainy.
Ważne posady a siła frakcji
Fotel jednego z komisarzy Komisji Europejskiej z definicji przysługuje Polakowi. - Elżbieta Bieńkowska może być spokojna, że dotrwa do końca kadencji, bo ma mandat na całą - mówi dr Mirosław Natanek. Obsada władz PE, kwestorska i innych istotnych urzędów unijnych, w tym Trybunału Sprawiedliwości UE (Polskę reprezentuje w nim prof. Marek Safjan), jest tak układana, by każdy kraj i każda frakcja była zadowolona. - Rozdział stanowisk wynika też z siły poszczególnych ugrupowań w PE. Narodowość kandydatów nie ma istotnego znaczenia. Wszystko jest załatwiane na poziomie grup partyjnych, choć jeśli ktoś się wybija, zwykle jest zauważony w PE czy w innych unijnych instytucjach - precyzuje dr Natanek.
Przed Donaldem Tuskiem prestiżowe stanowisko w strukturach UE zajmował Jerzy Buzek jako szef PE. Zdaniem europeisty z UJ ten fotel jest prestiżowy, lecz PE, jedyny organ w Unii wybierany przez obywateli, nadal ma niewielkie kompetencje. -Tylko raz na 7 lat może pokazać swoją siłę, gdy zatwierdza unijny budżet. - mówi dr Natanek. Mitem jest przekonanie, iż Unia zabiera suwerenność państw narodowych. - W UE podmiotem są rządy. Bez ich zgody nic istotnego nie można zrobić. Nie będzie superpaństwa europejskiego, bo na to nie zgodzą się rządy państw - twierdzi ekspert z UJ. Zwraca uwagę, że Unia inaczej funkcjonuje niż państwa, które ją tworzą. Np. akt prawny powstaje przeciętnie w ciągu 2,5 roku, bo musi być przyjęty jednomyślnie.