Za pół roku ruszy lawina odejść na emerytury z pomorskich szpitali
W Norwegii na tysiąc pacjentów przypada średnio 14 pielęgniarek, w Polsce - pięć i dwie dziesiąte. By młodsze pokolenie chciało zostać w kraju, trzeba poprawić warunki pracy i płacy
Na razie odejścia nie są jeszcze tak widoczne. Najwyżej pacjenci narzekają, że muszą czekać dłużej na wymianę kroplówki, że nie dostają o wyznaczonej porze antybiotyku. I że jedyna dyżurująca na oddziale pielęgniarka ciągle nie ma czasu. Jednak już za pół roku, z chwilą wejścia w życie ustawy emerytalnej, ruszy lawina odejść. A potem będzie tylko coraz gorzej.
Już w tej chwili Polska ze wskaźnikiem 5,2 pielęgniarki na tysiąc pacjentów zajmuje jedno z ostatnich miejsc w Unii Europejskiej. W Norwegii pracuje 14 pielęgniarek na tysiąc pacjentów, na Węgrzech osiem, nawet na Ukrainie wskaźnik sięga siedmiu pielęgniarek na tysiąc mieszkańców.
Zmęczenie
- W październiku już nie będę pracować - mówi Henryka Kusowska, pielęgniarka oddziału rehabilitacji kardiologicznej w Sanatorium MSWiA w Sopocie. - Pielęgniarką jestem od 40 lat, ciężko pracowałam m.in. na chirurgii, co zresztą przypłaciłam zdrowiem. Próbowano mnie zatrzymać, ale - mimo niewielkiej emerytury wynoszącej około 1500 złotych - nie zgodziłam się. Po prostu jestem zmęczona, nie mam już sił na nocne dyżury.
Pielęgniarki to jedna z najbardziej przemęczonych grup zawodowych. Niskie zarobki zmuszają je do pracy na kilku etatach. I to właśnie bieganie z oddziału na oddział sprawia, że szpitale jeszcze jakimś cudem łatają niedobory kadrowe. Jednak konsekwencją dyżurowania po 400-500 godzin w miesiącu są narastające problemy zdrowotne.
W dodatku pielęgniarki są coraz starsze. Średnia wieku w tej grupie zawodowej na Pomorzu sięga już 51 lat. Jak mówi Anna Czarnecka, przewodnicząca Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych w Gdańsku, deklarację przejścia na emeryturę w tym roku złożyły 504 pielęgniarki, trzech pielęgniarzy i 72 położne. Łącznie odejdzie z pracy 579 osób na około 10 tysięcy zatrudnionych w pomorskich placówkach. W pomorskich szpitalach zaczęło się już liczenie przyszłych emerytów.
Pielęgniarki to jedna z najbardziej przemęczonych grup zawodowych. Pracują na kilku etatach
Liczenie w szpitalach
- Brakuje nam obecnie ok. 10 pielęgniarek, a w tym roku odejdzie na emeryturę 15 osób - twierdzi Marzena Olszewska-Fryc, zastępca dyrektora w szpitalu im. M. Kopernika w Gdańsku.
- W przyszłym roku liczymy się z odejściem kolejnych 10 pielęgniarek, ale już za dwa lata 30 osób wejdzie w wiek emerytalny. Oznacza to, że ubędzie nam 55 pracowników. Oczywiście, staramy się przyjmować na ich miejsce młodych, ale z tym też jest problem. Na razie zatrudniliśmy czworo pracowników. Z około 50 stażystów, którzy przewinęli się przez szpital, został tylko jeden. Ogólnie sytuacja jest dramatyczna i bez zmian systemowych sobie nie poradzimy. Trzeba pamiętać, że szpital bez pielęgniarek nie będzie istniał.
W Wejherowie na obsadę czeka ok. 20 etatów. Zastępca dyrektora szpitala Beata Wieczorek-Wójcik mówi, że jest problem z zapewnieniem obsady oddziałów intensywnej terapii, SOR i oddziału opieki długoterminowej. W tym roku na emerytury wybiera się 10 osób, choć dyrektor ma nadzieję, że część z nich powróci chociażby na pół etatu.
W Pucku, choć data 1 października nie paraliżuje dyrekcji, nie ukrywają, że pielęgniarek brakuje, a zarząd szpitala próbuje temu zaradzić, proponując umowy zlecenia. Spora część pracowników decyduje się na taką formę i bierze dodatkowe godziny, pracując jednocześnie w kilku lecznicach - w Wejherowie czy Gdyni. Z tej formy zatrudnienia skorzystać chce kilka pań będących w wieku przedemerytalnym. Wyjściem jest przyjmowanie do pracy opiekunek medycznych. - Trudno jednak znaleźć kogoś z pełnymi kwalifikacjami, kto pracowałby w określonych godzinach, a nie na pełen etat - tłumaczy prezes Danuta Ceszke.
Konsekwencją dyżurowania po 400-500 godzin w miesiącu są narastające problemy zdrowotne w grupie zawodowej pielęgniarek
W Powiatowym Centrum Zdrowia w Kartuzach niedobór pielęgniarek występuje jedynie na bloku operacyjnym. Na emeryturę zamierza odejść jedna osoba.
Z większymi obawami patrzy na swoje pracownice Jarosław Głowacki, kierownik szpitala w Dzierżążnie, stanowiącego część Szpitala Specjalistycznego w Kościerzynie. - Od wielu, wielu lat słyszę, że zabraknie pielęgniarek - mówi kierownik Głowacki. - Na sprawę trzeba spojrzeć kompleksowo. Średnia wieku jest coraz wyższa, nie widać młodych pielęgniarek, polikwidowano placówki uczące pielęgniarki. Więc skąd brać młode pracownice? Z drugiej strony - jeśli pielęgniarki miałyby iść na emerytury, które nie zapewnią im godnego życia, pewnie będą chciały dorabiać.
Przyjadą Ukrainki?
Ministerstwo Zdrowia już zdaje sobie sprawę z powagi problemu. Podczas zorganizowanej w ub. tygodniu debaty zastanawiano się nad wyjściem z trudnej sytuacji.
- Kiedy słyszę o metodach bezkosztowych, od razu wiem, że to się nie uda - mówi Anna Czarnecka. - Przede wszystkim trzeba poprawić warunki pracy i płacy pielęgniarek, by zatrzymać młodsze pokolenie w kraju. Sytuacja, w której na godziwą płacę trzeba pracować na kilku etatach, jest niedopuszczalna. Poza tym należy zachęcić do pracy opiekunów medycznych, oferując im również wyższe zarobki, by nie szukali lepiej płatnej pracy za granicą. Nie za bardzo wierzę za to, że obecny system uratują pielęgniarki z Ukrainy. Przy zarobkach rzędu 1900 zł, konieczności wynajęcia mieszkania i wyżywienia trudno liczyć na taką opcję.
Przy zarobkach rzędu 1900 zł i konieczności wynajęcia mieszkania trudno liczyć na Ukrainki
Zapłaci pacjent
Tak czy inaczej, jeśli nie zostaną natychmiast podjęte kompleksowe działania, za zaniechanie zapłaci pacjent.
Dr Beata Wieczorek-Wójcik przeprowadziła kompleksowe badania na temat związku między obsadą pielęgniarską w szpitalach a sytuacją zdrowotną pacjentów.
- Tego typu badań, prowadzonych już w latach 80. w USA, a potem w innych krajach świata, nikt przede mną w Polsce nie robił - mówi dr Wieczorek-Wójcik. - Okazało się, że tak jak w innych państwach także w Polsce pielęgniarka powinna poświęcić na opiekę nad jednym pacjentem minimum 3,5 godziny dziennie. Skrócenie tego czasu skutkuje wzrostem śmiertelności na oddziałach, różnymi zdarzeniami niepożądanymi, a także kolejnymi hospitalizacjami.
Współpraca Janina Stefanowska, Krzysztof Hoffmann, (RK)