Za sprawą kuratora mielibyśmy drugie Błaszki [ROZMOWA]
Z Tomaszem Trelą, wiceprezydentem Łodzi odpowiedzialnym za edukację, rozmawia Maciej Kałach.
Rozmawiamy po wtorkowej pikiecie „Solidarności”, która oskarża Pana o „skandaliczny” sposób wprowadzania reformy oświaty w Łodzi i przeciwstawia Tomasza Trelę Annie Zalewskiej, minister edukacji. Bowiem ona , według „S”, dba, aby na wprowadzaniu jej zmian nie ucierpiał żaden pracownik. Czy bierze Pan winę na siebie?
Skandalem jest sposób przygotowania reformy przez PiS i próba obarczenia odpowiedzialnością za całe zamieszanie samorządów.
Natomiast winą za brak kompromisowego wprowadzenia reformy w Łodzi obarczam kuratora oświaty, według mnie - inspirowanego przez PiS. To za jego sprawą nie mamy w mieście przekształceń szkół z dotychczasowych gimnazjów - nie mamy od 1 września 2017 r. nowych podstawówek. Opinia kuratora obwarowała zgodę na ich powstanie szeregiem warunków równie sensownych jak cała rządowa reforma edukacji.
Jeszcze raz przypomnijmy. Magistrat chciał 4 nowych podstawówek. Z opinii kuratora wynikało, że powinno ich być dwa razy więcej. Może warto było się zgodzić z tą opinią, aby uniknąć oskarżeń o budowanie przez Pana politycznej pozycji na sporze z kuratorem i „kosztem dzieci” - jak twierdzą działacze „S”. Albo wypracować jakiś kompromis z kuratorem w gabinecie któregoś z panów. Że np. w Łodzi będzie 6 nowych podstawówek.
Przyjąłem zasadę, że wprowadzanie reformy odbędzie się w Łodzi przy udziale wszystkich zainteresowanych - podczas publicznych konsultacji, a nie w gabinetach. Kurator w łódzkich konsultacjach - śmiem twierdzić, że najbardziej transparentnych po 1990 r. jeśli chodzi o wdrażanie rządowych reform - swoich pretensji nie zgłaszał. Nie zabrał głosu i nie powiedział: „z naszych wyliczeń wynika, że potrzebujecie 8 podstawówek przekształconych z gimnazjów”.
Wiem, czemu on tego nie zrobił. Tworząc nowe szkoły trzeba wskazywać dla nich obwody. Kurator chciał wyjść z potyczki jako ten dobry - mówiąc „one są potrzebne”, ale nie zamierzał się nikomu narazić wskazując, komu obwody okrajamy. Poza tym nasz kurator nie zachowywał się jak kuratorzy w innych województwach, którzy wskazywali samorządom tylko uwagi formalne.
To kolejny aspekt w panów sporze, który zresztą skończy się w sądzie administracyjnym. Co ma Pan na myśli wielokrotnie powtarzając, że opinia kuratora zawierała poprawki merytoryczne, a powinna tylko formalne?
Tylko rada miejska ma kompetencje do tworzenia w mieście nowych szkół. Gdyby PiS chciał przekazać takie uprawnienie kuratorom, mógł inaczej napisać ustawę wprowadzającą reformę. Ale tego nie zrobił. Tymczasem nasz kurator nakazał miastu - w swojej opinii - stworzenie dodatkowych szkół pod groźbą, że nie będzie tych, które my uznajemy za potrzebne.
Pod pojęciem formalnej poprawki rozumiem zachowanie kuratora zgodnie z którym my tworzymy 4 nowe szkoły, a on np. wskazuje, iż obwody są niedopasowane: za małe albo za duże.
Tylko nasz kurator tak zaingerował w wyłączne kompetencje samorządu. Moim zdaniem została wymyślona taka konstrukcja: skoro PiS w Łodzi nie może narzucić swojej woli w radzie miejskiej, to wykorzysta kuratora. I jeszcze ten kurator zdaje się działać wbrew opinii społeczności szkolnych. Bo jak inaczej nazwać jego zalecenie np., aby na czas wygaszania Gimnazjum nr 1 włączyć jego oddziały do Szkoły Podstawowej nr 1? Jeśli to gimnazjum chce tworzyć z innym - na bazie wspólnych doświadczeń i budynku tego drugiego - nowy ogólniak, zaś SP nr 1 nie chce, aby trafili do niego gimnazjaliści.
Reasumując, kurator mógł powiedzieć tak: „Przyjmuję waszą propozycję, ale nie kończmy tej reformy tylko na roku 2017”.
I jeśli we wrześniu okazałoby się, że w dotychczasowych 86 łódzkich podstawówkach i 4 nowych jest za ciasno, Pan zgodziłby się w kolejnych latach na powołanie tych „kuratorskich”?
Na przykład. Ale przede wszystkim kurator uszanowałby ustalenia z konsultacji, które w Łodzi ciężko wypracowaliśmy.
Co z tą zmianowością? Czy 86 podstawówek wystarczy dla łódzkich uczniów?
86 szkół zamiast 90, jak chcieliśmy, zaskutkuje tym, że pojawią się takie szkoły, gdzie będzie zmianowość. Ale, jak powtarzam, czasem, bo nie zawsze, jest ona akceptowana przez rodziców, którym pasuje początek lekcji dla ich dziecka np. o godz. 10. Modelem docelowym jest początek zajęć dla wszystkich o godz. 8 czy 8.15, ale wolimy dochodzić do niego przez kilka lat niż niedługo przeżywać tragedie związane z zamykaniem pustych podstawówek, powstałych pod naciskiem kuratora. Za jego sprawą w Łodzi mielibyśmy szkoły jak w gminie Błaszki - np. z 40 uczniami.