Za sukcesem szczepionki zawsze stoi człowiek
Dużo się pisze o szczepionkach przeciwko COVID-19. Trudno się temu dziwić, bo wobec problemów, jakie wywołała trwająca już ponad rok pandemia - jest to najbardziej „gorący” temat.
Ale mówiąc o szczepionkach, mówimy zwykle o i ich nazwach i o firmach, które je wyprodukowały, natomiast nie wspominamy o konkretnych ludziach, którzy te szczepionki wynaleźli. Jest to spowodowane faktem, że każdy nowy produkt medyczny powstaje w wyniku pracy dużych zespołów, więc nie można wymienić tych ludzi i całą chwałę przejmuje firma.
Stojąc na stanowisku, że należy oddać sprawiedliwość owym anonimowym twórcom - będę opowiadał o ludziach, których dokonania udało mi się odkryć.
Zacznę od kobiety, której koncepcja legła u podstaw stworzenia pierwszej szczepionki Cominaty produkowanej przez firmy Pfizer (USA) i BioNTech (Niemcy). Otóż osobą, która wymyśliła sposób działania tej szczepionki była dr Ozlem Tureci, Niemka wywodząca się z rodziny tureckich imigrantów. Przed wybuchem pandemii COVID-19 nie interesowała się wirusami - usiłowała znaleźć lek przeciwnowotworowy bazujący na mRNA.
Problem przy leczeniu raka polega na tym, że układ odpornościowy człowieka nie rozpoznaje komórek nowotworowych jako czegoś, co należy zwalczać. Są to przecież własne komórki chorującego człowieka, tylko z tak przekształconym (zmutowanym) kodem genetycznym, że się nieprzerwanie mnożą. Rak rośnie i niszczy narząd, w którym do takiej zmiany doszło, a wysyłając te zmutowane komórki z prądem krwi lub limfy - daje przerzuty do innych narządów.
Gdyby układ odpornościowy rozpoznał komórki zmienione nowotworowo jako wroga - rak nie miałby szans. Ale zamaskowane w zmutowanych genach narzędzie śmierci nie jest widoczne na zewnątrz komórek rakowych i układ odpornościowy ich nie atakuje. Skutek wiadomy. Pomysł dr Tureci polegał na tym, żeby za pomocą wszczepianego mRNA (elementu układu genetycznego pełniącego rolę „posłańca” - literka „m” pochodzi od słowa messenger) wytworzyć w zdrowych komórkach cechy, które będą zauważalne dla układu odpornościowego, a które są także obecne na powierzchni komórek nowotworowych. Układ odpornościowy zaatakuje te zmienione komórki i niszcząc je - nauczy się zwalczać raka. To uproszczony opis, ale oddaje istotę pomysłu.
Chcąc mieć swobodę badań, dr Tureci wraz z mężem utworzyła w 2008 r. firmę BioNTech, gdzie usiłowała stworzyć ów lek na raka. Ale gdy palącym zadaniem stało się poszukiwanie szczepionki przeciw COVID-19 - dr Tureci zaangażowała całą swoją wiedzę i kreatywność w poszukiwanie środka, który będzie mobilizował działanie układu odpornościowego człowieka do walki z wirusem.
Ponieważ kluczem do działania wirusa wywołującego COVID-19 jest też mRNA, a układ odpornościowy go nie rozpoznaje i wirus szaleje w zakażonych komórkach - powstała idea wszczepienia odpowiednio zmienionego (nieszkodliwego) kawałka mRNA do zdrowych komórek człowieka i nauczenie układu odpornościowego, jak tego nosiciela podobnego mRNA (czyli wirusa) wykrywać i zwalczać.
Od idei do praktycznej szczepionki (w dodatku masowo wytwarzanej) droga wiodła przez ogromną liczbę badań, więc doszło do współpracy BioNTechu z Pfizerem, który miał odpowiednie „moce przerobowe” - i tak powstała szczepionka używana obecnie na całym świecie. Ale pamiętajmy, że u źródła sukcesu była myśl konkretnej osoby: Ozlem Tureci.
I szczepiąc się przeciwko COVID-19 (do czego bardzo namawiam!) - pomyślmy o niej z wdzięcznością!