Od zamachów w Paryżu upłynęło kilka miesięcy, śledczy wciąż jednak nie mają wiedzy na temat tych, którzy sprawili, że miasto spłynęło krwią.
Kiedy w piątek w jednej z brukselskich dzielnic policjanci dopadli wreszcie Salaha Abdeslama, Belgowie odetchnęli z ulgą. Francuzi zresztą też. Bo był to od listopadowych zamachów w Paryżu najbardziej poszukiwany człowiek na naszym kontynencie. To on miał być zdaniem francuskich śledczych jednym z mózgów masakry, która we francuskiej stolicy pochłonęła 130 niewinnych ofiar.
Nie przypuszczano jednak, że pojmanie terrorysty, z którego być może wyciągnie się informacje o tym, jak szykowano zamachy w Paryżu, będzie zakończeniem listopadowej masakry. Okazało się, jak wszystko na to wskazuje, że islamskie komando, którego członkiem był pojmany, znów da znać o sobie, a Belgowie mają prawo pytać po wtorkowych zamachach: ilu współpracowników aresztowanego terrorysty przebywa jeszcze na wolności?
Już wiadomo, że policje wielu europejskich krajów wszczęły poszukiwania kolejnego terrorysty, który mógł być powiązany z listopadowymi zamachami terrorystycznymi w Paryżu. Chodzi o 24-letniego Najima Laachraoui, którego DNA znaleziono na pasach wypełnionych materiałem wybuchowym, które znaleziono w teatrze Bataclan oraz w pobliżu Stade de France , a także w jednym z mieszkań w Brukseli z którego korzystali zamachowcy.
Do niedawna ten mężczyzna widniał na liście poszukiwanych terrorystów jako „Soufiane Kayal”, bo takie nazwisko nosił w sfałszowanym belgijskim dowodzie. Podejrzewa się, że uciekł on podczas obławy na innego terrorystę z Paryża Salaha Abdeslama, którego postrzelono i pojmano w ubiegły piątek.
Frederic van Leeuw, belgijski prokurator zaangażowany w wyjaśnienie okoliczności paryskiego zamachu, przyznał, że zarówno francuscy, jak i belgijscy śledczy nadal niewiele wiedzą o organizatorach paryskiego zamachu oraz ich pomocnikach, choć postęp w dochodzeniu jest już znaczny.
Przemysłowa dzielnica Brukseli okazała się wylęgarnią dżihadu
Molenbeek to jedna z najbardziej niebezpiecznych dzielnic na Starym Kontynencie . Tam były kryjówki terrorystów z Paryża i Brukseli.
W jednej chwili tuż po zamachach terrorystycznych 13 listopada ubiegłego roku w Paryżu „sławna” stała się była przemysłowa dzielnica belgijskiej stolicy. Zdominowana przez muzułmanów brukselska Molenbeek okazała się wylęgarnią terrorystów.
Przyznały to nawet oficjalnie belgijskie władze, które nie wiedziały, co się dzieje w tamtej zamkniętej społeczności. Ani policja, ani agenci służb specjalnych nie mogli przeniknąć do grup młodych ludzi, którzy byli zafascynowani dżihadem, a po instrukcje na temat świętej wojny przeciwko ludziom Zachodu jeździli do Syrii i Iraku.
To z tej owianej złą sławą dzielnicy wywodził się miedzy innymi Abdelhamid Abaaoud. Ten Belg marokańskiego pochodzenia uznany został przez francuskich śledczych za mózg zamachów w Paryżu.
Molenbeek zamieszkana jest w przeważającej większości przez ludność muzułmańską. Jedyne, czego tam nie brakuje, to meczety. Pozostawieni sami sobie młodzi ludzie zaczęli z czasem patrzeć przyjaźnie na Państwo Islamskie, które dzięki skutecznej akcji promocyjnej kusiło zagubionych i niedających sobie rady w zachodnim społeczeństwie muzułmanów.
Z Belgii droga do Syrii i Iraku była dla wielu krótka, powracali potem do Belgii jako ludzie zradykalizowani, przesiąknięci nienawiścią do zachodnich wartości. O tym nie wiedziały lub nie chciały wiedzieć belgijska policja i tamtejsze służby specjalne.
A tymczasem w młodych muzułmanach dojrzewała chęć odwetu na zachodnim społeczeństwie. Jak ustalono tuż po zamachach w Paryżu, to właśnie w tej dzielnicy mieli swoje kwatery uczestnicy listopadowych zamachów w stolicy Francji. Wypożyczonymi w Belgii samochodami pojechali oni do Paryża. Belgijskie służby liczą, że dzięki pojmaniu Saleha Abdeslama uda się im dojść do szefów komórek terrorystycznych.
Autor: Kazimierz Sikorski