Zabawa także musi być na torze
9 kilogramów mniej, nowa kierownica i koniec z ligą angielską - w ten sposób Kacper Gomólski chce zostać rewelacją Speedway Ekstraligi.
- Widać, że zimę spędziłeś pracowicie. Sylwetka niemal modelki...
- No bez przesady (śmiech). Jednak przyznaję, o wiele lepiej czuję się na motocyklu, zimą zeszło kilka kilogramów, do ligi zostało jeszcze trochę czasu i wciąż pracuję nad wagą. Pomaga mi świetny trener Radek Smyk i jeszcze ze 2-3 kg może być mniej. Na razie zrealizowałem 80 procent planu.
- W sprzęcie także prowadziłeś jakieś zmiany?
- Mam dwa silniki od mojego mechanika z Bydgoszczy, kolejne jeszcze dojadą, łącznie będą cztery na mecze ligowe. Testuję je od pierwszych sparingów, jest jeszcze trochę pracy, ale jestem zadowolony.
- Jeszcze jakieś nowości w teamie Kacpra Gomólskiego?
- Może to nie jest duża zmiana, ale zmieniłem kierownicę. W poprzednich latach korzystałem z mało popularnego modelu, może to też był jakiś problem. Na razie czuję różnicę, inaczej się prowadzi motocykl, ale liczę, że to będzie pozytywna zmiana.
- W Toruniu najszybciej rozpoczęliście treningi i sparingi. To pomaga przed sezonem?
- Na pewno, choć w tym roku przeciągałem ten wyjazd na tor, jak tylko mogłem. Pamiętam, że dwa lata temu siedziałem na motocyklu już pod koniec lutego lutego. Chodzi o to, żeby nie stracić kontaktu z motocyklem, ale jednocześnie nie zmęczyć się żużlem już przed sezonem. Dlatego w tym roku więcej jednak jeździłem na crossie, trochę także na lodzie zimą. Kontakt z motocyklem był praktycznie cały czas.
- Sporo zmian, czyli sam też nie byłeś zadowolony z poprzedniego sezonu. Wiele mówiłeś o zaufaniu ze strony toruńskiego klubu, które chcesz teraz spłacić.
- Przede wszystkim wynikami w lidze, muszę być lepsze niż rok temu. Wiem, że w poprzednim sezonie nie wszystko było idealnie, oczekiwano ode mnie lepszej jazdy, ja sam liczyłem na więcej. Teraz wyznaczyłem sobie pewien próg, który chciałbym osiągnąć, ale nie chcę tego zdradzać. Zrobię jednak wszystko, żeby go jeszcze przeskoczyć. Chcę być dobrze przygotowany, a kto i gdzie będzie jeździł w zespole, to już nie zależy ode mnie.
- Jest was sześciu seniorów, a miejsc w składzie pięć. Taka rywalizacja ci pomaga czy przeszkadza?
- Zdecydowanie motywuje, ta pracą nad wagę jest zresztą najlepszych dowodem. Myślę, że jeszcze większa motywacja będzie, gdy zaczną się już konkretne starty. Rywalizacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła, o ile odbywa się na zdrowych zasadach. Ważne jest także podejście zawodnika. Staram się to zmienić i znaleźć więcej luzu. Jeżeli żużel będzie tylko zawodem, to trudniej o wyniki, musi być w tym także jakiś procent zabawy.
- Jest jeszcze jedna zmiana: zrezygnowałeś z ligi angielskiej.
- Tak, postanowiłem skoncentrować się na ligach w Polsce i Szwecji. W poprzednim sezonie momentami było tej jazdy za dużo, brakowało czasu na pracę nad sobą i to odbijało się na wynikach. Jechałem do Anglii z czystą głową, potem wracałem i nie wiedziałem co się dzieje na polskich torach. To nie było dobre.
- Jak się odnajdujesz w przebudowanej drużynie?
- Wszyscy dobrze się znamy. Z Gregiem Hancockiem i Martinem Vaculikiem jeździłem w Tarnowie, z Grzegorzem Walasekiem także się spotykaliśmy wiele razy, z kolei Norbert Krakowiak to prawie mój sąsiad z Gniezna. To są chłopacy, z którymi można się dogadać i atmosfera w parkingu na pewno będzie dobrze.
- A na co was będzie stać na torze?
- Wiele osób stawia nas gdzieś tam w pierwszej dwójce obok Unii Leszno, ale wszystko zweryfikuje tor. Na razie koncentruję się na pracy nad sobą, a o lidze pomyślimy w kwietniu.