Zabiją nawet własną matkę dla dobra swojej firmy!

Czytaj dalej
Fot. Leśny Bursztyn
Katarzyna Bogucka

Zabiją nawet własną matkę dla dobra swojej firmy!

Katarzyna Bogucka

Tak zdeterminowanych pracowników nie ma żadna firma. W jednym miesiącu 1200 z nich przemierza aż 2 mln km, żeby wyprodukować zaledwie kilogram towaru! Łamią wszystkie przykazania dla zysku.

Ludzie myślą, że pszczoły produkują miód specjalnie dla pszczelarza albo że w ul wkręcony jest kranik. Tymczasem pasieka to pole najzacieklejszej bitwy między człowiekiem a zwierzętami, obdarzonymi świadomością, o wybitnej organizacji i koncentracji na celu. Tym celem jest zawsze miód, czyli przetrwanie. I rozmnażanie.

- W tym systemie to pszczoły są w porządku. Pszczelarz jest najzwyklejszym złodziejem, który prowadzi politykę rabunkową, czyli bierze, co nie jego. Nic dziwnego, że stale jesteśmy atakowani - zaznacza Michał Wochna, opiekun pasieki „Leśny Bursztyn”. Na spotkanie przy jego ulach w najbliższych dniach nie ma szans. Pszczoły są rozdrażnione, podobnie zresztą jak ich opiekun pracujący w trudnych warunkach pogodowych, w dodatku w stroju kosmonauty! Tylko młody i silny człowiek nadaje się do tej pracy. I odważny, ambitny, którego nie jest w stanie skusić klimatyzowane biuro i szybki pieniądz.

Matka superpłodna

Paradoksalnie, właśnie zaczął się i zarazem zakończył sezon. - Piekielnie ciężkie lato - wzdycha Michał Wochna. W tej chwili przygotowuje swoje podopieczne do przyszłego roku. - Pszczoły, które będą się legły już za dziesięć dni, aż do pięciu tygodni, wychowają pszczoły wiosenne. Dlatego ten moment jest bezcenny, strategiczny. To czas łączenia rodzin, inwestycji w młode rodziny (powstają z tzw. odkładów, czyli z mniejszej grupy pszczół, wydzielonej z dużej i silnej rodziny), karmienia, pobudzającego do czerwienia (tzn. do składania jajeczek; rasowa matka jest w stanie złożyć dziennie - w sezonie - do 3,5 tysiąca jajeczek; podczas jednego lotu unasienniającego matka pobiera nasienie, które wystarczy na... pięć lat czerwienia, a kopuluje z kilkunastoma trutniami), czas pielęgnacji, chuchania i dmuchania, wystawiania pszczołom czegoś w rodzaju szwedzkiego bufetu.

Michał Wochna bywa w pasiece nawet kilka razy dziennie, przez niemal jedenaście miesięcy w roku. Nie tylko bywa, ale przewozi zasiedlone ule na miejsca pełne atrakcyjnego pożytku, np. na faceliowe pola albo w akacjowe zakątki. I obserwuje. Swoimi podopiecznymi jest każdego dnia coraz bardziej zafascynowany, choć żądlą go niemiłosiernie. To nieprawda, że pszczoły nie atakują swojego pszczelarza, że rozpoznają go po zapachu. Każdego dnia przychodzi na świat nowe pokolenie tych owadów. Nie ma szans na zażyłość. Nasz rozmówca i tak zarzeka się, pół żartem, pół serio, że pszczelarstwa nie rzuci nigdy, prędzej pszczelarstwo rzuci jego. Każdy kiepski rok (tzn. zła pogoda, choroby, postępująca chemikalizacja rolnictwa) oznacza wymieranie rodzin, a razem z nimi pszczelarzy.

- Pszczelarze „giną” w ferworze walki o uratowanie pszczół. Tej walki nie wolno odpuszczać. Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo jesteśmy z pszczołami powiązani (patrz ramka obok - przyp. red.), ile im zawdzięczamy, jaki to genialny gatunek - opowiada pan Michał. I przykładami tego geniuszu sypie jak z rękawa. Pszczoły jako jedyne istoty ze świata zwierząt potrafią wybudować sobie dom, posprzątać w nim, wyprodukować pokarm, leczyć choroby, w zorganizowany sposób unicestwiać wrogów, zorganizować się bez odgórnych dyrektyw, a przy tym udowadniają, że działają świadomie, a nie tylko instynktownie. - Niekiedy zimą w ciepłym ulu mości sobie gniazdo mysz - mówi Michał Wochna. - Pszczoły zazwyczaj są w stanie intruza się pozbyć, czyli go zażądlić na śmierć. Co robią ze zwłokami? Gdyby te zaczęły rozkładać się w ulu, mogłyby zaszkodzić zdrowiu całej społeczności. Pszczoły nie mogą na to pozwolić, dlatego obklejają mysie truchło propolisem, czyli pszczelim kitem. Mysz jest w ten sposób świetnie zakonserwowana, toksyczne substancje nie wydostaną się poza propolisową zaporę.

Doskonałą barierą powstrzymującą (czytaj: unicestwiającą) wrogów jest wysoka temperatura. W ogóle ciepłota ula to temat rzeka. Pszczoły nie opuszczą domu, gdy na zewnątrz jest za zimno. Kapryszą także przy nadmiernym upale: grupa pszczół ustawia się wtedy przy wlotku do ula i wentyluje go machając w odpowiedni sposób skrzydłami. Są trzy ważne parametry: stała temperatura utrzymywana w ciągu doby, temperatura potrzebna do zabicia intruza (na przykład szerszenia albo...niechcianej matki - o tym za chwilę) lub do zwalczenia infekcji oraz temperatura niezbędna do wychowywania potomstwa. - Wieloletnie obserwacje wykazały, że najdłużej żyją i zbierają miód pszczoły odchowane w temperaturze 38 stopni Celsjusza, w klimacie niemal inkubatorowym, ale ul potrafi się rozgrzać nawet do ponad 40 stopni. Z pozycji zwykłego opiekuna pszczół nie jestem w stanie tych niuansów zbadać, ale zrobiła to za mnie - płacąc dwa miliony dolarów - stacja BBC, która wyprodukowała znakomity dokument o pszczołach, m.in. poruszający kwestie temperatury. Niestety, ten film nie wyczerpuje tematu. Pszczoły wciąż będą nas zaskakiwać - zachwyca się Michał Wochna.

Mówi m.in. o słynnym pszczelim tańcu, który jest niczym innym, jak mową, czymś w rodzaju GPS-u, określającego ilość i położenia namierzonego pokarmu, m.in. jego położenie względem ula, słońca.

Kolejny talent: „samoleczenie”. - Rój opuszcza zainfekowane gniazdo, zabierając ze sobą zapas pokarmu na kilka dni - opowiada Michał Wochna. - Pszczoły zużywając ten zapas pokarmu z zakażonego ula, pozbywają się ostatnich ognisk zakażenia i mogą rozpocząć cykl rozmnażania od nowa. To całkowicie świadomy krok, podobnie jak pewna radykalna reakcja na gwałtowną zmianę pogody, która niejednego czytelnika z pewnością zbulwersuje. Otóż pszczoły, w reakcji na gwałtowne ochłodzenie w sezonie, czyli na tzw. zimę w lecie, decydują się na zjedzenie jajeczek. Robią to tylko wtedy, gdy wiedzą, że nie będą w stanie wykarmić młodych, tzn. dostarczyć im nektaru i wody (nosi się ją w wolu miodowym, czyli w pasiastym odwłoku).

Kłąb zadusi na śmierć

Innym sposobem na powstrzymanie ekspansji w trudnym czasie jest przerwa w karmieniu matki (jej luksusowym posiłkiem jest mleczko pszczele). Bez pokarmu matka nie będzie czerwić, czyli produkować jajeczek, co jest sensem jej życia i życia całej wspólnoty. Co prawda mózgiem ula jest ciało zbiorowe, zaprogramowana przez naturę grupa, raczej spółdzielnia aniżeli firma - jak sugeruje Michał Wochna, ale bez matki ten ogół traci zdrowy rozsądek i efektywność działania. Za rozmnażanie biorą się wtedy robotnice, które karmione mleczkiem zyskują wprawdzie jajowody, ale nie mając szans na unasiennienie, wydają na świat tylko trutnie, co jest początkiem końca pszczelej rodziny. Dla matki końcem staje się brak akceptacji grupy. Dzieci są bezwzględne. Matka jest przez nie wyganiana z ula albo eksterminowana. Pszczoły zabijają temperaturą. Kłębią się wokół rodzicielki. Kłąb ma wielkość piłki golfowej, jest piekielnie zbity, twardy, niemal nie do rozłupania. W środku jest tak ciasno i gorąco, że osaczona pszczoła w końcu się dusi.

Gdzie jest w tym wszystkim miejsce na miód? Wystarczyć go musi i dla pszczół, i dla pszczelarza. Ile miodu zjadają pszczoły w czasie intensywnego rozwoju, czyli w maju? Nawet do 30 kilogramów! A to raptem ułamek tego, ile konsumują przez cały sezon!

Katarzyna Bogucka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.