Zabił, ale był zbyt chory by popełnić przestępstwo
Łukasz M. trafi bezterminowo do zamkniętego zakładu psychiatrycznego. Grupa przyjaciół zabitego Roberta przyszła do sądu, aby spojrzeć w oczy Łukaszowi M. Podejrzany bez emocji przyjął zainteresowanie swoją osobą.
Łukasz M. konwojowany wczoraj na salę sądową w asyście policji. Posiedzenie było zamknięte dla publiczności
Wczoraj Sąd Okręgowy w Szczecinie zdecydował, że umarza sprawę zabójstwa przy ul. Ku Słońcu w Szczecinie. W czerwcu ub.r. Łukasz M. ciosem nożem zabił bez powodu sąsiada, Roberta Woszczyka. Podstawą decyzji sądu były opinie biegłych psychiatrów i psychologa. Uznali, że mężczyzna w chwili czynu był niepoczytalny, a przebywając na wolności mógłby ponownie zrobić komuś krzywdę. Decyzja sądu oznacza, że zgodnie z polskim prawem podejrzany nie popełnił przestępstwa, bo nie miał świadomości co robi.
- W każdym cywilizowanym kraju osoba niepoczytalna w chwili czynu nie popełnia przestępstwa. Ta sprawa jest tragiczna dla każdej ze stron - mówi mec. Marek Mikołajczyk, pełnomocnik Łukasza M.
Mężczyzna po zamknięciu trafi pod opiekę specjalistów. Co pół roku będzie badany. Jeśli kiedyś jego stan się poprawi, sąd zdecyduje, czy będzie mógł opuścić szpital.
- Obawiam się bardzo, że niedługo on wyjdzie na wolność, bo poczuje się lepiej, gdy zacznie brać lekarstwa- uważa Ireneusz Woszczyk, brat ofiary.
Według niego śmierci Roberta można było uniknąć, gdyby wcześniej biegli lepiej przeprowadzili rozeznanie. Faktycznie, rok przez zabójstwem sąd po raz pierwszy rozpatrywał wniosek prokuratury o umieszczenie Łukasza M. w zakładzie. Wtedy był podejrzany o groźby karalne. Przed sądem biegli zmienili zdanie i uznali, że izolacja nie jest konieczna. Twierdzi, że mężczyzna podjął leczenie i może pozostać na wolności.
- Rok temu sąd opierając się na tamtej opinii nie zdecydował się na skierowanie podejrzanego do zamkniętego zakładu. Opinia biegłych jest w takich sprawach kluczowa dla decyzji sądu - wyjaśnia sędzia Michał Tomala z Sądu Okręgowego w Szczecinie.
Prokuratura nie odwołała się wtedy od tamtej decyzji.
- Gdyby rok temu biegli wydali inną decyzję do tragedii na Ku Słońcu mogłoby nie dojść. Pora rozważyć, czy w Narodowym Programie Zdrowia Psychicznego powinna być możliwość większej kontroli nad osobami, popełniającymi poważniejsze przestępstwa - zastanawia się mec. Rafał Wiechecki, pełnomocnik rodziny Roberta Woszczyka.
Znajomi ofiary chcieli początkowo zorganizować protest przed sądem, ale ostatecznie zrezygnowali z pomysłu.
- Chciałem mu spojrzeć w twarz. Nie jestem przekonany, że naprawdę jest tak chory - mówił jeden z nich.
Ale według lekarzy stan psychiczny Łukasza M. jest na tyle zły, że musi być izolowany. W czerwcu 2016 r. na ul. Ku Słońcu w Szczecinie zaatakował nożem Roberta. Obaj byli sąsiadami, choć nie znali się. Cios w okolice mostka okazał się śmiertelny.
- Brat był na spacerze z psem. Rozmawiał przez telefon z narzeczoną. Zdążył jeszcze krzyknąć „pomocy” do zatrzymującego się kierowcy i upadł. Mimo reanimacji, zmarł - opowiada pan Ireneusz, brat.
Policjanci zatrzymali Łukasza M. dwie godziny później w jego mieszkaniu. Wyglądało tak jakby zacierał ślady. Dlatego brat ofiary ma wątpliwości, czy Łukasz M. nie symuluje choroby. Od kilku lat cierpi na poważną chorobę psychiczną. Był kilkakrotnie hospitalizowany, najdłużej przez 4,5 miesiąca. Wcześniej były też skargi na jego zachowanie, bo bywał agresywny. Groził przypadkowym ludziom śmiercią, oblaniem kwasem. Bieli uznali, że wtedy nie był tak groźny, aby zrobić komuś krzywdę.