Z sądu Mieszkaniec gm. Janów odpowie za śmierć kolegi, który zmarł po tym, jak został popchnięty na krawężnik.
Jak to jest możliwe, że człowiek, który doprowadził do śmierci innej osoby chodzi tyle czasu na wolności i zachowuje się tak, jakby nic się nie stało? - zadzwonił do nas Czytelnik, który prosi o anonimowość.
Jest zszkowany tym, że Krzysztof M., mieszkaniec Jasionowej Doliny jest na wolności. Mimo, że kilka miesięcy wcześniej przyczynił się do śmierci Zygmunta B., mieszkańca pobliskiego Janowa. Doszło do niej w czerwcu tego roku.
Krzysztof M. wraz ze swoją ofiarą w upalne, niedzielne popołudnie spożywali alkohol w centrum Janowa, w pobliżu jednego ze sklepów. W trakcie alkoholowej libacji doszło między kompanami do sprzeczki, w wyniku której panowie poszarpali się. Młodszy Krzysztof M., uderzył tak niefortunnie ofiarę, że ten upadł na chodnik, uderzając głową o krawężnik. W wyniku odniesionych obrażeń, zmarł kilka dni później w szpitalu.
Sokólska prokuratura postawiła zarzuty jego oprawcy, nie decydując się jednak na zastosowanie środka dozoru wobec niego, jakim jest tymczasowy areszt. Artur Kuberski, szef miejscowej prokuratury rejonowej, zapytany o powody takiego postępowania odpowiedział, że taka była decyzja prokuratora prowadzącego sprawę.
- Widocznie uznał, że areszt tymczasowy w przypadku tej osoby nie jest konieczny - wyjaśnił prokurator rejonowy.
Mężczyznę oskarżono o to, że nieumyślnie doprowadził do śmierci pokrzywdzonego. Grozi mu za więzienie.
- Krzysztof M. od dłuższego czasu nadużywał alkoholu, tak było przed wypadkiem, nic się nie zmieniło po nim. Dalej pije. Zapewne dostanie wyrok w zawieszeniu i będzie wciąż stwarzał zagrożenie - skomentował sprawę nasz rozmówca.
Dodał, że oskarżony daje się we znaki okolicznym mieszkańców głównie tym, że kilka razy dziennie pokonuje pieszo drogę z Janowa, do domu w Jasionowej Dolinie. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że mężczyzna jest wtedy pod silnym wpływem alkoholu. Co powoduje, że zazwyczaj nie podąża poboczem, a środkiem drogi. Szczególnie uciążliwe jest to, że nie używa odblasków, więc zwłaszcza po zmroku jest niewidoczny.
- W końcu i jego ktoś na tej drodze zabije. Miejscowi znają jego trasę, więc wykazują ostrożność, ale uczęszczana jest ona nie tylko przez jego sąsiadów - zauważa mężczyzna.
Niestety, akurat w tej sprawie prokuratura ma związane ręce. Jej szef radzi, by o uciążliwym pieszym informować policję. A tymczasem jeszcze w styczniu Krzysztof M. stanie przed sądem.