Zabił kota w muzeum. Sprawa poszła do sądu
Przesłuchiwany był Wojciech K., pracownik MA w Biskupinie.
- To grubsza sprawa - mówił Rafał Gaweł - działacz organizacji Ludzie Przeciw Myśliwym po wyjściu z sali rozpraw (ta odbyła się w miniony piątek w Sądzie Rejonowym w Żninie). - Nie chodzi o kota - stwierdził z kolei Wojciech K., pracownik muzeum w Biskupinie.
Zdarzenie miało miejsce we wrześniu 2015 roku. Wojciech K., w pobliżu portierni Muzeum Archeologicznego, zabił kota strzałem w głowę (wcześniej zwierzę miało wpaść pod koła jego auta - dobił więc, by nie cierpiało - wyjaśniał). Tłumaczył później: zwierzę było szkodnikiem na terenie rezerwatu, niejeden raz ten kot zagryzł inne zwierzęta z naszego muzeum.
- Uważałem, że to stosowne, naturalne. Czułem, że mam obowiązek to wykonać - mówił na sali rozpraw. Dodał także: - Nie wiedziałem, że jest to kot udomowiony.
Wojciech K. to wieloletni pracownik Muzeum Archeologicznego. Opiekuje się zwierzętami, których hodowlę instytucja prowadzi. - Nigdy nie było zastrzeżeń do jego pracy - podkreśla Wiesław Zajączkowski, dyrektor instytucji. Dodaje także: - Po tym incydencie został ukarany. Gdy usłyszałem o sprawie, nie czułem się kompetentny, aby robić śledztwo, zawiadomiłem więc prokuraturę. Jednocześnie mogę powiedzieć, że znam dobrze pana Wojtka i jego stosunek do zwierząt, dlatego byłem zaskoczony sytuacją. W związku z tym oddałem to w ręce wymiaru sprawiedliwości. I nie było - jak utrzymują różni ludzie - że to oni zawiadomili, tylko ja zawiadomiłem. Żeby uciąć spekulacje, że chcę zdarzenie ukryć - dodał Zajączkowski.
- Wysoki sądzie - mówił w piątek Rafał Gaweł. - Pojechałem do muzeum, rozmawiałem z pracownikami. Dowiedziałem się, że to nie był pierwszy taki incydent. Poza tym oskarżony strzelał w miejscu, gdzie przebywały inne osoby, stwarzając zagrożenie dla ich zdrowia i życia. Odbywało się to w godzinach pracy, na terenie muzeum.
Prowadzący sprawę sędzia Robert Tuchciński poinformował o terminie kolejnej rozprawy. Zaplanowano ją 31 marca.
Po wyjściu z sali rozpraw Rafał Gaweł skomentował od razu: - To będzie grubsza sprawa.
Wojciech K. powiedział nam z kolei: - Nie chodzi o kota. Tu chodzi o nagrodę, którą otrzymałem (za pracę, od marszałka województwa - przyp. red.). I o to, aby uderzyć we mnie i dyrektora muzeum. Osoba, która rozgłośniła tę sprawę, a pracuje w naszym zakładzie, podkreślała: „Na festyn przyjeżdża 48 tysięcy ludzi? To teraz nie będą przyjeżdżać do miejsca, gdzie zabija się koty“.